Stan na 23 czerwca: ponad milion 100 tysięcy zarażonych, ponad 51 tysięcy zmarłych na COVID-19. Największy kraj Ameryki Południowej w liczbach grozy ustępuje tylko Stanom Zjednoczonym, gdzie zachorowało prawie 2,5 miliona osób, a zmarło ponad 120 tysięcy. Dziennie wykrywa się w Brazylii nawet 50 tysięcy nowych przypadków, a umiera około tysiąca osób.
"Straciliśmy wielką szansę"
Najgorsza sytuacja jest na północy kraju, w stanach Amazonas, Para i Ceara, a także w największych miastach - Sao Paulo oraz Rio de Janeiro. W pierwszym na COVID-19 zmarło 12,5 tysiąca osób, w drugim już prawie 9 tysięcy. To oficjalne dane, faktyczna liczba zachorowań może być o wiele wyższa, ponieważ Brazylijczykom brakuje testów. Podejrzewa się, że w samym Sao Paulo zachorować mogło ponad 300 tysięcy osób.
- Straciliśmy wielką szansę, żeby w miarę sprawnie poradzić sobie z wirusem. COVID-19 uderzył w nas stosunkowo późno, więc wystarczyło obserwować, jak sprawę koronawirusa załatwiono w Nowej Zelandii, w Niemczech, nawet w Polsce - mówi nam Marcelo Fronckowiak, trener siatkarskiego klubu Cuprum Lubin, były asystent selekcjonera reprezentacji Brazylii.
ZOBACZ WIDEO: Jacek Nawrocki zadowolony z pierwszego tygodnia treningów. "Jest do wykonania dużo pracy motorycznej"
Fronckowiak mieszka w Novo Hamburgo, 250-tysięcznym mieście na południu kraju, w graniczącym z Argentyną i Urugwajem stanie Rio Grande du Sul. Tam sytuacja nie jest tak dramatyczna jak na północy. Ale też dobrze widać stamtąd dramat całej Brazylii.
- Powinno się na samym początku pandemii poinformować ludzi, z czym mają do czynienia. Nie zrobiliśmy tego! Mieliśmy rezerwy finansowe, które pomogłyby naszej gospodarce przetrwać lockdown. Nie wykorzystaliśmy ich. Dlatego, że nasz prezydent od początku lekceważył COVID-19 i powtarzał, że to nic specjalnego. To smutne i chore, że prezydent Bolsonaro w telewizji mówi ludziom: "Dajcie spokój, wyjdźcie na ulicę, to tylko lekka grypa" - oburza się 52-letni trener siatkówki. Kilka dni temu w jego kraju władze przestały podawać zbiorcze statystyki zachorowań i zgonów, które i tak uważa się za zaniżone, i ograniczyły się do statystyk dziennych. Słysząc o tym, trudno nie przypomnieć sobie słów byłego prezydenta Lecha Wałęsy: Stłucz pan termometr, nie będziesz pan mieć gorączki.
Trzy miesiące pandemii, trzech ministrów zdrowia
Wirus, który większość rządów na świecie próbuje trzymać w ryzach, w Brazylii ma dzięki Bolsonaro dobre warunki do rozprzestrzeniania się. Głowa państwa od samego początku lekceważy zagrożenie. Przeciwstawia się lockdownowi, ponieważ ważniejsze od ludzkiego życia jest dla niego funkcjonowanie krajowej gospodarki. Zamykanie centrów handlowych i targów nazwał "ekstremalnymi środkami". Tych stanowych gubernatorów, którzy wprowadzali kwarantannę, zasady dystansu społecznego, zamykali szkoły i zamrażali biznes, ostro krytykował.
Ministrów zdrowia, którzy się z nim nie zgadzają, brazylijski prezydent dymisjonuje lub sprawia, że sami się poddają. W kwietniu zwolnił ministra Luiza Henrique Mandettę, który domagał się obostrzeń, wprowadzenia zasady dystansu społecznego i funduszy na walkę z COVID-19. Następca, Nelson Teich, też nie umiał dogadać się z Bolsonaro i po miesiącu sam zrezygnował. Spierał się z nim między innymi o używanie jako leku na koronawirusa kontrowersyjnej chlorochiny. Choć jej skuteczność specjaliści poddają w wątpliwość, Bolsonaro jest orędownikiem stosowania leku na szeroką skalę (- Bóg jest Brazylijczykiem, mamy lekarstwo - chwalił się już w marcu). Teraz kluczowa ministerialna teka jest w rękach generała Eduardo Pazuello.
Pracują, bo nie mają wyjścia
Bez względu na decyzje, jakie w sprawie walki z wirusem podejmują prezydent i minister zdrowia, Marcelo Fronckowiak postępuje tak, jak jego zdaniem należy postępować. W ciągu ostatnich trzech miesięcy wychodził z domu tylko sześć razy - żeby pojechać do supermarketu na zakupy. Widzi jednak, że wielu jego rodaków zachowuje się inaczej. Choć rozumie, że niektórzy po prostu nie mają wyjścia.
- Ludzie zatrudnieni w szarej strefie, których jest w Brazylii bardzo dużo, muszą pracować, żeby żyć. Najbiedniejsi muszą wychodzić na ulice, pukać do drzwi lepiej sytuowanych, żeby dostać wykonać dla nich jakąś pracę, dostać coś do jedzenia i przeżyć kolejny dzień - opowiada trener Cuprum Lubin. Tłumaczy też, że koronawirus bierze Brazylię szturmem nie tylko dlatego, że władze mu na to pozwalają.
Skąd się wzięły fawele?
- Musicie zrozumieć w Europie, w Polsce, że rzeczywistość w Brazylii jest inna niż u was. My wciąż nie znaleźliśmy rozwiązania dla wielu historycznych problemów - zaznacza. Jednym z takich problemów jest bieda milionów Brazylijczyków, połączona z brakiem dostępu do edukacji. Bieda, która wzięła się z niewolnictwa.
- 142 lata temu właśnie w Brazylii pracowała połowa wszystkich niewolników z Afryki. Później niewolnictwo zniesiono, ale ci ludzie i tak nie mieli możliwości, by wejść w brazylijskie społeczeństwo. Biali, Europejczycy, Portugalczycy, nieważne, kto był u władzy, nie robili nic, żeby im to umożliwić. Potomkowie niewolników zawsze byli gdzieś na peryferiach, na społecznym marginesie - wyjaśnia Fronckowiak.
- Właśnie stąd wzięły się fawele, ogromne różnice między bogatymi a biednymi. W obrębie jednego miasta mamy bogate dzielnice z luksusowymi willami, a obok nich biedotę, która żyje poniżej wszelkich standardów. Jeśli chcemy być dobrymi obywatelami, musimy się dzielić i pomagać mieszkańcom faweli wydostać się ze społecznego marginesu. Ale Bolsonaro o nich nie dba. Wielu z nich żyje w fawelach w bardzo złych warunkach, bez dostępu do podstawowych rzeczy, na przykład do bieżącej wody - kontynuuje były asystent selekcjonera reprezentacji Brazylii.
Biedni umierają, bogatsi chcą igrzysk
Teraz to właśnie wśród biednych i czarnoskórych Brazylijczyków, u potomków afrykańskich niewolników, koronawirus znajduje najwięcej ofiar. Na bogatych rządzących nie robi to jednak wrażenia. W Sao Paulo, biznesowym centrum kraju, niedawno na powrót otwarto m.in. galerie handlowe. W Rio de Janeiro próbuje się wznowić rozgrywki sportowe za przyzwoleniem Bolsonaro, który nie wiedzieć czemu uważa, że powrót piłki nożnej pomoże zwalczyć wirusa.
Tymczasem na legendarnym stadionie Maracana mieści się teraz szpital polowy. Z kolei na najsłynniejszej plaży świata, Copacabanie, gdzie w czasie igrzysk olimpijskich w 2016 roku stał stadion do siatkówki plażowej, teraz aktywiści wykopali sto symbolicznych grobów.
- W Rio wznowiono regionalne rozgrywki piłkarskie, co uważam za całkowicie szalone, ponieważ Rio jest drugim najgorszym miejscem w całym kraju, jeśli chodzi o liczbę zachorowań. Na wznowienie ligi naciska Flamengo, bogaty klub, który dostaje dużo pieniędzy od telewizji. Moim zdaniem jest na to zdecydowanie za wcześnie, poza tym dwa kluby z Rio, Botafogo i Fluminense, dopiero co wznowiły treningi - wyjaśnia Fronckowiak.
Koniec końców rozgrywki w Rio zawieszono zaraz po wznowieniu. W Sao Paulo nie wznowi się ich jeszcze długo. Dopiero co poinformowano, że w zespole Corinthians pozytywny wynik testu na COVID-19 miało 21 z 27 zawodników.
Siatkarze uciekają do Europy
Brazylijska piłka nożna, bez względu na to, ile będzie musiała czekać na restart, pewnie i tak się obroni. W trudniejszej sytuacji jest klubowa siatkówka, która już bardzo odczuwa skutki wywołanego pandemią kryzysu. Najlepszy przykład to SESI Sao Paulo. Klub, który od dawna nie wypadł z krajowej czołówki, a w poprzednich latach kontraktował wielkie gwiazdy, w ogłoszonej w poniedziałek kadrze na nowy sezon ma samych dwudziestolatków.
- W poprzednich latach w naszej lidze grało 12 zespołów. W przyszłym sezonie będzie ich między osiem a dziesięć. Wielu bardzo dobrych zawodników już podpisało kontrakty w Europie, także w Polsce. Poziom rozgrywek spadnie, będzie dużo gorszy niż w Rosji, Włoszech i w Polsce, pewnie także gorszy niż we Francji. Co do reprezentacji, selekcjoner Renan dal Zotto chce zorganizować taki obóz, jaki zrobił Vital Heynen. Brazylijska federacja próbuje wysłać kadrę do Portugalii, żeby tam trenowała. To będzie jednak trudne ze względu na obowiązujące w Europie przepisy - tłumaczy trener klubu z Lubina.
Fronckowiak ubolewa, że musi tak negatywnie oceniać swój kraj w obliczu pandemii. - Potrafimy tworzyć świetne rzeczy, nasza siatkówka i piłka nożna są znane na całym świecie. Tylko że to za mało, żeby zbudować kraj, w którym ludziom dobrze się żyje.
Czytaj także:
Koronawirus. Niepokojące wieści z Brazylii. Media: Sporo zakażonych w Corinthians
Problemy siatkarskich reprezentacji Rosji. Zgrupowanie kadry odwołane