Polskie skoki pogłębiają się w coraz większym kryzysie. Zawodzą nie tylko Kamil Stoch, Dawid Kubacki oraz Piotr Żyła, ale także pozostali reprezentanci. Nie dziwi, że wszyscy próbują znaleźć powody takiego stanu rzeczy. Niektórzy eksperci i kibice wskazują na szkoleniowców, na czele z Thomasem Thurnbichlerem. Inni twierdzą, że od najlepszych odbiegamy pod względem sprzętowym.
Trenerzy są wściekli
Nie bez znaczenia jest jednak problem z przygotowaniem skoczni w Polsce. Swojego niezadowolenia już w grudniu nie krył Maciej Maciusiak, asystent austriackiego trenera. - Sytuacja nie mieści mi się w głowie, jest kuriozalna. Zawodnikom powinno się iść na rękę. Nie wiem, dlaczego nie mogliśmy trenować - wyznał w rozmowie z naszym portalem (więcej TUTAJ).
Niestety temat braku przygotowanych obiektów w naszym kraju powtarza się praktycznie co sezon od wielu lat. A przecież bez skakania trudno o dobrą formę. W jaki sposób Polacy mają rywalizować z Austriakami, Norwegami czy Niemcami skoro skaczą mniej. W ten sposób nie nawiążemy walki z czołówką światową, która coraz bardziej nam odjeżdża.
ZOBACZ WIDEO: Dla niej mąż nie przyjął propozycji transferu. "Nie rządzę w związku"
- Co roku lokalni szkoleniowcy o tym mówią. Nawet w tym sezonie dzwonił trener związany z kadrą narodową, który był bardzo niezadowolony i nie przebierał w słowach. Temat jest trudny. Nie dość, że mamy mało skoczni, to jeszcze one są nieprzygotowane lub przygotowane niedobrze i źle zarządzane - grzmi w rozmowie z WP SportoweFakty Jakub Kot, były skoczek, a obecnie ekspert telewizyjny.
Wstydliwe porównanie
Co prawda, jest on świadomy zmian klimatu, przez które nie zawsze w listopadzie pojawia się zima. Jednocześnie wskazuje na komercyjne stoki narciarskie, na których przygotowaniu zależy ich zarządcom, ponieważ mają z tego zysk. Takie osoby wręcz czyhają na każdy mróz, wystawiają armatkę i zaśnieżają teren. Wykorzystują każde okienko pogodowe.
- Oczywiście wszystkie stoki komercyjne wokół hulają już pewnie od końca listopada. Natomiast skoczni nie dało się naśnieżyć i przygotować. Mieliśmy do tej pory dwie edycje Orlen Cup. Kategoria open oraz junior nie skakała na K-90, jak powinna, a K-70. Jest to duży kamyczek do naszego ogródka - zwraca uwagę nasz rozmówca.
Brak winnych
W tej sytuacji nikt nie chce wziąć odpowiedzialności na siebie. Trudno też wskazać, co tak naprawdę jest przyczyną problemów z przygotowaniem skoczni na zimę. Wydaje się, że kłopotem nie są niewystarczające finanse. W tej sprawie próbowaliśmy porozmawiać z Sebastianem Danikiewiczem, dyrektorem Centralnego Ośrodka Sportu w Zakopanem, ale nie odbierał od nas telefonu. Być może zainterweniować powinien sam Polski Związek Narciarski lub Ministerstwo Sportu i Turystyki.
- Skocznia w Zakopanem jest zarządzana przez COS. Musi być współpraca pomiędzy PZN-em a Centralnym Ośrodkiem Sportu. Co ciekawe, w Ramsau dwie osoby przygotowują perfekcyjnie obiekt, a u nas nieraz jest tych ludzi pięć razy więcej i się nie da. Oczywiście, nie możemy wszystkich wrzucać do jednego worka, ponieważ czasami ta praca jest wykonana dobrze - wyznaje Jakub Kot.
Długa lista kompromitacji
Abstrakcyjnych przykładów jest więcej. Ekspert Eurosportu przypomina, że remont Średniej Krokwi kosztował około 52 milionów złotych. I jak opowiada, pomimo wydania tak dużej sumy, latem pojawia się kłopot ze zraszaniem i gdy trzeba polać igielit na przykład na skoczni K-70, odcina wodę na obiekcie K-90 i musi tam zostać wstrzymany trening. Zresztą na tej pierwszej skoczni stworzono za krótki rozbieg, przez co słabszym skoczkom brakuje prędkości nawet z najwyższych belek.
- Wydaje mi się, że problemem nie są finanse. Fundusze są. To kwestia zarządzania. Wiadomo, że w przypadku plusowych temperatur nie wyczaruje się śniegu. Jeśli jednak pojawiają się okienka pogodowe oraz mróz, trzeba je wykorzystywać i być przygotowanym do naśnieżenia obiektów, aby nie wydawać pieniędzy na zagraniczne wyjazdy. Oczywiście, one czasami są konieczne, lecz korzystajmy z obiektów w Polsce - kończy Jakub Kot.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty