Berenika Tomsia: Treningi w Japonii były dla mnie wyniszczające

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Berenika Tomsia
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Berenika Tomsia

Berenika Tomsia w wieku zaledwie 15 lat zadebiutowała w reprezentacji Polski. Później obrała zagraniczny kierunek, występując w klubach z Turcji, Włoch, Korei i Japonii. Azja okazała się ostatnim przystankiem w jej sportowej karierze.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Piotr Woźniak, WP SportoweFakty: Ostatnie dwa sezony spędziła pani w Azji. Nie jest to popularny kierunek dla polskich sportowców, mało kto decyduje się podjąć tak odważną decyzję. W jednym z wywiadów wspomniała pani, że ten ostatni rok gry w Japonii był szczególnie wymagający. Dlaczego? [/b]

Berenika Tomsia, reprezentantka Polski, trenerka SMS-u Stężyca: Myślę, że przytłoczyła mnie trochę liczba treningów i ich długość, bo pojedyncze zajęcia trwały 4-4,5 godziny. Nie ukrywam, że była to ciężka harówa. Reszta dziewczyn dawała sobie jakoś radę. Koleżanki z zespołu były trochę młodsze ode mnie i były też przyzwyczajone do takiego reżimu treningowego. Dla mnie było to niestety coś nie do przejścia. Przed samymi meczami miałyśmy rozruch, którego w Polsce nie nazwalibyśmy rozgrzewką, a pełnoprawnym treningiem, bo były to dodatkowe 2 godziny. Dlatego też niejednokrotnie już na sam mecz przychodziłam zmęczona.

Rok wcześniej reprezentowała pani barwy Incheon Heungkuk Life Pink Spiders, zdobywając mistrzostwo Korei. Spodziewała się pani, że specyfika pracy w Japonii będzie jeszcze trudniejsza?

Wydawało mi się, że w Korei dowiedziałam się już czym jest azjatycka siatkówka i z czym się ją "je". Porównując to jednak do gry w NEC Red Rockets to oddałabym wiele, aby móc tam wrócić w trakcie ostatniego sezonu. Trudno mi nawet znaleźć taki epitet, który opisałby to, jak trudno było przetrwać ten sezon w Japonii. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie każdy klub z Kraju Kwitnącej Wiśni jest taką "kopalnią". Wiem, że są tam też zespoły, gdzie trenuje się raz dziennie.

ZOBACZ WIDEO: Reprezentacja Polski siatkarzy pod wodzą Michała Winiarskiego? "To moje marzenie"

Inaczej było w NEC Red Rockets...

Trafiłam do takiego klubu, w którym pracuje młody trener i średnia wieku jest bardzo niska, a najmocniejsze fizyczne treningi są dla nich środkiem do osiągnięcia celu. Na pewno w jakimś stopniu jest to słuszna filozofia. Jednak dla mnie, na tym etapie kariery, było to wyniszczające.

Widząc to ile czasu na parkiecie spędzają inne siatkarki z drużyny, ambicja nie pozwalała pani, by nieco odpuścić?

Cały czas odczuwałam presję. Kilka ostatnich lat starałam się dawać z siebie jak najwięcej. Zwykła sportowa złość sprawiała, że chciałam dorównać innym. Ja tego próbowałam, walczyłam z własnym ciałem. Zostawałam czasem te 10-12 godzin ze wszystkimi. Nie wiem, czy tę walkę przegrałam, czy wygrałam, bo jednak jakoś dożyłam. Nie było niestety mowy o radości z gry w siatkówkę.

Poprzez draft do jednego klubu z Azji może trafić wyłącznie jedna zawodniczka z zagranicy. Czy wobec tego otrzymała pani wsparcie, normą była komunikacja po angielsku?

Nie była ona normą, wręcz trudno było usłyszeć w klubie chociaż jedno słowo po angielsku, co było dla mnie początkowo szokiem. Nie spodziewałam się tego, bo w zespole grały m.in. byłe reprezentantki Japonii, które jeżdżą po całym świecie. Miałam przy sobie tłumaczkę, tylko ona niestety pierwszy raz w życiu miała do czynienia ze sportem. Dlatego nasza komunikacja raz układała się lepiej, a raz gorzej.

Kończąc karierę w wieku nieco ponad 30 lat nie ma pani poczucia, że to dość wcześnie? Być może czekałoby panią jeszcze kilka lat okraszonych grą na najwyższym poziomie...

Możliwe, że by tak było i byłoby to kilka lat, gdzie czerpałabym z tego przyjemność. Na pewno wysiłek i praca w takim wymiarze przyspieszyła taką decyzję. Potrzebowałam tego odpoczynku. Na to nałożyła się jeszcze pandemia, więc trudno jest być pewnym przyszłości. Mam nadzieję, że powoli sport wraca do normy, ale wszystko po trochu skłoniło mnie do takiej refleksji, że zakończenie kariery będzie dobrym wyborem.

Czy gdyby ktoś przed wyjazdem do Japonii powiedział pani, jakie będą tego konsekwencje, zdecydowałaby się pani na ten sam krok?

Trudno mi teraz odpowiedzieć na to pytanie. Jadąc do Japonii nie mogłam przewidzieć, co mnie tam spotka. Gdyby ktoś powiedział mi z czym to się wiąże, to pewnie po prostu bym mu nie uwierzyła.

Czy nie kusiło panią, by wrócić do polskiej ligi? Na pewno jest wiele klubów, które z chęcią widziałyby zawodniczkę z takim doświadczeniem i umiejętnościami w swoich składach...

Oj, kusiło mnie. Jeszcze wyjeżdżając do Japonii założyłam sobie, że później chciałabym już przenieść się gdzieś bliżej domu. Od tego czasu sporo się jednak zmieniło.

Występowała pani w tureckim Fenerbahce, czy najlepszych klubach ligi włoskiej. Który etap kariery wspomina pani ze szczególnym sentymentem?

Myślę, że najmilej wspominam dwa lata gry we włoskim Metalleghe Sanitars Montichiari. Przez rok grałyśmy tam wspólnie z Dominiką Sobolską, którą serdecznie pozdrawiam. Mieliśmy świetną atmosferę, dobrego trenera, z którym nadal mam niezły kontakt. Do tego sportowo wszystko "żarło".

Rozpoczyna pani nowy etap w życiu, podejmując pracę z najmłodszymi adeptkami siatkówki w Stężycy. Jak czuje się pani w roli trenera?

Nie wiem czy już nazwałabym się trenerem, bo jeszcze nim nie jestem. Przede mną dużo nauki. Pracuję nad tym, aby wiedzę zebraną przez lata gry na boisku przełożyć na umiejętność ciekawego i efektywnego prowadzenia zajęć.

Szkoła Mistrzostwa Sportowego w Stężycy funkcjonuje od nieco ponad roku. Jak to się stało, że los skojarzył panią z tym miejscem?

Wszystko wydarzyło się bardzo szybko i muszę przyznać, że trochę przez przypadek. Akurat załatwiałam sprawy urzędowe w gminie, kiedy dowiedziałam się o ośrodku siatkarskim. Później w lutym, otrzymałam od klubu 10 dni wolnego, mogłam wrócić do domu. Był jednak jeden warunek - musiałam nadal utrzymywać codzienny rytm treningowy. Pojechałam do Stężycy na trening, zapoznałam się z osobami, które tam pracują. Dostałam propozycję pracy z dziećmi, szkolenia ich. Na początku nie wiedziałam, czy jest to zajęcie "dla mnie", ale teraz uważam, że to będzie fajne wyzwanie i nowy start. Mam też nadzieję, że przyniesie mi to sporo satysfakcji.

Czy ma już pani za sobą pierwsze zajęcia z dziewczynkami, które dopiero zaczynają swoją przygodę z siatkówką? 

Tak, już kilka razy się spotkaliśmy, dzisiaj nawet byłam z nimi na rowerach. Powolutku się wdrażam i podglądam jak trener Dawid Michor prowadzi treningi. Uczę się od niego tajników trenerskiej wiedzy. Plan jest taki, że chciałabym powoli się usamodzielniać, zaczynając od pracy z najmłodszymi dziećmi.

Rozumiem, że rodzice mogą być spokojni, że akurat siłowe treningi, których doświadczyła pani z Japonii, nie pojawią się na najbliższych zajęciach?

Nie, nie śmiałabym tego nikomu zaproponować.

Jak wyglądają struktury SMS-u Stężyca i co ten ośrodek ma do zaoferowania przyszłym siatkarkom?

Na SMS Stężyca składają się klasy Szkoły Podstawowej od IV do VIII oraz całe liceum. Dziewczyny świetnie sobie radzą, ostatnio cztery uczennice naszego SMS-u pojechały na zgrupowanie reprezentacji do lat 19.

Jakie są pani plany na przyszłość?

Zobaczymy, jak sprawdzę się w pracy z dziećmi. Oprócz tego wraz z moją koleżanką, z którą znam się jeszcze z czasów gry w Gedanii Gdańsk, Justyną Wilk i jej mamą Bożeną Ordak założyłyśmy w Gdańsku Fundację Rozwoju Osobistego. Od lipca mamy zamiar wystartować z darmowymi szkoleniami z obsługi komputerów i internetu, a także języka angielskiego dla seniorów. Fundacja będzie też prowadzić cykl zajęć na temat nauczania zdalnego dla nauczycieli. W dalszej perspektywie chcemy pomagać też dzieciom w nauce przedmiotów, z których czują się słabsze.

Zobacz również:
Hit transferowy w Tauron Lidze. Katarzyna Zaroślińska-Król siatkarką ŁKS-u Commercecon Łódź
Legenda polskiej siatkówki zaczyna karierę trenerską. Dawid Murek poprowadzi zespół córki

Źródło artykułu: