Polscy skoczkowie nie zachwycili podczas inauguracyjnych zawodów Pucharu Świata w skokach narciarskich w Lillehammer. Najlepszym z nich był Paweł Wąsek, który w sobotę zajął 14. lokatę, a w niedzielę był 23. Oprócz niego dwukrotnie punktował jeszcze Aleksander Zniszczoł.
Pozostali Polacy nie zachwycili. Po jednym występie w drugiej serii zaliczyli jeszcze co prawda Dawid Kubacki i Kamil Stoch, jednak były to odpowiednio 26. i 28. lokaty. Pierwszy akcent nowego sezonu nie napawa więc przesadnym optymizmem przed kolejnymi konkursami.
O tym, co mogło mieć wpływ na takie wyniki Polaków, opowiedział w rozmowie z "Faktem" Jakub Kot. - To były nasze pierwsze skoki na śniegu. Przyjechaliśmy tu jako jedna z ostatnich ekip, bez żadnego treningu na skoczni - stwierdził ekspert Eurosportu. - Ze skoku na skok gdzieś tam powolutku się będziemy rozpędzać - dodał.
ZOBACZ WIDEO: Aż trudno uwierzyć, że ma 41 lat. Była gwiazda wciąż w formie
Były skoczek jest przekonany, że już niedługo Zniszczoł i Wąsek będą skakać na poziomie czołowej "dziesiątki". To właśnie Ci zawodnicy mają dawać kibicom najwięcej powodów do radości. Jeżeli chodzi o weteranów, trudno będzie oczekiwać od nich wysokiej dyspozycji na przestrzeni całego sezonu.
- Chyba Ci starsi powinni celować w konkretne momenty i imprezy, a młodsi jednak już cały sezon powinni skakać solidnie i kończyć na dobrych miejscach - skwitował Kot.
Kolejnym akcentem PŚ w skokach narciarskich będzie rywalizacja w fińskiej Ruce. W dniach 30 listopada i 1 grudnia odbędą się dwa konkursy indywidualne. W polskich barwach zaprezentują się w nich Wąsek, Zniszczoł, Kubacki, Stoch i Jakub Wolny, który zajmie w kadrze miejsce Macieja Kota.