Liga Narodów Kobiet. Magdalena Stysiak: Irytuje mnie, gdy źle sobie wyrzucę piłkę

Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: atakuje Magdalena Stysiak
Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: atakuje Magdalena Stysiak

- Dwa lata temu Yeon-Koung Kim, Ting Zhu czy Maret Balkestein-Grothues oglądałam tylko w telewizji i mówiłam: "wow, co za gwiazdy!". Teraz sama się przekonuję, jak to jest grać przeciwko nim - mówi w wywiadzie dla WP SportoweFakty Magdalena Stysiak.

W tym artykule dowiesz się o:

18-letnia skrzydłowa w tym sezonie debiutuje w seniorskiej reprezentacji Polski, której ma pomóc szczególnie w ataku z lewego skrzydła. Ma za sobą pięć tygodni gry w fazie interkontynentalnej. Każdy kolejny turniej do dla niej największe wyzwanie w karierze. W przyszłym sezonie mierząca ponad dwa metry zawodniczka zagra już we włoskiej Serie A.
Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty: Na możliwości tej kadry to już duża rzecz, że jesteście w turnieju finałowym Ligi Narodów.

Magdalena Stysiak, skrzydłowa reprezentacja Polski: Fajne doświadczenie, fajna nauka. Chcemy z tego jak najwięcej wyciągnąć. Zdajemy sobie sprawę, że nie każdy zespół grał pierwszym składem - jak na przykład Serbki, Włoszki czy Holenderki. Być może dziewczyny miały wolne po lidze. Ale dla nas to ogromny prestiż, bo gramy tam po raz pierwszy od dziewięciu lat. To jest mega sprawa grać z takimi zespołami na takim poziomie.

Dla pani i kilku koleżanek to chyba największe wyzwanie w karierze jak dotąd. Pierwszy raz gracie o taką stawkę.

Dla mnie to ogromne przeżycie. Gram pierwszy rok w kadrze i już muszę stawić czoła takim zespołom i takim zawodniczkom. Dwa lata temu Yeon-Koung Kim, Ting Zhu czy Maret Balkestein-Grothues oglądałam tylko w telewizji i mówiłam: "wow, co za gwiazdy!". A teraz sama się przekonałam, że na przykład Amerykanki grają tak szybko, że faktycznie trudno za nimi nadążyć. Sama czasem nie wierzę, że mam zaszczyt grać przeciwko takim siatkarkom. To ogromne, niepowtarzalne doświadczenie. Czasem jest stresik, ale to pozytywny impuls.

ZOBACZ WIDEO Mateusz Bieniek wychwala Wilfredo Leona. "Super chłopak"

Przed wami Final Six, a po drugiej stronie siatki Amerykanki, a potem Brazylijki. Duża rzecz.

Ale to jest dla nas bardzo dobra rzecz. My nic nie musimy, my tylko możemy. Nie ma już w głowie presji, że koniecznie trzeba zbić Amerykanki czy Brazylijki albo utrzymać się w Lidze Narodów. Pamiętajmy też, że teraz przygotowujemy się i zgrywamy na najważniejsze turnieje - kwalifikacje olimpijskie i Mistrzostwa Europy. Final Six też jest dla nas ważne, nie mówię że nie. Jednak traktujemy to jako kolejną próbę i starcie z drużynami na najwyższym światowym poziomie. Tylko to pozwoli nam podnieść umiejętności.

Zobacz terminarz Final Six Ligi Narodów kobiet

Podczas Ligi Narodów zwiedziłyście trochę świata, zagrałyście z piętnastoma drużynami. Ma pani zawodniczkę, na której się wzoruje, od której stara się pani czerpać?

Na pewno Zhu Ting z reprezentacji Chin. To też jest przyjmująca, prawie mojego wzrostu i "łapie" piłkę na dużej wysokości. Analizowałam jej ataki, czerpałam też z zagrywki. W ogóle oglądam uważnie dziewczyny, które zagrywają z wyskoku. Szukam wzorców, by później je naśladować. Każdy oczywiście to robi po swojemu, ale jestem jeszcze młoda, jeszcze się uczę i staram się od każdej coś dobrego wyciągnąć.

A pani już próbuje serwować z wyskoku i - jak się okazuje - to też wartość dodana do kadry. Dużo pracy musi pani na to poświęcać?

Czasem rzeczywiście z trenerami zostaję po treningach. Jak sobie dobrze wyrzucę piłkę, to wszystko idzie automatycznie. Lecz gdy wyrzucę źle lub gdy pójdę do niej za szybko, muszę plasować i ta zagrywka nie jest tak mocna. A to mnie irytuje. Na przykład gdy grałyśmy z Holenderkami serwowałam czternaście razy z rzędu, ale nie na pełnej mocy. Chodziło o to, by utrzymać piłkę w grze. Gdy prowadzimy, liczy się obrona i blok oraz to, by nie zepsuć zagrywki i nie dać rywalkom zrobić przejścia. To też był trening zagrywki w warunkach "bojowych".

Ustalmy jedną, ale istotną rzecz rzecz: gra pani na prawym czy na lewym skrzydle? I czy zmiany w tej kwestii pani przeszkadzają?

Wiadomo, to jest zmiana. Rozmawiamy cały czas na ten temat z trenerami. Muszę być na nią gotowa. Nie trenuję na prawym skrzydle w ogóle, więc ten mecz z Koreą był trochę takim "spontanem", ale zdaję sobie sprawę, że trzeba odciążyć Malwinę Smarzek. Nie da się przez pięć tygodni grać cały czas na bardzo wysokim poziomie. I tak Mali bardzo dużo wytrzymała. Kiedy jest taka potrzeba, muszę być w gotowości. Jest różnica w atakowaniu z prawego i lewego skrzydła, ale - jak to czasem jest napisane w skarbach kibica - jestem "uniwersalną" zawodniczką.

Pytam też w kontekście następnego sezonu. Wiemy, że nie zostaje pani w Polsce i przenosi się pani do Włoch [najprawdopodobniej do Savino Del Bene Scandicci - więcej na ten temat TUTAJ]. Tam będzie pani grała na ataku czy na przyjęciu?

Tam prawdopodobnie, o ile nic się nie zmieni, będę jednak występować na pozycji atakującej.

Nie za szybko te przenosiny do Włoch?

Myślę, że nie. Liczę, że dam radę i nie zamierzam się załamywać. Jestem nastawiona bardzo pozytywnie. Chcę się dużo nauczyć, zebrać doświadczenie od koleżanek, które naprawdę wiele już potrafią. To najlepszy sposób, by podnosić swój poziom. Mam nadzieję, że dzięki tej pracy nabiorę jeszcze pewności siebie.

Komentarze (1)
avatar
Soeth
2.07.2019
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Dziewczyno, naucz się najpierw dobrze serwować bez wyskoku, idź do Alagierskiej na korepetycje najlepiej.