Jeszcze dwa czy trzy lata temu na ustach całej Polski byli Jan Habdas oraz Tomasz Pilch. Przez wielu byli określani największymi talentami od czasu Kamila Stocha. Nie ma zresztą co się temu dziwić.
Ten pierwszy w 2023 roku został brązowym medalistą mistrzostw świata juniorów w zwodach indywidualnych. W sezonie 2022/2023 wywalczył nawet 48 punktów w Pucharze Świata. Drugi z kolei w wieku 18 lat zajął czwarte miejsce we wcześniej wspomnianej imprezie. Wskakiwał również do najlepszej trzydziestki konkursów PŚ.
Habdas obecnie ma 21, a Pilch 24 lat. Niestety w ostatnim czasie na próżno szukać ich w rywalizacji Pucharu Świata. Co więcej, obaj mają nawet kłopoty, aby punktować w Pucharze Kontynentalnym, a więc szczebel niżej. Starszy z nich wywalczył w ubiegłym sezonie zaledwie trzy, a starszy 41 "oczek". Cały czas próbują wrócić do wcześniejszej formy, ale na razie są od niej bardzo daleko.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak wygląda typowy dzień Aryny Sabalenki
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty: Skąd wzięła się tak duża dziura pokoleniowa w polskich skokach?
Kazimierz Długopolski, olimpijczyk, były kombinator norweski oraz trener tej konkurencji i skoków narciarskich: Taka sytuacja występuje nie tylko w naszym kraju. Zdarza się, że po lepszych latach przychodzą gorsze. I to właśnie ten okres nas teraz dotknął.
Coraz dłużej skaczący zawodnicy też są przyczyną takiego stanu rzeczy? Tak naprawdę z urodzonych w XXI wieku regularnie o podium walczy wyłącznie Daniel Tschofenig.
Trudniej teraz przebić się młodym chłopakom. Oczywiście nigdy nie było łatwo. Aczkolwiek zdarzali się tacy, jak Janne Ahonen, który zostawał mistrzem świata, będąc nastolatkiem. Tak samo Tommy Ingebrigtsen. W ostatnich latach się to nie zdarza i nie zanosi się, aby coś się zmieniło.
Nasza kadra jest najstarsza, ale inne również nie są najmłodsze. Często w drugiej serii połowa stawki ma ukończone 30 lat. Tego kiedyś nie było. Jednakże gdyby pojawiały się naprawdę wybitne talenty, pokonywałyby starszych od siebie, a ci zostaliby zmuszeni do zakończenia kariery.
W tej chwili trzeba dłużej pracować nad formą fizyczną, aby doszlifować do najlepszych?
Słyszy się, że obecnie młodzież jest wyższa, lecz słabsza. To nie jest wymysł trenera, tylko mówią o tym lekarze. To może być jedna z przyczyn.
A popularność skoków ma znaczenie?
Od zawsze wielu wybitnie utalentowanym zawodnikom nie chciało się uprawiać skoków. Aczkolwiek to nie oznacza, że kiedyś było lepiej. Ci, którzy połkną bakcyla, kontynuują swoje kariery. Najtrudniej jest z tymi początkującymi. Czasami widzimy, że ktoś posiada potencjał, ale mu się nie chce.
Funduszy dla młodych nie brakuje w Polsce?
Trudniej obecnie zachęcać młodzież do skoków niż kiedyś. Naprawdę mamy dobre warunki dla nich. Nie wiem, czy gdzieś na świecie są lepsze. Niczego nie brakuje. Tylko to nie oznacza, że będą wyniki. Czasami w bólach rodzi się lepszy zawodnik.
Skoki to również, a może nawet przede wszystkim, przygotowanie mentalne?
To jest wybitnie ważny element w tej dyscyplinie. Są tacy, którzy się starają, a nie osiągają dobrych rezultatów. Czasami pojawiają się lepsi od nich, lecz są leniwi. Najlepszym przykładem był Stanisław Bobak. Wszyscy mówili, że jemu nic się nie chce, ciągle go coś bolało. Jednakże, gdy zapiął narty i wybił się z progu, to skakał najdalej. A nie trenował dużo, w porównaniu do innych.
U Tomasza Pilcha czy Jana Habdasa problem leży po stronie głowy?
Na ich wyniki składa się wiele czynników, a przede wszystkim to, z kim pracują. Jeśli nie trafią na dobrego pedagoga lub psychologa, jakim jest szkoleniowiec, może przyjść odwrotny skutek. Osobiście porównuję trenera do lekarza, który chce wyleczyć każdego pacjenta. Wielokrotnie potrafi jednak postawić złą diagnozę i zaszkodzić temu człowiekowi.
Szkoleniowiec może chcieć, ale jednocześnie posiadać złe podejście do zawodnika. Jego porady mogą nic nie dawać, a nawet wręcz przeciwnie. Pytanie, jakich mamy trenerów. Czy ci skoczkowie na pewno trafiają na odpowiednie osoby?
Często zawodnicy dziękują szkoleniowcom, którzy nie są głównymi opiekunami.
Dużo można by mówić o dalszym szkoleniu i prowadzeniu skoczków w kadrach. W Polsce, gdy jakiś zawodnik zakończył karierę, nie osiągając wybitnych wyników, od razu był powoływany do PZN i zostawał trenerem. Nie zawsze jest głównodowodzącym, ale zachowuje się, jakby pozjadał wszystkie rozumy. Być może źle mówię, ponieważ są to moi koledzy, ale taka jest prawda. Skoki są sportem indywidualnym. Do każdego skoczka trzeba podchodzić osobno. Niektórym nie pomoże upatrzony schemat.
Wielu wybitnych szkoleniowców nie było dobrymi skoczkami i na odwrót. Na pewno nie wystarczy być byłym zawodnikiem, potrzeba jeszcze edukacji?
Mieliśmy w naszym kraju przykłady trenerów, którzy nie byli nigdy skoczkami, a radzili sobie naprawdę dobrze.
Mam wrażenie, że w Polsce często wielu sportowców ma kłopoty w wieku 20-kilku lat. To jest gdzieś zakodowane w naszym DNA?
Tak jest. Jednakże w skokach nie tylko my mamy problemy. Austriacy w przeszłości posiadali wybitnych juniorów, a po dwóch czy trzech latach znikali. My już tego tak dobrze nie pamiętamy. Aczkolwiek znów przyjdzie okres, gdy nie będą tacy mocni, jak teraz.
Nawet kilka lat temu, po erze Gregora Schlierenzauera, Andreasa Koflera czy Thomasa Morgensterna, mieli kłopoty.
Japończycy także posiadali wybitnych zawodników, a teraz wybija się wyłącznie Ryoyu Kobayashi. Jakieś 20 lat temu Norwegowie też byli mierni i dopiero po przyjściu Miki Kojonkoskiego się podnieśli. Czesi również teraz praktycznie nie istnieją. Naprawdę nie może za bardzo narzekać, ponieważ z polskimi skokami nie jest aż tak źle.
Byle nie doprowadzić do tego, co obecnie dzieje się w Finlandii.
Na tę chwilę nam to nie grozi. W Polsce przez ostatnie 10 lat utwierdziło się, że mamy wybitnych skoczków. Przyszedł okres posuchy, lecz nie ma katastrofy. Nasi zawodnicy kręcą się wokół najlepszej dziesiątki. To już naprawdę trzeba dobrze skakać. Nie wszystkie reprezentacje na to stać. Przyjdzie jeszcze okres, gdy będzie lepiej.
Nie zawsze wielki talent oznacza duże wyniki. Dawid Kubacki jest chyba świetnym przykładem.
Każdy ciężko pracuje, aby dojść na szczyt. Mieliśmy w przeszłości braci Miętusów, którzy po kilku latach osłabli i nie dostali takiego wsparcia od PZN. Czasami trzeba przytrzymać tych skoczków. Spore szanse dostawał Stefan Hula, będąc przez wiele lat przeciętnym zawodnikiem. Jednakże był trzymany w kadrze i później swoją szansę wykorzystał. A wielu, z większym talentem, zostało skreślonych.
Warto jednak podkreślić, że Dawid wcale nie był jakimś słabym juniorem, tylko trafił na wyjątkowe pokolenie. Wówczas skali też Maciej oraz Jakub Kot, Dawid Kowal, Łukasz Rutkowski czy nawet jeszcze Mateusz Rutkowski. Dlatego Kubackiemu trudno było się przebić. Niemniej jednak nie skakał źle. Nie był wyjątkowy, ale dobry.
Teraz Pius Paschke jest świetnym przykładem, lecz Manuel Fettner pewnie nie gorszym.
Tylko ten drugi w wieku 15 czy 16 lat był wybitny. Następnie przyszła zadyszka, ale Austriacy go przetrzymali i teraz mają od kilku lat bardzo dobrego zawodnika.
Czyli w skokach po prostu nie można nikogo skreślać?
Dokładnie tak, choć oczywiście jakieś predyspozycje i zadatki trzeba posiadać. Mimo wszystko na razie takich zawodników, jak Stoch, Żyła czy Kot, nie będziemy mieli. Jednakże będą dobrzy skoczkowie. Jesteśmy przyzwyczajeni, żeby zawsze było super, ale to się kiedyś kończy.
Rozmawiał Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty