W tym tygodniu Artur Baranowski zachwycił całą Polskę. W finale popularnego teleturnieju "Jeden z Dziesięciu" dokonał wręcz niemożliwego. Odpowiedział na wszystkie 40 możliwych pytań. Najpierw zgłosił się do pierwszych trzech, a kolejne 37 wziął na siebie. I ani razu się nie pomylił.
Zdobył 803 punkty, czym pobił rekord teleturnieju. Co więcej, lepszego rezultatu nie da się już wykręcić. Takie osiągnięcie nie mogło przejść niezauważone. Uczestnik teleturnieju stał się bohaterem internetu i wielu memów.
Zasady teleturnieju mówią, że dziesięciu najlepszych zwycięzców danego sezonu bierze udział w wielkim finale. Tak miało też się stać z Baranowskim, ale nie przyjechał na nagranie. Zamiast uczestnika na ekranie oglądaliśmy tylko puste krzesło.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Bajeczne wakacje. Tak wypoczywa rywalka Świątek
- Baranowski nie pojawił się na nagraniu i usłyszeliśmy od produkcji, że nie weźmie udziału w naszym finale z powodu awarii auta - powiedział jeden z uczestników finału dla "Onet".
Takie zachowanie skrytykował dziennikarz Krzysztof Stanowski. Jego zdaniem TVP i realizatorzy teleturnieju nie dopełnili obowiązku.
"Jak masz gościa, o którym mówi cała Polska i psuje mu się auto, to wysyłasz helikopter i ekipę reporterską i pokazujesz akcję w Wiadomościach. I grzejesz tym na maksa. Jeśli zamiast tego machasz ręką i mówisz "gramy bez niego" to nie rozumiesz swojej pracy." - napisał Krzysztof Stanowski na portalu społecznościowym X (dawniej Twitter).
Artur Baranowski w ten sposób stracił szansę na 40 tysięcy złotych. Zdobył jednak 10 tysięcy złotych dla uczestnika, który wywalczył najwyższą liczbę punktów. Jego konkurenci nie potrafili zdobyć w dwóch odcinkach tyle, co on w jednym.
Czytaj więcej:
Długo na to czekała. Legenda przekazała wspaniałe wieści