Fikcja procesu licencyjnego. AZS Częstochowa nie płacił i miał zgodę na grę w PlusLidze

Facebook / Tomasz Kudala / facebook.com/tauronazsczestochowassa / Na zdjęciu: siatkarze AZS-u Częstochowa
Facebook / Tomasz Kudala / facebook.com/tauronazsczestochowassa / Na zdjęciu: siatkarze AZS-u Częstochowa

Problemy finansowe Stoczni Szczecin pokazały, że proces licencyjny w PlusLidze jest fikcją. Kilka miesięcy temu z trudnościami ekonomicznymi zmagał się AZS Częstochowa, który walczył o awans. Mimo to dostał zgodę na grę w elicie.

Sytuacja finansowa Stoczni Szczecin jest dramatyczna. Z klubu już odeszło sześciu siatkarzy, w tym największe gwiazdy: Bartosz Kurek i Matej Kazijski. Klub zalega zawodnikom za kilka miesięcy, a przecież w PlusLidze rozegrano dopiero dziesięć kolejek. Z problemami zmaga się też Chemik Bydgoszcz, a o wyjaśnienia prosiły zarówno władze ligi, jak i Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Oba kluby przed startem sezonu otrzymały licencję na grę w elicie. O tym, że proces dopuszczania drużyn do rywalizacji w PlusLidze jest fikcją, świadczy też przypadek aktualnego mistrza I ligi, AZS-u Częstochowa.

AZS spełniał wymogi PlusLigi

W minionym sezonie AZS Częstochowa wygrał rozgrywki I ligi mężczyzn i zgodnie z regulaminem, o awans miał rywalizować z czternastym zespołem PlusLigi, Łuczniczką Bydgoszcz. O tym, czy klub walczył w barażach zadecydował audyt, w którym sprawdzono sytuację AZS-u. Na jego wynik działacze czekali dwa tygodnie i na dwa dni przed pierwszym meczem barażowym AZS otrzymał zgodę.

"Informujemy, że decyzją Zarządu PLPS SA, po uprzedniej weryfikacji prowadzonej przez firmę Deloitte wraz z PLPS SA, 1. ligowy klub AZS Częstochowa spełnia wymogi udziału w rozgrywkach PlusLigi. Klub wpłacił także należną kaucję, więc spełnił wszystkie przesłanki do sportowej walki o udział w rozgrywkach PlusLigi sezonu 2018/19" - głosił komunikat władz PLPS.

AZS wszystkie trzy barażowe mecze przegrał i nie awansował do PlusLigi, ale gdyby wyeliminował Łuczniczkę, władze rozgrywek mogłyby się najeść wstydu. W kwietniu częstochowski klub przeszedł audyt, ale kilka tygodni później okazało się, że sytuacja sześciokrotnych mistrzów Polski była dramatyczna.

Zaczęły wypadać trupy z szafy

Gdy w sezonie 2016/2017 AZS spadł z ligi, doszło do zmian w klubie. Ze swoich funkcji zrezygnowali znienawidzeni przez kibiców Ryszard Bosek i Roman Lisowski, a zastąpili ich młodzi i ambitni biznesmeni - prywatnie kibice AZS-u, Kamil Filipski i Mateusz Czaja. Trenerem został Krzysztof Stelmach i cała trójka snuła plany o odbudowie AZS-u. Wtedy jednak nikt nie przypuszczał, że rok później przyszłość klubu będzie stała pod dużym znakiem zapytania, a rozpatrywana będzie nawet upadłość.

Zaczęły wypadać trupy z szafy. Najpierw AZS nie otrzymał 600 tysięcy zł dotacji, która była przyznana za poprzednich władz. Z tym nowi właściciele akurat się liczyli, ale ich zaskoczenie było ogromne, gdy okazało się, że muszą zwrócić 300 tysięcy zł z pieniędzy, które otrzymał klub za kadencji poprzedniego zarządu. Mało brakło, by to był gwóźdź do trumny AZS-u.

Przyszłość klubu była niepewna. Nie pomogła akcja crowdfundingowa, w której zamiast 300 tysięcy zł udało się uzbierać niewiele ponad 10 tysięcy zł. Inna sprawa, że zabrakło marketingowego wsparcia dla tej akcji, przez co dowiedziało się o niej niewielu kibiców.

AZS walczy o przetrwanie
AZS z opóźnieniem rozpoczął przygotowania do sezonu. Z klubu odeszli czołowi siatkarze i nie udało się znaleźć zastępców na odpowiednim poziomie. Nie ma już w klubie trenera Sinana Tanika, którego zastąpił Piotr Łuka. Częstochowianie w tabeli I ligi mężczyzn zajmują ostatnie miejsce. Wygrali tylko dwa spotkania.

Działaczom udało się dojść do porozumienia z miastem, które odroczyło termin płatności. W przeciwnym wypadku AZS nie mógł liczyć na pieniądze z magistratu z racji zobowiązań wobec niego. Nowym sponsorem tytularnym został Tauron. Działacze marzą o odbudowie klubu i awansie do elity, ale póki co droga do zrealizowania celu jest bardzo daleka.

AZS przetrwał najgorszy moment, ale zawirowania sprzed sezonu do dziś odbijają się czkawką. Można gdybać, że gdyby klub awansował do elity, to pojawiliby się nowi sponsorzy, którzy chcieliby zainwestować w odradzający się klub. Szczęściem dla polskiej siatkówki jest jednak to, że AZS w poprzednim sezonie nie wywalczył przepustki do PlusLigi. Wszak klub zalegał zawodnikom i trenerom z wypłatami, ale i tak "spełniał warunki do gry w PlusLidze".

ZOBACZ WIDEO Świderski o sytuacji Stoczni: To nie tylko problem Szczecina, ale całej polskiej siatkówki

Źródło artykułu: