Kibicom często się wydaje, że ich idole są okazami zdrowia. Historia jednak zna mnóstwo przypadków, że lata treningów, specjalistyczne diety i bardzo dobra opieka zdrowotna nie czynią sportowców herosami. Nie omijają ich nawet śmiertelne choroby.
Obecnemu pokoleniu nazwisko Danny Wallace zapewne niewiele mówi. Możliwe, że coś o nim słyszeli fani Manchesteru United, którzy zagłębili się w historię swojej ukochanej drużyny. To piłkarz, którego tragiczne losy wstrząsnęły całą Wielką Brytanią.
Rekord, sukcesy i problemy
Danny już od dziecka przejawiał talent do futbolu. W szkolnej drużynie wyróżniał się na tle rówieśników. W swoich szeregach widzieć chciały go czołowe angielskie kluby. Wśród nich był Arsenal Londyn. Wallace wybrał jednak inaczej. W wieku 13 lat został zawodnikiem Southampton, a trzy lata później zadebiutował w Premier League.
Utalentowany napastnik miał dokładnie 16 lat i 313 dni, kiedy zagrał przeciwko Manchesterowi United. Stał się najmłodszym debiutantem w historii ligi i dzierżył ten tytuł przez 25 lat, gdy jego rekord poprawił Theo Walcott.
Kariera Danny'ego rozwijała się modelowo. W lidze strzelał bramki, grał w reprezentacji Anglii U-21, a nawet zadebiutował w pierwszej kadrze. I to jak - strzelił gola w meczu towarzyskim z Egiptem. Do drużyny narodowej już nigdy nie wrócił, ale w 1989 roku spełnił swoje marzenie. Kupił go zespół "Czerwonych Diabłów".
Pierwszy sezon był wyjątkowy. Klub z Manchesteru doszedł do finału Pucharu Anglii. Dla wielu kibiców i piłkarzy zwycięstwo w tych rozgrywkach było ważniejsze od mistrzostwa kraju. Wallace miał to szczęście, że Alex Ferguson zaufał mu w finale. Pierwszy mecz zakończył się remisem 3:3, a w powtórzonym spotkaniu United zwyciężyli 1:0.
- Jako młody chłopiec oglądałem finał Pucharu Anglii i marzyłem, aby pewnego dnia zagrać w takim meczu i zdobyć trofeum. Potem dołączyłem do United i udało się osiągnąć cel. To była magia. Pamiętam hałas, gdy wychodziliśmy z tunelu na stadion. Medal odebrałem jako ostatni i wtedy sobie pomyślałem: właśnie po to przyszedłem do tego klubu - wspomina piłkarz.
Kariera wtedy 26-letniego napastnika miała nabrać tempa, ale stało się inaczej. Wallace wprawdzie ma w CV m.in. Puchar Zdobywców Pucharów, Superpuchar Europy czy mistrzostwo Anglii, ale w czerwonej koszulce grał coraz mniej. Częściej odwiedzał gabinety lekarskie.
W poszukiwaniu przyczyny bólu
Wallace z Manchesteru United odszedł w 1993 roku. Przez cztery lata rozegrał 47 meczów i strzelił sześć goli. W międzyczasie było wypożyczenie do Millwall, kompletnie nieudane. Potem próbował odbudować się w Birmingham City oraz Wycombe Wanderers. Wszędzie grał sporadycznie, a zdrowie coraz bardziej szwankowało.[nextpage]- Cały czas doskwierał mi ból. Nogi ciągle mnie bolały. Nie mogłem chodzić po treningu. Łapałem uraz za urazem. Zastanawiałem się, gdzie straciłem swoją szybkość - opowiada i przytacza jedną historię. - Grałem w rezerwach Birmingham. Dostałem piłkę, kopnąłem ją i poczułem, jakbym uderzył balon pełen wody. Nie miałem siły w nogach.
Niedawny piłkarz Man Utd. próbował jeszcze walczyć o pozostanie w futbolu. Poszedł na testy do Mansfield, ale tam tylko uświadomił sobie, że dalsze uganianie się za piłką nie ma sensu. Ciało już sobie nie radziło. Danny w 1995 roku zakończył karierę.
Reprezentant Anglii z żoną otworzył biznes (sprzedaż kanapek). Po dwóch latach usłyszał od lekarzy szokującą wiadomość. Zachorował na stwardnienie rozsiane.
- Moja pierwsza reakcja? Radość, bo w końcu dowiedziałem się, co jest ze mną nie tak. Mówię szczerze. Byłem bardziej szczęśliwy niż zszokowany. Co innego moja żona. Ona była przerażona - przyznaje.
Nauka życia od nowa
Choroba coraz bardziej dawała się we znaki. Stwardnienie rozsiane atakuje ośrodkowy układ nerwowy człowieka, a z czasem może całkowicie unieruchomić chorego.
Wallace miał różne momenty. Czasami podejmował walkę z chorobą, a czasami kompletnie się poddawał. Były piłkarz ma wiele historii, które pokazują, jak bezlitosna jest to choroba.
- Pamiętam, jak pewnego wieczoru upadłem w nocnym klubie. Nie byłem pijany. Po prostu nagle nie mogłem chodzić i nie umiałem wstać z podłogi. Przyjaciele chcieli mnie podnieść, ale ja krzyczałem, aby pozwolili mi to zrobić samemu. Ludzie jednak wiedzieli swoje. Mówili, że jestem pijany. To było straszne - zdradza.
Życie prywatne zmieniło się nie do poznania. Najtrudniejsze było pogodzenie się, że nie będzie mógł wykonywać normalnych dotąd czynności.
- Często grałem z najmłodszym synem w piłkę, odbierałem go ze szkoły, a teraz nie mogłem. Z czasem każdy dzień zaczynałem od picia brandy. Nawet pijany odbierałem syna ze szkoły. To były trudne chwile. Na szczęście żona Jenny trzymała całą rodzinę.
Dawny bohater Manchesteru United ma teraz 52 lata. Piłka jest tylko wspomnieniem. Praca? Nie ma o tym mowy. Niegdyś szybki piłkarz dzisiaj przez kilka godzin wykonuje proste czynności w domu.
- Nie mogę pracować. Jestem na zasiłku dla osoby niepełnosprawnej. Staram się coś robić w domu, ale to trudne. Zebranie naczyń i włożenie ich do zmywarki zajmuje mi kilka godzin. W dodatku trudno mi poruszać się po mieszkaniu. Owszem, wszędzie mamy poręcze, ale i tak zaliczyłem już wiele upadków. Niedawno upadłem na stół. Rozwaliłem sobie głowę i lekarze założyli mi piętnaście szwów - mówił Wallace.
ZOBACZ WIDEO posłał rywala na deski i... wypadł z ringu!