Sezon dopiero się zaczyna. Polacy już są w świetnej formie, a z kolejnymi konkursami ich dyspozycja może być jeszcze lepsza. Kadra A zaciemnia jednak prawdziwy obraz polskich skoków. O kiepskim stanie zaplecza należy mówić nawet teraz, przed sezonem. Inaczej znowu szybko opadnie kurz, a czas na zmiany zostanie zmarnowany.
Odeszły talenty
W październiku decyzję o zakończeniu kariery podjął Krzysztof Biegun, zwycięzca inauguracyjnego konkursu Pucharu Świata w sezonie 2013/2014. - Oczywiście, że polskie skoki przez to straciły, bo nie mamy tak dużo seniorów, żeby pozwolić sobie na rezygnowanie z talentów. Pucharu Świata nie wygrywa się z przypadku. Tylko malkontenci mogą mówić o zwycięstwie Bieguna, że dobrze mu powiało i dlatego wygrał. Przy takim wietrze też trzeba umieć skoczyć i odpowiednio zachować się w powietrzu. Jasne, że wiatr pomaga lub niweczy skoki, ale trzeba mieć wysoką formę, aby potrafić go wykorzystać - tłumaczy Rafał Kot.
Były fizjoterapeuta polskiej kadry, ekspert telewizyjny i ojciec zawodnika kadry A Macieja Kota natychmiast przechodzi do większego problemu. - O tym się nie mówi albo mówi tylko po cichu. W Polsce nie mamy następców naszych najlepszych skoczków. Jest kadra Horngachera, a potem przepaść. Olek Zniszczoł niedawno zaczął skakać trochę lepiej, ale mamy naprawdę twardy orzech do zgryzienia.
Zarówno Ziobro, jak i Biegun, to niewykorzystane talenty. Temu pierwszemu nie pomógł "hardy" charakter. Potem sam doszedł do tego, że na powrót jest za późno. Szczególnie, że zrobił się wokół niego i sposobu w jaki odszedł medialny szum (nagrywał krytyczne względem trenerów i związku widea - przyp. red.).
- To nie zmienia faktu, że był wartościowym zawodnikiem i mógł jeszcze wiele osiągnąć. Biegun natomiast odpuścił za szybko. Owszem, mówił, że musi zarabiać na życie, imał się różnych prac zarobkowych. My nie za bardzo mamy jak pomóc takim skoczkom, a pomoc sponsorów mają tylko ci na topie, ze ścisłej kadry. Ci medialni i ci, którzy naprawdę dobrze skaczą. Zawodnikom, którzy nagle znajdują się na zapleczu jest naprawdę trudno - przyznaje Kot.
Okrągły stół
Pieniądze jednak muszą się znaleźć, inaczej trudno o zapobieganie podobnym sytuacjom w przyszłości. Ekspert jest przeciwny finansowaniu samych juniorów. Twierdzi, że ok. 80 procent zawodników to deprawuje. Na tak wczesnym etapie pieniądze nie pomagają karierze.
- Jeśli jednak chodzi o seniorów, powinniśmy zwrócić uwagę na zabezpieczenie stypendiów. Czy to Polski Związek Narciarski czy Ministerstwo Sportu. Nie ma konkretnej odpowiedzi na pytania o finansowanie takich zawodników, ale oni muszą za coś żyć. To są osoby dorosłe, chcą opuścić dom, założyć rodzinę, a brak powołania do kadry i startów nawet w konkursach najniższej rangi, powoduje, że rezygnują. Trzeba siąść do okrągłego stołu z przedstawicielami PZN i ministerstwa i porozmawiać o tym, jak pomagać zawodnikom z orbity zainteresowań kadry - komentuje Kot.
Jednolite szkolenie
Infrastruktura przeznaczona dla młodych skoczków zaczyna przybierać w Polsce rozmiary światowe. Remont przejdą mniejsze skocznie w Zakopanem, dużej inwestycji dokonano też np. w Chochołowie. Na mapie są m.in. także obiekty w Wiśle i Szczyrku. To świetny moment, aby przypomnieć o samym szkoleniu. W Polsce nie ma bowiem odpowiedniego systemu, który stworzyłby polskim skoczkom takie warunki, jak np. w Niemczech.
- Szkolenie zawodników powinno być poparte kursami dla trenerów klubowych. Były takie zakusy za czasów Hannu Lepistoe, kiedy dla trenerów zaczęto organizować seminaria. Odbyły się nawet jedno czy dwa. Potem tego zaprzestano. Zadajmy sobie pytanie: dlaczego Austria czy Niemcy natychmiast zastępują zawodników, którzy nie radzą sobie w Pucharze Świata, kolejnymi, będącymi na podobnym poziomie skoczkami? Powód jest jeden - ujednolicony system szkolenia. Tam, zarówno w szkołach mistrzostwa sportowego jak i w klubach, są podobne metody treningowe. Kiedy młody zawodnik dostaje powołanie do reprezentowania kraju w zawodach wyższej rangi, wie, że będą wobec niego stosowane podobne pomysły na treningi, co wcześniej. Rozumie, co ma mu do powiedzenia kolejny przejmujący go trener. Wtedy jest dużo łatwiej o sukces - wyjaśnia Kot. - Nie wrzuca się zawodnika do worka kolejnego trenera i nie mówi mu, że teraz masz skakać inaczej niż pod okiem trenera klubowego. Taki skoczek, aby nauczyć się nowych technik, musi stracić kilka tygodni. W tym czasie nie sprawdza się w zawodach, więc jest odsyłany do klubu, gdzie poprzedni trener znowu forsuje swoje metody.
Lepistoe był krytykowany, bo z uporem maniaka forsował ćwiczenia na płotkach. Tymczasem niedługo potem polscy trenerzy zaczęli masowo wprowadzać tę metodę do swoich planów treningowych. Podobnie było z Heinzem Kuttinem, który zwracał ogromną uwagę na trenowanie siły. Po pierwszych sceptycznych ocenach, inni trenerzy szybko zaczęli stosować jego pomysły u siebie.
Zmiany są możliwe
Były fizjoterapeuta kadry zaznacza, że w Polsce potrzeba seminariów i wspólnych szkoleń. Kadra A to nie wszystko. Funkcjonuje przecież jeszcze np. kadra kobiet. Tymczasem zawodniczki wciąż są dalekie od poziomu światowej czołówki. Jest ponadto kadra B i kadra juniorów.
- W paru przypadkach szkolą ich mało doświadczeni trenerzy. Maciek Maciusiak broni się wynikami, bardzo dużo nauczył się od Lepistoe, jest w ciągłym kontakcie z Horngacherem. Ale pozostali, przy całym szacunku do nich, mają naprawdę niewiele doświadczenia. Być może w przyszłości zostaliby świetnymi szkoleniowcami, ale najpierw powinni zacząć pracę z najmłodszymi. Muszą nauczyć się ich wychować, potem przejść do juniorów, potem dopiero do seniorów. U nas skoczek po zakończeniu kariery często automatycznie dostaje pracę jako trener. Krzywdę robi się nie tylko zawodnikom, ale też tym trenerom. Gdyby zaczęto szkolić ich najpierw u trenerów doświadczonych, po czasie, mogliby dojść nawet do pierwszej reprezentacji - nie ukrywa Kot.
ZOBACZ WIDEO ACB zapowiada dwie gale w Polsce w 2019 roku!
Dużo się mówi o potrzebnych zmianach, ale albo są one wprowadzane bardzo wolno, albo w ogóle. Ojciec Macieja, wieloletniego reprezentanta Polski, uważa jednak, że wciąż jest szansa, aby transformację przeprowadzić. Oczywiście nie przed sezonem, ale zaraz po nim.
- Modernizacja sztabów w tym momencie nie jest do przeprowadzenia. Nie będzie miarodajnych wyników, nawet jakbyśmy sprowadzili stu Kojonkowskich. Trzeba obserwować szkolenie w zimie, szczególnie przyjrzeć się dziewczynom, bo najwyższy czas, aby doszlusować do światowej czołówki w tym zakresie. Jesteśmy mocno w tyle, przecież miksty są już nawet na igrzyskach, a my w nich w ogóle nie zaistnieliśmy. Na koniec sezonu zimowego trzeba się nad wszystkim porządnie zastanowić i poważnie pomyśleć o sztabach w poszczególnych kadrach - apeluje Kot.
Już wcześniej zwracano uwagę (komentujący na SF), że mogą przyjść i być dni słabości. Mogą nie pomóc prezes, dyrektor i prezydent.
- 2014 - 23,5/24/30 (tutaj Kasai mocno zawyża wiek Japończyków)
- 2010 - 25/29/25
- 2006 - 24/26,5/28
- 2002 - 24/23/24 Załóżmy teraz, że Polacy na IO 2022 wystartują w tym samym składzie - ich średnia wieku będzie wynosić 33,5.
Warto też zobaczyć, jak duże jest zaplecze tych krajów, którzy po medale sięgają z rzędu: Niemcy: złoto 2002, srebro 2010, złoto 2014 i srebro 2018 - między imprezami w 2010 a 2014 i 2014 a 2018 wymieniono 3/4 składu
Austria: złoto 2006, złoto 2010, srebro 2014 - między 2006 a 2010 rokiem wymieniono 3/4 składu. między 2010 a 2014 1/2 składu
Norwegia: brąz 2006, brąz 2010 i złoto 2018 - między imprezami w 2006 i 2010 wymieniono cały skład drużyny Gdybyśmy teraz wymienili 3/4 składu czy choćby 1/2 ekipy to już mielibyśmy drużynowy kryzys. Czytaj całość