Były mistrz UFC w wadze półciężkiej, Jon Jones, przyzwyczaił kibiców do tego, że co jakiś czas ładuje się w tarapaty związane z łamaniem prawa.
W kwietniu ubiegłego roku sportowiec wjechał na skrzyżowanie na czerwonym świetle powodując wypadek, w którym ucierpiała ciężarna kobieta. W samochodzie Jonesa funkcjonariusze policji znaleźli wówczas marihuanę.
Media za oceanem piszą dziś o incydencie z ubiegłego czwartku, kiedy to Jones został zatrzymany przez patrol policji w Nowym Meksyku. Gwiazdor UFC, który został ukarany mandatem za udział Corvettą w wyścigu ulicznym, wdał się w ostrą pyskówkę z policjantem nazywając go... "piep***nym kłamcą" i "świnią". Jones miał wielkie szczęście, że nie trafił do aresztu policyjnego za obrazę oficera.
Kilka dni po tym zdarzeniu sportowiec postanowił przedstawić w mediach swoją wersję wydarzeń. Zgodził się, że podczas rozmowy z policjantem nie panował nad emocjami i przeprosił za swoje zachowanie. Do zarzutu o udział w wyścigach jednak się nie przyznał.
- Nie uczestniczyłem w wyścigu ulicznym. Podczas rozmowy z policją byłem rozemocjonowany i powiedziałem kilka słów, których nie powinienem mówić do oficera policji. Przepraszam za to, ale nie czuję się winny - napisał Jones w oświadczeniu do mediów.
Opracował PB
[b]Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: niesamowity popis Ibrahimovicia
[/b]