Jego serce było tykającą bombą. Na boisku cudem uniknął śmierci

Facebook
Facebook

Była ósma minuta meczu, gdy nagle Petr Maly padł nieprzytomny na murawę. Rozpoczęła się walka o życie, udało się. Dopiero potem okazało się, że ma bardzo rzadką chorobę serca.

W tym artykule dowiesz się o:

Petr Maly był jednym z wielu utalentowanych czeskich piłkarzy. Wyróżniał się na tle rówieśników i futbolu uczył się w słynnej Sparcie Praga. Tam w seniorskiej piłce nigdy nie dostał szansy. Po kilku latach walki o miejsce w składzie odszedł do lokalnego rywala.

W Dukli Praga pomocnik grał częściej. Wszystko zmieniło się 17 stycznia 2014. Jego zespół rozgrywał mecz sparingowy z Taborskiem. 29-letni wówczas Maly wyszedł w pierwszym składzie.

W ósmej minucie rozegrał się dramat. Maly nieprzytomny upadł na boisko. Wcześniej zawodnik Dukli nie skarżył się na żadne dolegliwości, był okazem zdrowia.

- Nie było żadnego sygnału ostrzegawczego. Pochyliłem się i nagle zrobiło się czarno - opowiada dziś 32-latek.

Tak naprawdę zawodnik miał mnóstwo szczęścia. Obecni na meczu ratownicy medyczni ruszyli mu na pomoc. Gdyby stracił przytomność w domu lub innym miejscu, prawdopodobnie by tego nie przeżył.

Czech trafił do szpitala, z którego został wypisany po kilku dniach. Nie oznaczało to, że jest już zdrowy. Lekarze szukali przyczyny nagłego ataku serca, ale długo nie umieli jej znaleźć. Szczegółowe badania nie wykazywały niczego, co rozwiązałoby zagadkę.

- Najpierw lekarze myśleli, że problem może dotyczyć mózgu. Potem była wersja z padaczką. Zrobiono mi EEG, rezonans magnetyczny, ale ciągle nic - opowiada.

To zmusiło specjalistów do wykonania jeszcze dokładniejszych badań. Po sześciu miesiącach biegania po szpitalach w końcu wszystko się wyjaśniło. Maly chorował na arytmogenną kardiomiopatię. To bardzo rzadkie i trudne do wykrycia schorzenie. Mówi się, że serce chorych jest tykającą bombą.

- Wysiłek fizyczny zaburza naturalny rytm. Serce bije nawet z prędkością trzystu uderzeń na minutę (bezpieczny zakres to 60-100 uderzeń na minutę - przyp. red.). Po pierwszym ataku raz przesadziłem z ruchem. Nagle poczułem uderzenie w pierś, jakby mnie koń kopnął. Zajęło trochę czasu, zanim doszedłem do siebie - przyznaje.

Wychowanek Sparty Praga ma wszczepiony rozrusznik. Nie ma jednak mowy o uprawianiu sportu. W Dukli powierzono mu rolę kierownika drużyny, pracuje także z młodzieżą.

Maly od wypadku tylko raz pojawił się na boisku. W 2015 roku symbolicznie wszedł na minutę w meczu Dukli Praga z FK Teplice. Jego zespół wygrał 5:1, a kibice pożegnali go owacją na stojąco.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Pudzianowski przed walką z "Popkiem" dostał prezent. Od kibica

Komentarze (2)
avatar
Damian Zalewnik
22.10.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
To jest prawdziwy cud, że przeżył, a nie jakaś krwawiąca figurka. 
avatar
willow007
22.10.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Rozrusznik - fatalne słowo w polskiej wersji. Ang. "pacer" lepiej oddaje rolę urządzenia, które ma nadawać właściwe "tempo" biciu serca.