"Cyganka z Albanii" w Legionowie odnalazła swoją Kalifornię. "Nie było już kroku wstecz"

WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Aleksandra Gryka
WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Aleksandra Gryka

Wskoczyła do szóstki IŁ Capital Legionovii Legionowo nieoczekiwanie, ale obecnie trudno wyobrazić sobie bez niej kadrę Alessandro Chiappiniego. - Nie było już kroku wstecz - mówi Aleksandra Gryka, która swój american dream realizuje... w Polsce.

Zespół IŁ Capital Legionovii Legionowo po raz drugi okazał się lepszy od radomianek i w nowej hali RCS w Radomiu pokonał gospodynie 3:1. Statuetkę MVP odebrała po tym spotkaniu niezawodna Olivia Różański, ale jej koleżanki również nie zawiodły, a trener Alessandro Chiappini nie musiał uciekać się do radykalnych zmian.

- Myślę, że po ostatnich trudnych bojach ta pewność siebie, która z nas biła, była w tym meczu bardzo ważna. Każda z nas wiedziała, że stawka tego spotkania jest wysoka, bo jest to trzecie miejsce w ligowej tabeli. Stopniowo rozpędzamy się przed końcówką sezonu - powiedziała po spotkaniu środkowa z Piaseczna pod Warszawą.

Aleksandra Gryka była wprowadzona do pierwszej szóstki legionowskiej drużyny stopniowo, ale gdy kontrakt za porozumieniem stron rozwiązała Lauren Barfield, wraz z Mają Tokarską stworzyły (dosłownie) niezastąpiony duet.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Kowalkiewicz nie do poznania! Internauci zachwyceni

- Bardzo żałuję odejścia Lauren, bo to zawsze jest cios dla drużyny. Starałam się wykorzystać tę szansę w stu procentach. Mam nadzieję, że cały czas udaje mi się pokazywać, że zasługuję na to miejsce w szóstce - przyznała zawodniczka, która w zeszłym tygodniu świętowała swoje 22 urodziny.

"Cyganki z Albanii"

Aleksandra Gryka w wieku 16 lat trafiła do SMS-u PZPS Szczyrk, jednocześnie reprezentując już wtedy barwy LTS-u Legionovii Legionowo jako kadetka. Nasza rozmówczyni ma w dorobku trzy mistrzostwa Polski juniorek i złoto kadetek.

- Odkąd zaczęłam grać w siatkówkę, byłam związana z klubem z Legionowa. Choć miałam kilka innych propozycji to Legionovia pozwoliła mi grać i rozwijać się, a nie tylko trenować i dopingować koleżanki z drużyny. Tak jak już wspomniałam, ten klub jest mi bliski emocjonalnie i dostarczył mi piękne wspomnienia. To świetne miejsce na start kariery. Szczerze powiedziawszy każdy z turniejów finałowych był inny, tworzyłyśmy odmienne ekipy. Dla mnie najfajniejsze było zdobywanie pierwszych medali, ale wierzę, że ten najwspanialszy moment nadejdzie w tym sezonie.

Gryka bardzo szybko zadebiutowała w biało-czerwonych barwach, biorąc udział w mistrzostwach świata do lat 18 i 20. Największym sukcesem międzynarodowym było dla niej zdobycie brązowego medalu mistrzostw Starego Kontynentu w Albanii.

- Zaczęłam naukę w Szczyrku i wtedy też szybko trafiłam do kadry. To był dynamiczny rozwój, kiedy musiałam przekonać się jak wygląda siatkarska codzienność od kulis na własnej skórze, a nie tylko obserwować to w telewizji. To były piękne lata, zbudowałyśmy niesamowitą więź z dziewczynami z mojej drużyny "Cyganów z Albanii". Zawiązałyśmy przyjaźnie na całe życie, choć wtedy była to dla mnie trochę zagadka, dlaczego gram w tej kadrze już w takim wieku - zauważyła Gryka.

Kalifornia nie spełniła jej oczekiwań

Gdy wydawało się, że jej kariera nabiera rozpędu środkowa legionowianek zdecydowała się na odważny ruch i wyjechała do Stanów Zjednoczonych, gdzie wraz z USC Trojans występowała w lidze akademickiej.

- W sumie był to tylko rok. Na poważnie zaczęłam rozważać wyjazd do Stanów Zjednoczonych, gdy okazało się, że nici z moich studiów muzyczne w Polsce. Gra w siatkówkę umożliwiła mi wyjazd na stypendium, bo nie ukrywam, że te studia są piekielnie drogie. W międzyczasie siatkówka powywracała mój świat do góry nogami i to jest teraz moja największa życiowa pasja. Decyzja o powrocie była dla mnie ciężka, bo nie było już kroku wstecz i możliwości powrotu. Pobyt na Uniwersytecie Południowej Kalifornii siatkarsko nie spełnił moich oczekiwań, w odróżnieniu od jakości edukacji - wyjawiła swoje motywacje powrotu do kraju nad Wisłą środkowa IŁ Capital Legionovii Legionowo.

Co więc nie zagrało i dlaczego "amerykański sen" Aleksandry Gryki okazał się jedynie stosunkowo krótkim epizodem w jej życiu?

- Treningi miały zupełnie inną formułę niż w Polsce. Są bardzo dynamiczne, stawia się na częstą zmianę ćwiczeń i krótkie przerwy. Takie rundy przypominają trochę cross-fit. Filozofia i tok myślenia jest taki, że w ten sposób ćwiczy się pamięć mięśniową. To jednak mi nie przeszkadzało, natomiast sam poziom sportowy nie był dla mnie satysfakcjonujący. Dowiedziałam się jednak o sobie bardzo wiele i myślę, że to co nie sprawdziło się u mnie może być dobrą drogą dla wielu młodych siatkarek - podkreśliła Gryka, dostrzegając w czasie spędzonym za wielką wodą wiele plusów.

Choć na koszulkach siatkarek IŁ Capital Legionovii Legionowo widnieją ksywki, to w przypadku utalentowanej środkowej jest nieco inaczej. - Anegdota polega na tym, że nieważne gdzie pójdę i nawet jeżeli jestem sama, to nigdy nikt nie nazywa mnie po prostu Olą. Tak to już się przyjęło, że nie jestem ani Olą ani Gryką i to zawsze idzie w parze - rozwikłała tę z pozoru banalną zagadkę mierząca 190 cm siatkarka.

Zobacz również:
Nierówna dyspozycja E.Leclerc Moya Radomki. "Nie tworzymy kolektywu, który będzie się o siebie zabijał"
Szybko, łatwo i przyjemnie nie było. Outsider Tauron Ligi postraszył lidera

Źródło artykułu: