[b][tag=53410]
Michał Kaczmarczyk[/tag], WP SportoweFakty: Chyba nikt się spodziewał, że po raz pierwszy w historii pokonacie PGE Skrę Bełchatów, i do tego w takim stylu. Spisaliście się jeszcze lepiej niż w starciu z MKS-em Będzin, wygranym 3:2.[/b]
Rafał Sobański, przyjmujący GKS-u Katowice: Tamten mecz wiele nam dał. Przeżywaliśmy ciężkie chwile, po wygranej ze Stocznią Szczecin przegraliśmy w kiepskim stylu z ONICO Warszawa, ale mimo trudności wygraliśmy w Sosnowcu. To był duży pozytyw dla całego zespołu, dał nam zastrzyk dobrej energii na kolejne dni i pomógł w pracy na treningach. Nasz trener przed meczem powiedział jasno: gramy u siebie, przyjechał do nas mistrz Polski, który chce zdobyć trzy punkty, ale my nie oddamy ich za darmo, nie powiemy "macie i wracajcie do siebie".
Wszystkie założenia taktyczne, jakie sobie wypracowaliśmy na mecz ze Skrą, były wykonywane i sprawdziły się. Zrobiliśmy to, na czym najbardziej nam zależało, czyli wywarliśmy na niej presję poprzez zagrywkę. Nie ma co ukrywać, jeżeli zawodników takiego klubu jak Skra nie odrzuci się od siatki, to gra się naprawdę ciężko. W tym można szukać jednej z głównym przyczyn naszej wygranej.
Poza tym nie zawiedliście w przyjęciu, gracze Skry nie byli w stanie punktować seryjnie swoją zagrywką. To też jeden ze składników wygranej?
Pomogliśmy sobie przyjęciem, trzymaliśmy je dość pewnie, a nie ma co ukrywać, że w poprzednich meczach miewaliśmy z tym kłopot. Trenerzy nam przekazywali, że paradoksalnie im lepiej przyjmujemy, tym gorzej radzimy sobie w ataku; tak właśnie było choćby podczas spotkania w Warszawie. Myślę, że sporo nam dają treningi, gdzie naprawdę długo pracujemy nad atakami z wysokiej piłki. Dobrze wiedzieliśmy, że Skra szuka punktów zagrywką i cały czas wywiera nią nacisk, tacy zawodnicy jak Mariusz Wlazły czy Jakub Kochanowski po prostu wchodzi i "odpalają" serwis, na co trzeba zawsze uważać. Ale na szczęście Bartosz Mariański i Tomas Rousseaux utrzymywali jakość przyjęcia.
Czujecie, że jakość waszej zagrywki poprawiła się na przestrzeni ostatnich tygodni?
Wiadomo, że przy założeniu ryzykowania zagrywką zawsze się zdarzy kilka oddanych punktów, ale najważniejsze jest to, żeby nie dopuszczać do serii błędów. Zdarzało się, że mieliśmy ryzykować w jednym meczu w polu serwisowym i kończyło się to tak, że cała szóstka graczy psuła swoje zagrywki w serii. Natomiast przeciwko Skrze daliśmy radę zrównoważyć liczbę błędów i asów serwisowych, do tego bardzo pomogliśmy sobie w grze blok-obrona.
Zawsze istnieje zagrożenie, że drużyna wygrywająca 2:0 w setach nieco odpuści kolejną partię, ale w waszym przypadku tak się nie stało. Twardo trzymaliście faworyta w ryzach.
Trenerzy przestrzegali nas przed tym trzecim setem, że jeżeli wtedy odpuścimy i pozwolimy rywalowi na zbyt wiele, to on to poczuje i szybko wykorzysta. I wtedy zamiast wygranej 3:0 będziemy musieli bić się przez pięć setów, a zdarzały się nam takie sytuacje, i to bez końcowego zwycięstwa. Trzeci set potoczył się zdecydowanie po naszej myśli, trzymaliśmy się swojej gry i byliśmy skoncentrowani.
Spodziewaliście się, że mecz ze Skrą może potoczyć się w taki, a nie inny sposób?
Przed meczem, tuż po rozruchu komentowaliśmy w szatni pół żartem, pół serio, że czujemy w kościach fajny mecz. Ale obstawialiśmy raczej granie pięciu setów i po prostu dobre zawody, na pewno nie spodziewaliśmy się takiego rezultatu. Trener liczył na to, że będziemy kolektywem, takim silnym łańcuchem, w którym żadnego ogniwa nie da się przełamać ani zerwać. Tym bardziej się cieszę, że tak właśnie się stało.
W tej części sezonu nie mieliście wielu okazji do pokazania się przed własną publicznością. Powrót do hali w Szopienicach daje wam dodatkowego "kopa" motywacyjnego?
Tak się ułożył terminarz w tej rundzie, że graliśmy w tej części ligi zaledwie cztery mecze na swoim terenie, aczkolwiek warto pamiętać, że w rundzie rewanżowej czeka nas za to dziewięć spotkań u siebie. Trener powtarza nam, że nasza hala musi być naszą twierdzą i musimy zrobić wszystko, by punkty nie uciekały z Katowic. Jak na razie uciekły nam trzy punkty, zostało dziewięć i to z pewnością lepszy wynik niż w poprzednim sezonie, kiedy sala nam ewidentnie nie pomagała.
Ani ta w Szopienicach, ani Spodek.
Niestety. Słyszałem, że w nowym roku mamy rozgrywać niektóre mecze w Spodku i sam jestem ciekaw, jak to będzie wyglądało, bo jak na razie granie na własnym terenie nam służy. Czujemy się tutaj dobrze, tu trenujemy i tu chcemy pokazywać się kibicom z jak najlepszej strony. Mam nadzieję, że to widać z trybun.
Kolejny świetny mecz zagrał Tomas Rousseaux. Nie wszyscy spodziewali się, że będzie w stanie utrzymać wysoką formę po starciu z MKS-em Będzin i spisać się jeszcze lepiej przeciwko mistrzom Polski. A wy?
Tomas jest w naszej drużynie jednym z liderów i nie ma w tym nic dziwnego, to w końcu reprezentant swojego kraju, który ma na koncie wiele spotkań w międzynarodowych turniejach. Być może w Olsztynie nie zawsze to pokazywał, ale u nas od początku sezonu Tomas trzyma naprawdę równą, dobrą dyspozycję i mam nadzieję, że tak pozostanie do końca sezonu. To jest zdecydowanie nasz mocny punkt, nawet jeśli przydarzył mu się po drodze jakiś słabszy mecz.
ZOBACZ WIDEO Świderski o Kurku i Kubiaku: "To wyraziste i charyzmatyczne postaci. Kubiak może osiągnąć coś więcej"
Po takim spotkaniu chyba nie obawiacie się konfrontacji z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle?
ZAKSA jak do tej pory straciła tylko jeden punkt, ostatni mecz wygrała, z tego, co wiem w trzech setach i jest zdecydowanie w gazie. Ale nie czujemy żadnych kompleksów, w ostatnim sezonie wygraliśmy w Kędzierzynie-Koźlu...
Wtedy podobno były urodziny trenera ZAKSY.
To kto wie, może w sobotę też będą urodziny kogoś z rywali! A tak na poważnie, nie ma co ukrywać, że faworyt będzie jeden, a my zrobimy wszystko, żeby zagrać swoją siatkówkę i zdobyć punkty. Trener powtarza nam, że należy przede wszystkim myśleć o komplecie punktów, a nie zadowalać się z góry jednym czy dwoma.
Czujecie, że wracacie do spodziewanej dyspozycji po okresie dołka formy?
Przepracowaliśmy dobrze okres przygotowawczy, zaczęliśmy ligę nieźle, ale potem faktycznie wpadliśmy w dołek. Przydarzyła się nam choćby porażka z Cuprum Lubin, która przytrafić się nam po prostu nie powinna i nie chodzi nawet o sam wynik, bo jest tylko sport, ale przede wszystkim o styl. Szukaliśmy wyjścia z tego słabszego okresu, przerabialiśmy różne rzeczy, ale takim punktem zwrotnym był według mnie mecz ze Stocznią. Przełamaliśmy się w naszych głowach, udowodniliśmy sobie, że jeżeli tylko poukładamy sobie wszystko jak należy, to umiemy i potrafimy grać.
Podsumuje pan dotychczasowe poczynania GKS-u Katowice w tym sezonie?
Na razie skupiamy się na meczu w Kędzierzynie-Koźlu, potem gramy z Jastrzębskim Węglem, a tuż po świętach jedziemy do Olsztyna, dlatego wydaje mi się, że ten czas nie jest najlepszy na oceny i podsumowania przez swoją intensywność. Nie ma miejsca na kalkulacje, trzeba walczyć o punkty, bo dobrze wiemy, że gdyby nie ten ostatni spadek formy, to w tym momencie moglibyśmy się plasować w połowie tabeli, a kto wie, czy nawet nie w jej górnej części. Ciążą nam porażki z Cuprum i Chemikiem, ale trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że wtedy rywali byli od nas zwyczajnie lepsi i jedyną naszą odpowiedzią powinna być jeszcze lepsza praca na treningach.