Siatkarze VERVY Warszawa Orlen Paliwa wciąż pozostają w grze o półfinał PlusLigi. W drugim spotkaniu we własnej hali pokonali Trefl Gdańsk 3:2. Dla podopiecznych Andrei Anastasiego to pierwsze zwycięstwo z zespołem z Pomorza w tym sezonie.
- To zwycięstwo cieszy podwójnie, bo przedłużyliśmy tę rywalizację i z chęcią jeździmy do hotelu w Gdańsku, bardzo lubię to miejsce. Mam nadzieję, że wrócimy w równie dobrych humorach - mówił po spotkaniu atakujący stołecznej ekipy, Jan Król.
Wygrali z własnymi słabościami
Wszystko układało się po myśli warszawian aż do momentu, gdy w trzecim secie włoski szkoleniowiec w trakcie akcji poprosił o challenge. Został on przyznany gospodarzom, ale ci i tak stracili punkt. Kolejne dwa sety należały do gdańszczan.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak to możliwe?! Nie uwierzysz, co w pokojowym hotelu zrobiła Anita Włodarczyk
- Uciekły nam trzy punkt z rzędu, taki był efekt rozkojarzenia. Nie możemy natomiast zrzucać winy na trenera. To naszym zadaniem było zrobić przejście. Nikomu nie umniejszając, to nie jest trzecia liga, że poprzez głupie odwrócenie uwagi traci się koncentrację. Nie możemy patrzeć się na drugą stronę siatki i czekać aż rywal nam cokolwiek poda na tacy - dodał zły na reakcję swojej drużyny w tym newralgicznym momencie meczu Król.
Liderami VERVY Warszawa Orlen Paliwa w ofensywie byli Jan Król i Bartosz Kwolek. Choć to reprezentant Polski zdobył dla drużyny 24 oczka, atakujący zespołu ze stolicy był od niego skuteczniejszy (54 procent piłek zamienił na punkt).
- Uważam, że to był jeden z moich słabszych występów w sezonie. Do tej pory tych błędów w ataku udawało mi się unikać. Nie dołożyłem też niczego zagrywką, ale chciałbym za każdym razem grać w ten sposób, jeżeli tylko drużyna będzie schodziła z boiska z tarczą - dodał prawoskrzydłowy zespołu z Warszawy, w dość krytycznym świetle przedstawiając swoje poczynania.
Mistrzowie świata w każdej chwili mogą "odpalić"
W piątym secie gospodarze w hali Ursynów prowadzili 5:1, ale wtedy na prawym skrzydle kolejne kontry jak natchniony kończył Mariusz Wlazły. Kiedy jednak znalazł się w pozycji numer jeden dość szybko rywale zdołali doprowadzić do przejścia.
- Bardzo się cieszę, że ta zagrywka mu nie wyszła, bo widać było, że celował do linii. Boję się, że gdyby Mariusz nas wtedy "ustrzelił" to mogłoby być różnie. Odwróciliśmy tego tie-breaka. Zadecydowały blok i as w ostatnich dwóch akcjach, indywidualne umiejętności, które spowodowały, że to nam udało się zrobić coś ekstra - ocenił zawodnik urodzony w Sochaczewie, który swoją karierę rozpoczynał w Metrze Warszawa.
W ostatnich spotkaniach Igor Grobelny zastępuje Artura Szalpuka. W sobotę reprezentant Polski dwukrotnie wchodził do strefy zagrywki na zadaniową zmianę, ale nie ustrzegł się błędów.
- Wiem, że Artur oddaje całe serce na treningach. Sam nie raz byłem w podobnej sytuacji, jak on dzisiaj i wiem, że bardzo trudno jest wejść tylko na zagrywkę i pokazać od razu to, co ma się najlepszego. To trudny kawałek chleba. To jest w końcu mistrz świata i ja nie od dziś jestem do niego pełen szacunku - mówił o swoim koledze z boiska Jan Król. Ostatni mecz ćwierćfinałowy w tej parze rozpocznie się w środę o godzinie 18.
Zobacz również:
Siatkówka. Polacy za granicą: Zespoły Łukasza Wiese i Adama Kowalskiego w finałach
Nie przeszła testów medycznych w Policach, a teraz chce powstrzymać mistrzynie Polski. "Nie mogę powiedzieć więcej"