Problemy z kapryśną aurą trwały w Klingenthal przez cały weekend. Otwierający sezon 13/14 konkurs drużynowy składał się z zaledwie jednej serii. Polacy zajęli w nim czwarte miejsce ze stratą zaledwie 2,5 pkt do podium.
Zdecydowanie najlepiej spośród Biało-Czerwonych spisał się wtedy Krzysztof Biegun, który wylądował na 141. metrze i w klasyfikacji indywidualnej był czwarty. 19-letni wówczas skoczek nie był postacią anonimową.
Z bardzo dobrej strony pokazał się w sezonie letnim, kiedy zajął piąte miejsce w klasyfikacji generalnej LGP. Tylko na inaugurację znalazł się poza czołową dziesiątką. Udało mu się ponadto wygrać w Hakubie i zająć trzecią lokatę w Niżnym Tagile.
ZOBACZ WIDEO: Kamil Stoch zdradził, czego potrzeba do lepszych skoków. Padły trzy kluczowe słowa
Pierwszy konkurs indywidualny sezonu 13/14 mógł w ogóle nie dojść do skutku. Przed jego rozpoczęciem wielokrotnie zbierało się jury zawodów. Ostatecznie podjęto decyzję o przeprowadzeniu rywalizacji, która ruszyła z aż dwugodzinnym opóźnieniem.
Od samego początku wiadomo było, że karty rozdawał będzie wiatr. I tak też się stało. Na loterii najlepsze losy wyciągnęli zawodnicy z pierwszymi numerami, w tym Krzysztof Biegun.
19-latek na swoją próbę musiał się naczekać. Z powodu silnego wiatru został ściągnięty z belki. W dół najazdu mógł ruszyć dopiero za drugim razem. Już po wyjściu z progu było pewne, że poleci daleko. Szybował wysoko, pewnie.
- I tak wylądowane, czysto, pięknie - mówił komentujący te zawody dla TVP Sport Włodzimierz Szaranowicz. - Ależ fantastycznie. Łukasz Kruczek i Maciej Maciusiak zachwyceni. 142,5 metra! - dodał.
Choć od jego noty odjęto 11,7 pkt z uwagi na wiatr, to łączny wynik robił wrażenie - 135,8 pkt i pewne prowadzenie. Momentalnie obniżono rozbieg. Z czasem warunki zaczęły się pogarszać, a Biegun pozostawał na prowadzeniu.
Kiedy na górze pozostali już tylko Anders Bardal i Gregor Schlierenzauer nastąpiła kolejna przerwa. Po konsultacjach z trenerami postanowili zrezygnować ze swoich skoków. Konkurs dobiegł końca, a jego sensacyjnym triumfatorem został Krzysztof Biegun.
- Nie mam słów. Jeżeli tak się to wszystko skończy, to pora odkładać mikrofon i zająć się czymś innym. Zostawić tę dyscyplinę, żeby dogorywała, bo to, co się stało, jest nie do przyjęcia. Z punktu widzenia sportowego nie ma żadnego uzasadnienia, żeby w ten sposób pozbawić ludzi normalnej satysfakcji, że byli lepsi od innych, albo mieli więcej szczęścia - opisywał zamieszanie z Norwegiem i Austriakiem Szaranowicz.
Polacy mieli jednak powody do zadowolenia. Oprócz wygranej Bieguna było jeszcze piąte miejsce Piotra Żyły, szóste Macieja Kota i dziewiąte Jana Ziobry. Punktował jeszcze Dawid Kubacki. Tydzień później Biegun mógł założyć żółtą koszulkę lidera klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.
Jego kariera nie potoczyła się jednak tak, jak tego oczekiwano. W Ruce był 18., a na kolejne punkty musiał poczekać do początku Turnieju Czterech Skoczni. Przyzwoicie spisał się jeszcze w Zakopanem, a w kolejnych trzech sezonach zaliczył jedynie epizody w Pucharze Świata, aż zakończył karierę.
Sukces Bieguna z Klingenthal wciąż pozostaje jednak w pamięci kibiców. Szansę na powtórzenie jego wyczynu będą mieli w sobotę Kamil Stoch, Piotr Żyła, Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł.
Ta czwórka przystąpi do konkursu, który zaplanowany został na godz. 16:00. Transmisję pokażą TVN i Eurosport 1, a także platformy WP Pilot, Player i Eurosport Player. Tekstowa relacja live dostępna będzie na WP SportoweFakty.
Czytaj także:
- Szczęśliwe miejsce dla Polaków. Kolejna szansa na przełamanie
- Piotr Żyła zaskoczył podczas wywiadu! "Nie wiem, co się ze mną dzieje"