Piąty zawodnik klasyfikacji generalnej Pucharu Świata wybitnym lotnikiem nigdy nie był. W poprzednim sezonie pokazał jednak, że w końcu nauczył się skakać na największych obiektach, czego dowodem był lot na odległość 231 metrów w Planicy.
W Oberstdorfie jak na razie Kot nie potwierdza, że okiełznał już "mamuty". Pierwszego dnia startów na obiekcie imienia Heiniego Klopfera ani razu nie przekroczył 200. metra. Na pierwszym treningu uzyskał 191,5 metra, na drugim 187, a w kwalifikacjach dokładnie 200 metrów.
25-latek z AZS-u Zakopane był niezadowolony ze swoich skoków. - Zapoznanie ze skocznią pozytywne, bo przeżyłem, ale skoki słabe. Cały czas jest problem z prawą nartą, potęgowany przez mamucią skocznię. Wciąż szukam rozwiązania - powiedział Kot w rozmowie ze Skijumping.pl.
Problem z prawą nartą był widoczny u niego już w Willingen, gdy po wyjściu z progu przekręcało go w prawo. Korygowanie pozycji w locie odbijało się na odległości i miało wpływ na noty sędziów.
Kot podkreśla jednak, że na pewno nie zrezygnuje z żadnego ze startów, chociażby tych w Japonii i Korei Południowej, by spokojnie potrenować o wyeliminować błędy.
- Startów w Azji na pewno nie odpuszczę. Nie zamierzam zrezygnować z walki. Najważniejszy jest pomysł na to, jak to zrobić. Co zrobić - to wszyscy dobrze wiemy, ale jak - to już trochę głębszy problem. W każdym skoku szukam rozwiązania, raz jest trochę lepiej, raz gorzej. Przez to nie ma odpowiedniej swobody i radości ze skakania - wyznał triumfator Letniej Grand Prix 2016.
ZOBACZ WIDEO Maciej Kot: Kamil Stoch znowu pokazał klasę. Czapki z głów i oby tak dalej!