Konfrontacje trenerskie: Andrzej Kowal vs. Roberto Piazza - polsko-włoskie starcie
W rozgrywkach PlusLigi do rozegrania pozostały już tylko najważniejsze mecze. System pucharowy to wojna nerwów nie tylko zawodników, ale i szkoleniowców.
W kolejnym odcinku cyklu skupimy się na porównaniu polskiej i włoskiej myśli szkoleniowej. Andrzej Kowal i Roberto Piazza, obaj byli zawodnikami, jednak większe sukcesy odnieśli jako opiekunowie drużyn.
Roberto Piazza na stanowisku trenera Jastrzębskiego Węgla zastąpił swojego rodaka, Lorenzo Bernardiego, który wybrał turecki kierunek. Dla Piazzy tegoroczny sezon jest debiutem w PlusLidze. Swoją karierę rozpoczął w 1990 r. jako asystent w Pallavolo Parma. Po sześciu latach przeniósł się do klubu z Piacenzy, z którym zdobył praktycznie wszystko, co było możliwe do zdobycia: mistrzostwo Włoch, triumf w Lidze Mistrzów, Puchar i Superpuchar Włoch, Puchar Cev, Puchar Challenge Cup, Superpuchar Europy. W 2007 r. zdecydował się na zmianę otoczenia i przez dwa sezony był asystentem w Dynamie Moskwa. Po tym czasie powrócił do Włoch, do Sisley Treviso (w sezonie 2011/2012 Sisley Bruno), ale już jako pierwszy szkoleniowiec. Od momentu przejęcia sterów tak spektakularnymi sukcesami nie może się pochwalić. Z drużyną z Treviso wywalczył jedynie Puchar Włoch w 2009 r. Zanim trafił do Polski, pracował jeszcze w Bre Banca Lanutti Cuneo.
- Kiedy klub skontaktował się ze mną drogą mailową, zgodziłem się błyskawicznie. Wszyscy włoscy trenerzy chcą pracować nad Wisłą. Teraz i ja złapałem świetną okazję! Jastrzębski Węgiel jest moim pierwszym klubem w Polsce i mam nadzieję, że ostatnim. Chcę się zatrzymać tutaj jak najdłużej - tak Roberto Piazza komentował decyzję o przyjściu do PlusLigi. W przeciwieństwie do Piazzy, Andrzej Kowal związany jest wyłącznie z rodzimą ligą, a ściśle z Asseco Resovią Rzeszów. Najpierw w latach 2004-2007 trenerskiego fachu uczył się od Jana Sucha, a później w latach 2008-2011 od Ljubomira Travicy. Wprawdzie po dymisji Sucha do momentu zatrudnienia Chorwata pełnił funkcję pierwszego szkoleniowca, jednak był to tylko krótki epizod. Faktycznie samodzielnie prowadzi zespół dopiero od 2011 r. i od razu zapisał się złotymi zgłoskami w historii rzeszowskiego klubu. Już w debiutanckim sezonie wywalczył mistrzostwo Polski, a także srebrny medal w Pucharze CEV. Rok później ponownie mógł się cieszyć ze złota w lidze, w poprzednim sezonie musiał już uznać wyższość Skry Bełchatów.
Notowania Kowala w ostatnich tygodniach zdecydowanie wzrosły, gdy Asseco Resovia Rzeszów zapewniła sobie awans do finałowego turnieju Ligi Mistrzów. Poprzednim polskim szkoleniowcem, który sportowo zagwarantował sobie miejsce w najlepszej "czwórki" europejskich rozgrywek, był Waldemar Wspaniały (miało to miejsce aż 12 lat temu). - Nie ma znaczenia, z kim zagramy w półfinale Ligi Mistrzów. Dla nas awans jest dużą sprawą, ale każdy z trenerów i zawodników ma swoje ambicje. W turnieju finałowym będziemy chcieli zagrać o pełną pulę. O awansie do finału będą decydowały niuanse. Trafiliśmy na Skrę i to z pewnością będzie bardzo ciekawy pojedynek - komentował po awansie Andrzej Kowal.
-
jaet Zgłoś komentarzwypożyczać, przynajmniej do momentu, kiedy będzie pierwszym zmiennikiem, a jeszcze lepiej podstawowym przyjmującym.
-
stary kibic Zgłoś komentarzHolmes? Igła/Żurek Problem z limitem znika - tyle, że mądry Polak po szkodzie :) I oby ta "szkoda" pociągnęła w górę.