- Bardzo miło wrócić do hali, gdzie rozpoczęła się moja przygoda z polską siatkówką. Wtedy ten obiekt był dopiero oddawany do użytku, ale zawsze bardzo fajnie grało mi się przy dopingu częstochowskich i bełchatowskich kibiców - rozpoczął pomeczową wypowiedź Srećko Lisinac, który od 2012 roku przez 6 lat występował w PlusLidze.
Przed rozpoczęciem obecnego sezonu Serb przeniósł się do drużyny Diatec Trentino i od razu stał się jej kluczową postacią. Nie inaczej było w sobotnim, półfinałowym starciu z Fakiełem Nowy Urengoj. 26-latek zdobył jedenaście punktów, kończąc mecz z 75 proc. skutecznością w ataku.
To właśnie atak, a przede wszystkim mocna zagrywka była kluczem do zwycięstwa Włochów. Podopieczni Angelo Lorenzettiego posłali na stronę przeciwników aż jedenaście asów. Chociaż w pierwszym secie nie potrafili przeciwstawić się rywalom, to w kolejnych zdecydowanie ich pokonali. - Początek nie ułożył się po naszej myśli, ale reszta meczu już tak. Przeciwnicy w pierwszym secie bardzo dobrze zagrywali i przyjmowali nasze piłki. W końcu nie wytrzymali naszej presji. Kiedy odrzuciliśmy rywali od siatki, wtedy grało nam się zdecydowanie łatwiej - ocenił były gracz AZS-u Częstochowa i PGE Skry Bełchatów.
W niedzielę Diatec Trentino z Lisinacem w składzie będzie walczył o zwycięstwo w Klubowych Mistrzostwach Świata. Przeciwnikiem włoskiej drużyny będzie inny przedstawiciel Seria A - Cucine Lube Civitanova. - W finale na pewno będziemy walczyć. Znamy przeciwnika bardzo dobrze, wiemy na co go stać i jakie ma mocne strony. Mam nadzieję, że zagramy naszą siatkówkę, a na koniec będziemy się cieszyć z wygranej - powiedział środkowy.
Finałowe starcie będzie ciekawe również pod względem rywalizacji na środku siatki. W Cucine Lube Civitanova prym na tej pozycji wiodą Dragan Stanković oraz Robertlandy Simon. - Są to doskonali zawodnicy, którzy grają w siatkówkę już od bardzo dawna. Przeciwko nim nie jest łatwo grać, ale będziemy się starać z nimi powalczyć - zakończył Srecko Lisinac.
ZOBACZ WIDEO Świderski o sytuacji Stoczni: To nie tylko problem Szczecina, ale całej polskiej siatkówki