W poniedziałek z Finlandii dotarła smutna wiadomość: nie żyje Matti Nykaenen. Fin od lat igrał ze śmiercią. Był jednym z najwybitniejszych skoczków narciarskich w historii. Jego życie należy jednak podzielić na dwa etapy: przed igrzyskami olimpijskimi w Calgary i po nich. Rok 1988 był przełomowy dla fińskiego skoczka. Sukces namieszał mu w głowie, a zamiast sportu ważniejsza była zabawa. Do niej Nykaenen też miał talent.
W latach osiemdziesiątych nie było lepszego skoczka niż Fin. Pierwszy konkurs Pucharu Świata wygrał w wieku 17 lat. Był najlepszy w zawodach otwierających Turniej Czterech Skoczni 1981/1982. W Oberstdorfie o 0,6 punktu pokonał późniejszego triumfatora Niemca Manfreda Deckerta. Już wtedy pukał do drzwi światowej czołówki, a eksperci powtarzali, że to do Nykaenena należeć będzie przyszłość.
- Wiadomość o jego śmierci mnie po prostu zszokowała. Wielka szkoda. Bardzo żałuję, że zmarł taki człowiek. To był młody człowiek. Wielka strata dla Finów i dla światowego sportu. Pamiętamy jak wybitnym był zawodnikiem. Był po prostu wielki - wspominał zmarłego Fina Wojciech Fortuna.
Jako pierwszy w historii
Nie mylili się. Fin królował na światowych skoczniach. W odniesieniu do jego sukcesów zwrot "jako pierwszy w historii" można powtarzać kilka razy. Był czterokrotnym mistrzem olimpijskim, pięciokrotnym mistrzem świata, cztery razy zdobył Kryształową Kulę za triumf w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Wygrał 46 konkursów PŚ, a 76 razy zawody kończył na podium. Długą listę sukcesów uzupełniają dwa triumfy w Turnieju Czterech Skoczni, mistrzostwo świata w lotach narciarskich i mistrzostwo świata juniorów.
W sezonie 1982/1983 aż dziesięciokrotnie stawał na najwyższym stopniu podium. Wtedy był to najlepszy wynik w historii. Długo był liderem klasyfikacji zwycięzców PŚ. Wyprzedził go dopiero Gregor Schlierenzauer. Wielu młodych skoczków, którzy zaczynali kariery w latach osiemdziesiątych naśladowało Nykaenena. Obdarzony dużym talentem Fin przez lata był dominatorem. Sława przyszła jednak zbyt szybko i wydaje się, że skoczek nie był na nią gotowy.
Przełom w życiu
Punktem zwrotnym w całym życiu Fina były igrzyska olimpijskie w 1988 roku, które rozegrano w Calgary. W Kanadzie Nykaenen nie miał sobie równych. Wygrał w obu konkursach indywidualnych, a wraz z kolegami z reprezentacji zdobył złoty medal w konkursie drużynowym. Był królem życia, najlepszym skoczkiem na świecie. Do dziś jest jedynym zawodnikiem, który na jednych igrzyskach wygrał wszystkie konkurencje w skokach narciarskich.
Gdy był na szczycie, zaczął coraz częściej zaglądać do kieliszka. W wieku 25 lat osiągnął wszystko. Swoją karierę rozmienił na drobne. Po zakończeniu olimpijskiego sezonu, na najwyższym stopniu podium zawodów Pucharu Świata stanął tylko raz: w 1989 roku w Garmisch-Partenkirchen. Entuzjazm do uprawiania skoków narciarskich miał coraz mniejszy. Po raz ostatni w PŚ wystartował w 1990 roku, ale punktów nie zdobył. Zamiast na Turniej Czterech Skoczni wybrał się na Wyspy Kanaryjskie, gdzie urządzał alkoholowe libacje.
Po mistrzostwach świata w 1991 roku (zajął w nich 50. miejsce na 62 startujących) zapowiedział zakończenie startów na skoczniach narciarskich. Oficjalnym powodem była kontuzja kręgosłupa. Nieoficjalnie: alkohol. - Po zawodach i obozach dużo piliśmy. W ten sposób dodawałem sobie odwagi. Nikt nie wlewał mi alkoholu do ust. To była moja własna ręka - mówił Nykaenen.
Król życia na dnie
Gdy Fin kończył karierę, miał 28 lat. Wtedy grupa biznesmenów zaproponowała mu zostanie piosenkarzem. Nykaenen zgodził się i to był strzał w dziesiątkę. Wydał płytę, która rozeszła się w liczbie ponad 25 tysięcy egzemplarzy i uzyskała status złotej płyty. Były skoczek poszedł za ciosem i wydał kolejny album, który już jednak nie osiągnął takiego sukcesu. Nykaenen już wtedy nadużywał alkoholu i miał problemy małżeńskie.
To odbiło się na finansach. Finowi brakowało pieniędzy na alkohol i imprezy, więc postanowił sprzedać wszystkie swoje medale olimpijskie za 100 tysięcy marek. Biznesmen Esa Teittinen, który kupił trofea, oskarżył sportowca o oszustwo. Nykaenen nigdy nie przekazał mu medali i oddał je do Fińskiego Muzeum Sportu. Sprawa skończyła się w sądzie, gdzie Nykaenen tłumaczył, że do transakcji nigdy nie doszło.
Już wtedy życiem byłego skoczka zawładnęły demony. - Piekło nie jest tak złe, jak moje życie - mówił po latach. Dorabiał jako kelner, śpiewak w barze karaoke, a gdy potrzebował pieniędzy nie miał oporów, by tańczyć w nocnym klubie jako striptizer. Problemy Nykaenena były coraz większe i nikt nie potrafił mu pomóc.
Pobyt w więzieniu
Były mistrz słynął z miłości do kobiet. Miał pięć żon i wiele narzeczonych. Jednak alkoholowy nałóg sprawił, że kobiety w jego towarzystwie nie mogły się czuć bezpiecznie. W 2003 roku został skazany na cztery miesiące więzienia w zawieszeniu za próbę zaatakowania nożem swojej czwartej żony, Mervi Tapoli. To był dopiero początek podobnych ekscesów w jego życiu.
Rok później został skazany na 26 miesięcy więzienia. Podczas sprzeczki w domku letniskowym swojej żony zranił nożem 59-letniego mężczyznę. Oskarżony został o próbę popełnienia morderstwa. Był pod wpływem alkoholu i nie był w pełni świadom swoich czynów. Sąd wziął to pod uwagę i skazał jedynie za ciężkie uszkodzenie ciała. Więzienie opuścił w 2005 roku i znów zaatakował swoją żonę, a także jednego z klientów pizzerii.
W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia 2009 został aresztowany za próbę zamordowania swojej żony paskiem od szlafroka. Nykaenen wpadł w furię, a Tapola ukryła się w domu sąsiadów. Znów na 16 miesięcy trafił do więzienia. W sierpniu 2010 roku rozwiódł się z żoną, która po raz piętnasty wniosła pozew. Kilka tygodni później miał już nową narzeczoną. Po latach przyznał, że w więzieniu miał myśli samobójcze.
Powrót do skoków
Jego życie odmieniła Pia Talonpoika, z którą ożenił się w 2014 roku. - Dzięki niej odzyskałem moje życie. Wcześniej było ono piekłem, ale spotkania z Pią były kluczowe - mówił Nykaenen. W 2016 roku zapowiedział swój powrót do skoków narciarskich. Chciał być trenerem i dbać o rozwój młodych fińskich skoczków.
Wcześniej wrócił do skoków, z powodzeniem startował nawet w mistrzostwach świata weteranów. Współpracował też z Harrim Ollim, ale nie przyniosło to efektów w postaci lepszych wyników fińskiego skoczka. Plany miał ambitne, ale nic z nich nie wyszło. - Chcę założyć swój własny team lub klub, w którym będę trenerem. Zacząłem już pierwsze starania. Przykro było na to patrzeć. Poczułem, że muszę coś zrobić. Mam ku temu kwalifikacje i dziwię się, że nikt z naszego związku narciarskiego się dotąd do mnie nie zgłaszał. Jestem pewny, że mogę uczyć prawidłowego skakania - mówił.
Jeszcze we wrześniu zeszłego roku rozważał powrót na skocznię. - Od jakiegoś czasu mam ochotę znowu wejść na górę rozbiegu. Ilekroć widzę skocznię, czuję silną nostalgię, wracają wspomnienia. To jest miłość, która nigdy się nie kończy. Nawet jeśli chciałbym odejść od skoków to wiem, że one ode mnie nigdy nie odejdą - wyznał Nykaenen. Swoich planów już nie zrealizuje.
I nieważne, że na sukces sami sobie zapracowali.
Bo na upadek też pracowali sami.
Żył krótko ale z rozmachem. Czytaj całość