Reprezentacja Niemiec znakomicie rozpoczęła sezon 2020/21. Markus Eisenbichler wygrał dwa pierwsze konkursy rangi PŚ, w grudniu wszyscy podopieczni Stefana Horngachera ze znakomitej strony pokazali się na mistrzostwach świata w lotach w Planicy. Złoty medal w rywalizacji indywidualnej wywalczył Karl Geiger, a wspomniany wcześniej Eisenbichler stanął na najniższym stopniu podium. Ponadto, Niemcy zostali wicemistrzami świata w drużynie, w ostatnim skoku tracąc prowadzenie w zawodach na rzecz Norwegów.
Stolica Tatr - zmora reprezentacji Niemiec
Minął miesiąc, a dziś sukcesy skoczków zza naszej zachodniej granicy wydają się prehistorią. W miniony weekend 15-17 stycznia w Zakopanem Niemcy stanowili tło dla pierwszoplanowych aktorów zmagań na Wielkiej Krokwi. W konkursie drużynowym uplasowali się dopiero na 6. miejscu z ponad 120-punktową stratą do najlepszych tego dnia Austriaków. Potwierdzeniem słabej dyspozycji były także zawody indywidualne. Do drugiej serii zakwalifikowało się co prawda pięciu reprezentantów Niemiec, ale tylko Markus Eisenbichler uplasował się w czołowej "10". Mistrzowi świata z 2019 roku zdołał wskazać pozytywną stronę nieudanego weekendu w stolicy polskich Tatr.
- Wniosek jest prosty. Nie skakaliśmy dobrze. Dziś na skoczni toczyłem walkę sam ze sobą. Cieszę się, że, że nawet przy złym dniu mam rywali w zasięgu wzroku i jestem gotowy na walkę o czołowe lokaty - podsumował 8. zawodnik konkursu przed mikrofonem niemieckiej telewizji "ARD".
ZOBACZ WIDEO: Skoki. Zakopane wypadkiem przy pracy? "Czasami zdarzają się takie zawody"
O ile Eisenbichler rzeczywiście wciąż miewa przebłyski dobrej formy, tak w przypadku Karla Geigera sytuacja wygląda zgoła odmiennie. Po zakończeniu 69. Turnieju Czterech Skoczni, który zakończył na 2. miejscu, z 27-latka uleciało powietrze. W trzech kolejnych konkursach Geiger uplasował się odpowiednio na 25., 11. i 25. miejscu. Ostatni raz tak kiepska passa przytrafiła mu się w drugiej połowie sezonu 2018/19. Sam zawodnik przyznaje, że na ten moment nie jest w stanie wskazać, co uniemożliwia mu dobre występy.
- Po tym weekendzie nie jestem o nic mądrzejszy. To nie było łatwe. Muszę przenalizować zaistniałą sytuację w ciągu najbliższych dni - stwierdził mistrz świata w lotach z grudnia ubiegłego roku.
Zapaść zaplecza
Kondycja trzonu kadry to jednak nie jedyny, a tylko jeden z wielu problemów, jakie doskwierają tej zimy Niemcom. Gorzej skaczą też zawodnicy bez perspektyw na podia w Pucharze Świata, a wręcz fatalnie wygląda sytuacja tych, którzy rywalizują głównie w zawodach niższej rangi. Wystarczy wspomnieć, że podczas Turnieju Czterech Skoczni grupa krajowa zaliczyła prawdziwą kompromitację. Jedynym jej przedstawicielem, który w niemieckiej części prestiżowego cyklu wywalczył punkty Pucharu Świata, był Richard Freitag. Patrząc przez pryzmat zwycięstw skoczka z Erlabrunn w zawodach PŚ w przeszłości, trzeba przyznać, że nie jest to powód do dumy.
Słowa krytyki można skierować również pod adresem samego Andreas Wellinger. Mistrz olimpijski z Pjongczangu z normalnej skoczni w żaden sposób nie przypomina zawodnika ze ścisłej światowej czołówki. W tym sezonie 25-latek zdążył już stracić miejsce w Pucharze Świata, odbić się od Pucharu Kontynentalnego, a 19 stycznia stanął na starcie zawodów FIS Cup w Szczyrku. Co ciekawe, nawet trzecioligowe progi okazały się za wysokie dla utytułowanego Niemca. W pierwszym konkursie na skoczni Skalite Welligner zajął 28. miejsce, przegrywając m.in. z trzema reprezentantami Włoch.
MŚ w Oberstdorfie - nadrzędny cel
Mimo kiepskiego stanu niemieckiego zaplecza Stefan Horgnacher całą energię zdaje się skupiać na głównych postaciach prowadzonej przez siebie kadry. Austriacki szkoleniowiec przekonuje, że błędy, które trapią Karla Geigera, zostały przez niego odnotowane.
- Coś po prostu u niego nie działa. Nie ma odpowiedniego wyczucia na progu, nie oddaje optymalnych skoków, nie zajmuje dobrej pozycji do lotu - analizował na łamach "allgaeuer-zeitung.de" Horngacher.
Nie ulega wątpliwości, że były trener reprezentacji Polski zdaje sobie sprawę z tego, że wielkimi krokami zbliżają się mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym. W tym roku Niemcy będą gospodarzem imprezy, co nakłada na ich barki podwójną presję. Mimo to Stefan Horgnacher apeluje o spokój. Austriak zapewnia, że panuje nad sytuacją i w odpowiednim momencie sezonu każdy szczegół będzie dopięty na ostatni guzik.
- Wszyscy musimy być cierpliwi i dalej pracować spokojnie. Wiemy, co potrafi Karl. Następnym ważnym wydarzeniem są Mistrzostwa Świata w Oberstdorfie. Wtedy Karl będzie w pełni gotowy - prognozuje 51-letni trener.
Zanim kibicom i ekspertom przyjdzie się przekonać, czy Stefan Horngacher robi dobrą minę do złej gry, minie jeszcze kilka tygodni. Należy przyjąć, że w ich trakcie reprezentacja Niemiec na czele z Karlem Geigerem będzie dążyć do całkowitego zażegnania obecnego kryzysu. Najbliższa szansa na swego rodzaju odbicie się od dna już w najbliższy weekend. W sobotę 23 stycznia w Lahti odbędzie się konkurs drużynowy, natomiast dzień później - 24 stycznia w niedzielę - skoczkowie przystąpią do rywalizacji indywidualnej.
Czytaj także: Skoki narciarskie. Pierwsza połowa sezonu okiem polskiego kibica. Pięć najważniejszych wydarzeń
Czytaj także:
FIS Cup: świetny występ Jarosława Krzaka. Pokonał wielkie nazwiska