Przyszedł taki moment w sezonie, że można było odnieść wrażenie, iż zawodnicy PGE Skry Bełchatów wskoczyli na wyższy poziom. Tymczasem w niedzielę Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wylała na żółto-czarnych kubeł zimnej wody wygrywając 3:0. Ekipa trenera Michała Gogola dusiła w sobie pragnienie odegrania się na wicemistrzu Polski, który przed tym meczem był jedynym niepokonanym zespołem w tym sezonie PlusLigi.
- Po tej porażce jest w nas chęć zwycięstwa. Chcemy pokazać nie tylko sobie, ale i ludziom, którzy w nas wierzą, że jesteśmy w stanie wygrywać z każdym i o każdej porze. Rywal wygrał wszystkie dotychczasowe spotkania, ale jak ma przegrać pierwszy mecz, to tylko w Bełchatowie - zapowiadał przed meczem Norbert Huber, środkowy PGE Skry.
A walki zdecydowanie nie brakowało już od pierwszych minut. Oba zespoły walczyły zaciekle o każdą piłkę. Notowały wysokie procenty w przyjęciu i ataku, ale przede wszystkim bardzo dużo broniły. To rzeczywiście był mecz, który chciało się oglądać. Jako pierwsi do szarży po zwycięstwo w pierwszej partii ruszyli siatkarze ze stolicy, którzy wyszli na prowadzenie 13:10. Gospodarze jednak potrafili tę przewagę zniwelować w jednym ustawieniu. Po zaciętej walce punkt za punkt nastąpiła końcówka i na szczęście dla PGE Skry w polu zagrywki przy stanie 23:22 znalazł się kapitan Mariusz Wlazły. Jego dwa trudne serwisy pchnęły drużynę i pozwoliły wygrać 25:23.
ZOBACZ WIDEO: Bartosz Kwolek wspomina finały Ligi Narodów. "Zebraliśmy się jak chłopacy z SKS-u i dwa razy pokonaliśmy Brazylię"
W drugiej części gry także nie brakowało znakomitych wymian. Po stronie ekipy z Warszawy w ataku brylował Kevin Tillie, który wspólnie z Bartoszem Kwolkiem brał na siebie odpowiedzialność przy ważnych akcjach. Tego seta jednak od początku do końca pod kontrolą mieli zawodnicy trenera Andrei Anastasiego. Nie dali się jednak wciągnąć nawet w zaciętą końcówkę i wygrali 25:21.
Na kolejną partię trener Michał Gogol postanowił desygnować do gry Norberta Hubera w miejsce Jakuba Kochanowskiego i to była całkiem niezła decyzja, bo otworzyło się więcej opcji w ofensywie dla miejscowych. To właśnie jego as serwisowy dał sygnał do ataku zespołowi z Bełchatowa, ale warszawianie nie dawali rozwinąć skrzydeł. Wymianę ciosów w decydującym momencie przerwał punktowy blok Grzegorza Łomacza, który dał piłkę setową PGE Skrze, a wykorzystał ją chwilę później Milad Ebadipour.
W czwartej partii też wiele wskazywało na to, że jedni i drudzy będą wymieniać ciosy aż do późnych godzin nocnych. Przy stanie 17:15 doszło jednak do fenomenalnej wymiany trwającej około minuty, którą zwieńczył udaną kiwką Norbert Huber. Po tym uderzeniu siatkarze z Warszawy stracili werwę. Gra przestała im się kleić, a wkradać zaczęły się błędy. Tę partię bełchatowianie wygrali 25:20 i cały mecz 3:1.
Taki rezultat namieszał sporo w tabeli, bo na czele znalazła się Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle po środowym zwycięstwie z Asseco Resovią w Rzeszowie. Ale PGE Skra Bełchatów dzięki wygranej z VERVA Warszawa Orlen Paliwa zbliżyła się do ekipy ze stolicy na jeden punkt. Walka o czołowe lokaty zdaje się właśnie nabrała rumieńców.
PGE Skra Bełchatów - VERVA Warszawa Orlen Paliwa 3:1 (25:23, 21:25, 25:22, 25:20)
PGE Skra: Łomacz, Szalpuk, Kłos, Wlazły, Ebadipour, Kochanowski, Milczarek (libero) oraz Huber.
VERVA: Kwolek, Brizard, Wrona, Król, Tillie, Nowakowski, Wojtaszek (libero) oraz Grobelny, Kowalczyk, Niemiec.
MVP: Mariusz Wlazły (PGE Skra).