Na początku lutego, podczas mityngu w Dusseldorfie, Armand Duplantis pokonał poprzeczkę zawieszoną na wysokości 6,00 m, ustanawiając nowy rekord życiowy w hali i zapewniając sobie triumf w zawodach. 20-letni Szwed nie zamierzał na tym poprzestać, dlatego poprosił o ustawienie poprzeczki na wysokości 6,17 m. Postanowił tym samym zaatakować absolutny rekord świata. W drugiej próbie Szwed był o włos od fenomenalnego wyczynu - znalazł się już po drugiej stronie poprzeczki, ale w ostatniej fazie zahaczył ją ręką i strącił. Ten skok był jednak jasnym sygnałem, że rekord w jego wykonaniu jest jedynie kwestią czasu.
I tak rzeczywiście było. Duplantis nie kazał zbyt długo czekać kibicom, bo już cztery dni później, podczas Copernicus Cup w Toruniu, w drugim podejściu pokonał 6,17 m, a chwilę później wpadł w euforię, bo dokonał czegoś, o czym marzył od najmłodszych lat. - Całe moje życie, odkąd skończyłem cztery lata, chciałem zostać rekordzistą świata - mówił jeszcze przed mityngiem w Toruniu. Sam chyba nie spodziewał się, że marzenie spełni się w tak młodym wieku. Ale na 6,17 m nie zamierza poprzestać.
Odebrał rekord przyjacielowi
Jeszcze w sobotę absolutny rekord świata w skoku o tyczce należał do Renauda Lavilleniego. Francuza i Szweda łączą bliskie relacje. - On jest dla mnie jak młodszy brat - mówił niegdyś Lavillenie. Nad łóżkiem Armanda Duplantisa wisiał kiedyś plakat Renauda Lavilleniego. W sobotę 20-latek, w fenomenalnym stylu, odebrał rekord swojemu idolowi.
ZOBACZ WIDEO: Serie A. Arkadiusz Milik nie przebiera w środkach. Transfer coraz bliżej!
Czytaj także: Lekkoatletyka. Wielki wyczyn Armanda Duplantisa. Komentator TVP Sport odleciał ze Szwedem (wideo)
O tym, że Duplantis ma zadatki na osiąganie wielkich wyników, wiadomo było nie od dziś. Szwed od najmłodszych lat kolekcjonował rekordy w różnych kategoriach wiekowych. Do niego należą najlepsze wyniki na świecie od siedmiolatków (2,33 m) do dwunastolatków (3,97 m). "Mondo" od dziecka w całości oddał się tej dyscyplinie. Zaczynał od skoków przy użyciu miotły, lądując na sofie w salonie, następnie przeniósł się do ogrodu, gdzie jego ojciec, Greg Duplantis, przygotował mu rozbieg i skocznię.
Armand co roku czynił gigantyczny progres w pokonywanych wysokościach. Choć nie imponował warunkami fizycznymi, miał wszystkie cechy niezbędne do tego, aby sięgać po medale wielkich imprez - na czele z szybkością i skocznością. Już półtora roku temu, na mistrzostwach Europy w Berlinie, zasygnalizował, że nadchodzi nowa era w skoku o tyczce. 18-letni wówczas "Mondo" przyćmił wielkich rywali, ustanowił nowy rekord życiowy (6,05 m) i sięgnął po złoty medal. Wśród pokonanych pozostawił między innymi Lavilleniego.
Mógł skakać dla USA
Armand był skazany na sport. Jego ojciec, Amerykanin Greg Duplantis, również był tyczkarzem z rekordem życiowym 5,80 m. Matka natomiast, pochodząca ze Szwecji Helen, uprawiała siedmiobój, a także grała w siatkówkę. Armand musiał dokonać wyboru związanego z tym, który kraj chce reprezentować. Choć wychowywał się w Luizjanie i uczęszczał do amerykańskich szkół, ostatecznie postawił na Szwecję.
Światowe media już trzy lata temu wróżyły mu wielką karierę. W 2017 roku "New York Times" poświęcił mu duży tekst, w którym Earl Bell, brązowy medalista igrzysk olimpijskich w Los Angeles, obecnie trener tyczkarzy powiedział: - To Tiger Woods skoku o tyczce. I już wiemy, że się nie mylił.
Lekkoatletyka doczekała się zawodnika, którego nazwisko elektryzuje kibiców na całym świecie. Ktoś taki pojawia się raz na kilka lat. Sezon olimpijski zaczął od absolutnego rekordu świata i choć do kluczowych zawodów sezonu w Tokio pozostało jeszcze kilka miesięcy, wydaje się, że złoto zarezerwowane jest dla genialnego 20-latka. Co dalej? Jak mówi sam "Mondo" - sky is the limit.
Czytaj także: Lekkoatletyka. Nie tylko rekordy. Dobra postawa Polaków podczas Copernicus Cup