Ryszard Czarnecki: Mam wrażenie, że to ja byłem zwierzyną łowną

PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Ryszard Czarnecki
PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Ryszard Czarnecki

- Grzechów ciężkich nie było. Jeżeli kogoś czymś uraziłem, przepraszam. Mam jednak wrażenie, że to ja byłem zwierzyną łowną - mówi Ryszard Czarnecki o czterech latach w roli wiceprezesa PZPS.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Grzegorz Wojnarowski, WP SportowFakty: Kiedy podjął pan decyzję o rezygnacji z kandydowania na prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej?[/b]

Ryszard Czarnecki, eurodeputowany PiS, były wiceprezes PZPS: Jeszcze w niedzielę wieczorem wygłaszałem przemówienie do moich zwolenników. Potem miałem krótką noc, przemyślałem wszystkie "za" i "przeciw". I zdecydowałem. Myślę, że to dla polskiej siatkówki dobra decyzja. Czy dobra dla mnie? Życie pokaże.

Ktoś panu pomógł w podjęciu tej decyzji?

Nie. Wysłuchałem różnych głosów, jednak nie było tak, że po rozmowie z kimś uznałem, że nie będę kandydował. Takie decyzje podejmuje się samemu. Nie ukrywam, że nie było to dla mnie łatwe. Dostałem wiele sms-ów z jednej strony ze słowami szacunku, że dla dobra siatkówki zrezygnowałem, a z drugiej z wyrazami zdziwienia z powodu mojej rezygnacji.

Powiedział pan, że wycofał się "dla dobra polskiej siatkówki". Uznał pan zatem, że dla dobra polskiej siatkówki lepiej będzie, jeśli prezesem PZPS zostanie Sebastian Świderski?

Bardzo dobrze oceniam kampanię wyborczą, gdy chodzi o nasze relacje z Sebastianem. Żaden z nas nie atakował drugiego, rozmawialiśmy merytorycznie. O naszych wyborach dużo się mówiło. Wiem doskonale, że również dlatego, że jeden z kandydatów - konkretnie Pana rozmówca - był nie tylko działaczem siatkarskim, ale też politykiem. Z tego powodu szereg mediów, które nie piszą o sporcie, interesowało się tymi wyborami. Co prawda część tekstów, które powstało na tę okoliczność, były skandalizujące, jednak summa summarum uważam, że to było dobre dla siatkówki, ponieważ pokazało naszym sponsorom, kibicom, mediom potęgę dyscypliny, którą wszystkie media się interesują, a wyborami w PZPS nawet dużo więcej niż w PZPN.
Kampania bywała bardzo brudna, często była nie fair, nie zawsze dla mnie sympatyczna, ale mimo wszystko bardzo ważna z powodu promocji dyscypliny.

Czemu zrezygnowałem? Uznałem, że konfrontacja, do której doszłoby na wyborczej sali, wykopałaby głębokie rowy w środowisku, które później trudno byłoby zasypać. Uważam, że w glosowaniu szanse na zwycięstwo z Sebastianem były 50 na 50. Jestem jednak zdania, że w tym momencie trzeba było pokazać się jako drużyna. Dlatego schowałem swoje ambicje. Myślę, że odbiór tego, co zrobiłem, wśród kibiców i sponsorów będzie pozytywny. A jaki będzie w mediach to już państwo zdecydujecie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalny gol w wykonaniu kobiety! Bramkarka nie mogła nic zrobić

Bał się pan, że w czasie wyborów zrobiłoby się gorąco?

Na początku było siedmiu kandydatów, z których mnie popierało początkowo trzech, z kolei urzędujący prezes miał przekazać swoje głosy Sebastianowi. To wygenerowałoby na sali bardzo duże emocje i atmosferę konfrontacji. Doszedłem do wniosku, że ta konfrontacja nie będzie służyła siatkówce, zwłaszcza że przed nami kolosalne wyzwania, jak na przykład mistrzostwo świata kobiet w Polsce w przyszłym roku. Żeby im podołać, trzeba jedności.

Podkreślił pan, że walka o zwycięstwo między panem a Sebastianem Świderskim była elegancka. Jednak już na linii Ryszard Czarnecki - Jacek Kasprzyk elegancko nie było.

Nie zgadzam się z panem, że to było na linii Czarnecki - Kasprzyk. To ówczesny prezes atakował mnie. Ja jego ani razu. Powiem tak: kilka razy żegnałem się ze stanowiskami. Nie jest to po ludzku łatwe, ale trzeba to umieć. Odnoszę wrażenie, że Jacek bardzo chciałby dalej być prezesem. Jego ataki na mnie były bardzo źle odbierane w naszym środowisku, także wśród jego zwolenników, osób o których wiedziałem, że na mnie nie zagłosują.

Kasprzyk stwierdził na przykład, że oszukał go pan, zapewniając, że jeśli PZPS przedstawi pańską kandydaturę do władz Polskiego Komitetu Olimpijskiego, stanowisko szefa siatkarskiego związku nie będzie pana interesowało. A kiedy pana o to zapytał, miał pan odpowiedzieć: "to jest polityka".
 
Bajkopisarstwo. Czytałem też, że miałem powiedzieć, że go zniszczę. To nie mój styl, nie mój język, nie moja semantyka.

Z kolei Sebastianowi Świderskiemu kilka tygodni przed wyborami powiedział pan ponoć, że zderzy się z górą lodową.

Takie słowa rzeczywiście padły, ale nie ja je wypowiedziałem. I było to ze dwa miesiące temu. Chodzi o bardzo znaną osobę, której nazwiska nie wymienię, ale to nie ja. Przypisywanie mi tego jest świństwem. Kiedy Sebastian mi o tym powiedział, powiedziałem, że to niedopuszczalne.

Jakie ma pan stosunki z nowym prezesem PZPS?

Będę lojalnie Sebastiana wspierał i trzymał za niego kciuki. Mam nadzieję, że wniesie do związku nową jakość.

Ma pan sobie coś do zarzucenia po kilku latach w roli wiceprezesa?

Grzechów ciężkich nie było. Zresztą to nie jest spowiedź, więc tych lżejszych nie będę wymieniał. Jeżeli kogoś uraziłem, to przepraszam. Mam jednak wrażenie, że to ja byłem zwierzyną łowną.

Wciąż będziemy pana widzieć na meczach pierwszej czy drugiej ligi siatkówki, albo na spotkaniach drużyn młodzieżowych?

Tak. PlusLiga, Tauron Liga i Tauron 1. Liga są pasjonujące, jednak akumulatory ładuje się oglądając rozgrywki niższych klas, szkolne, młodzieżowe. Tam emocje i atmosfera są nie do podrobienia.

Czytaj także:
Reprezentanci Polski dali znać, kogo chcą jako nowego trenera
Prowadziła finał mistrzostw Europy i Ligi Mistrzyń. Znakomita polska sędzia potrzebuje pomocy

Źródło artykułu: