Na początku lat 90. poprzedniego wieku Iworyjczyk Abdoulaye Sylla zdecydował się na podróż życia. Za namową kuzyna postanowił szukać lepszego życia we Włoszech, ale pierwsze spotkanie z nowym krajem okazało się brutalne. Bergamo przywitało przybysza najmroźniejszą zimą od lat, a że mieszkał on z kilkoma rodakami właściwie na ulicy, odmroził sobie ręce i stopy. Gdyby nie szybka interwencja lekarzy w szpitalu, Syllę czekałaby amputacja. Iworyjczyk nie miał pojęcia, co dalej: ważność jego wizy turystycznej zbliżała się do końca, a nikt nie chciał go zatrudnić, nawet do mycia podłóg. Uznał, że posłucha swojego znajomego z Palermo i przeprowadzi się na południe Włoch. Może nie bogate, ale przynajmniej ciepłe.
Chory, wyczerpany i niewiedzący absolutnie nic o Sycylii Abdoulaye Sylla szedł poboczem drogi do Palermo, licząc tylko na cud. I nie przeliczył się: na jego widok zatrzymał się samochód, za którego kierownicą siedziała Maria (obecnie 80-letnia właścicielka małego baru przy Via Torino, prowadzi go do dzisiaj). Kobieta od razu zaprosiła imigranta do auta, zapytała, czy czegoś potrzebuje. Zaskoczony Sylla miał siłę powiedzieć tylko: "pomocy".
Maria bez słowa zawiozła go do swojego domu, pozwoliła mu zamieszkać w dawnym pokoju syna. Zatrudniła nieznanego imigranta do sprzątania domu, wraz z mężem Paolo pomogła mu uzyskać stały pobyt we Włoszech. Po roku spokojnego życia u dobrodziejów Abdoulaye Sylla sprowadził do Włoch swoją żonę Salimatę, piłkarkę ręczną, niedługo potem w 1995 roku na świat przyszła ich córka Miriam. Przyszła wicemistrzyni świata w siatkówce, wychowana na ciastkach, lodach i koglu moglu od przyszywanych dziadków. Początkowo chciała zostać baletnicą, ale była zbyt barczysta i muskularna. Za namowę koleżanki przerzuciła się na siatkówkę, gdzie z jej budowy ciała zrobiono właściwy użytek.
Ta drużyna może rządzić przez lata
Takich historii jak ta Miriam Sylli jest więcej. Nie każda z nich co prawda kończy się finałem siatkarskiego mundialu i spełnieniem największych marzeń, ale dają one nadzieję imigranckiej społeczności Włoch na lepszą przyszłość i zwalczenie widzianej wokoło nienawiści. To właśnie córka imigrantów z Wybrzeża Kości Słoniowej oraz Paola Egonu, której rodzice pochodzą z Nigerii, okazały się największymi gwiazdami reprezentacji Włoch, zdolnej do pokonania potęg z USA, Rosji i Chin. Można było się spodziewać, że siatkarki Davide Mazzantiego będą liczyły się w walce o najwyższe lokaty w MŚ, tak samo jak Holandia i Serbia, ale ich srebrne medale i tak przyjęto z pewnym zaskoczeniem.
- Kto wie, w jaki sposób jest prowadzona włoska drużyna i jak funkcjonuje cały system pracy z siatkarkami od ich najmłodszych lat, mógł się spodziewać, że gra Włoszek w mistrzostwach będzie wyglądać dobrze. To bardzo młody zespół, który może osiągnąć naprawdę wiele, biorąc pod uwagę zaplecze, jakim dysponuje już teraz. To ogromny materiał ludzki o świetnych parametrach. Nie przez przypadek do tej drużyny dobrano trenera Mazzantiego, bo pracował on już wcześniej z tymi dziewczynami w kategorii kadetek i był konsekwentnie przygotowywany do pracy na najwyższym, seniorskim poziomie. Jego filozofia trenerska jest nieco inna, ale okazała się skuteczna - opowiadał Jakub Dolata, menadżer siatkarski doskonale orientujący się w świecie włoskiej siatkówki.
42-letni Mazzanti jeździ po całym świecie, by podpatrywać najlepsze zespoły i inspiruje się różnymi szkołami w siatkówce, poza tym uczy się od szkoleniowców w innych sportach, by dostrzec w swojej dyscyplinie coś, co umyka innym. Do tego dobrze zna rodzimą młodzież, a ona zna jego: Mazzanti w 2009 roku wykonał krok w tył, przenosząc się z Foppapedretti Bergamo do Clubu Italia, włoskiego SMS-u dla najzdolniejszych młodych siatkarek. Ale to nie zahamowało jego kariery, co udowadniają tytuły mistrza Włoch z 2015 i 2016 roku oraz efekty rozpoczętej dwa lata temu pracy z kadrą Włoszek.
Diamenty z całego świata
Właśnie dzięki Club Italia świat po raz pierwszy zobaczył w akcji Egonu. Potrafiła w wieku zaledwie 17 lat zdobyć 46 punktów w meczu Serie A1, wcześniej błysnęła jako jedna z bohaterek turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk w Rio de Janeiro. Stało się jasne, że jej 193 cm wzrostu i zasięgu w ataku wynoszącego ponad 340 cm nie można bezkarnie zmarnować. Jeszcze dwa lata temu Egonu prezentowała styl jeźdźca bez głowy, sporo punktowała, ale nie unikała dużej liczby błędów. W 2017 roku zyskała dwóch świetnych nauczycieli: Massimo Barboliniego w klubie z Novary i Mazzantiego w reprezentacji. Nauczyła się lepszej kontroli nad swoim ciałem i, co ważniejsze, spokoju i wytrzymałości w najważniejszych momentach. Bez nich nie byłaby w stanie zdobyć historycznych 45 punktów w półfinale mistrzostw świata.
- Takich diamentów jak Paola, może nie takich samych, ale podobnych, Włosi mają kilka. W dużej części są to córki imigrantów przybyłych do Włoch kilkanaście lat temu, wychowane i urodzone już w Europie. One właściwie nie posiadają fizycznych barier. Ludzie o ciemnym kolorze skóry są generalnie lepiej dysponowani do sportu niż biali, a jeżeli od młodego wieku wdroży się ich w doskonały trening techniczny, taki jak we Włoszech, to dziewczyn o takich warunkach jak Egonu nie zatrzyma właściwie nikt. Mieliśmy choćby w polskiej lidze przykład siatkarek z Trynidadu i Tobago o niesamowitych możliwościach, jak Sinead Jack czy Krystle Esdelle, ale one nie miały takiego szczęścia do trenerów - tłumaczył Dolata.
W kolejce do odgrywania poważniejszej roli w pierwszej drużynie Włoszek czeka już Terry Enweonwu (kuzynka Egonu), a także Sara Bonifacio, Vittoria Piani, Sylvia Nwakalor oraz złote medalistki ostatnich mistrzostw Europy juniorek, Fatime Kone, Loveth Oghosasere Omoruyi, Valeria Battista i Adhuoljok Malual. Do tej listy możemy dodać rozgrywającą Ofelię Malinov (rodzice z Bułgarii), Alexandrę Botezat (rodzice z Rumunii), Sarę Luisę Fahr (rodzice z Niemiec), a i tak nie wyczerpiemy całego bogactwa, jakie włoskiej siatkówce kobiet dała imigracja z całego świata, i to dawno po kadrowych przygodach Taismary Aguero lub Caroliny Costagrande. Jeżeli komuś przeszkadzają mało włoskie nazwiska Zajcew lub Antonov w kadrze siatkarzy, nie powinien nawet spoglądać na zespół kobiecy. Szok multi-kulti gwarantowany.
[nextpage]Trudy integracji
Miriam Sylla w licznych rozmowach po finale tegorocznych MŚ odpowiadała na pytania o akty nietolerancji następująco: nie mam czasu się nimi przejmować, tracenie na to czasu nie jest dobre dla obu stron. Siatkarka nie roztrząsała sprawy rzekomego rasizmu jednego ze sponsorów kadry, który miał celowo nie pokazać w swojej reklamie wizerunków Sylli i Egonu, raczej śmiała się z całej afery. Ale wspominała jedno zdarzenie sprzed lat: po pierwszym zawodowym sezonie w Bergamo sprezentowała tacie nowe auto, by podziękować mu za lata wsparcia i miłości. Następnego dnia ojciec Sylli zadzwonił do córki i śmiał się, że kilka osób poważnie pytało go, czy na pewno jest właścicielem tak dobrego samochodu. Wtedy siatkarka też odpowiedziała śmiechem, ale poczuła się nieswojo w ojczyźnie.
- Kiedyś rozmawiałem z Anją Spasojević, która tłumaczyła mi, że tuż po wojnie w Serbii właściwie każdy uprawiał jakiś sport, bo wiedział, że może to być dla niego przepustka do wyjazdu za granicę, kariery i zarobienia pieniędzy. Dlatego tym większy należy się szacunek dzieciom tych imigrantów, którzy zostali zmuszeni do szukania lepszego życia, że teraz mogą pomagać swoim rodzicom i spełniają swój włoski sen. Siatkówka nie wyklucza nikogo, tylko łączy. Pokazuje, że każdy może stać się gwiazdą dzięki pracy - przekonywał w rozmowie z naszym portalem menadżer Dolata.
Na razie nie wszyscy rozumują w podobny sposób, zwłaszcza ci, którzy wciąż odmawiają Egonu lub Sylli pełnej włoskości. Najlepsza atakująca ostatnich mistrzostw świata w pierwszych latach siatkarskiej kariery nasłuchała się odgłosów małpiego pohukiwania z trybun, ale dziś wspomina te nieprzyjemne chwile bez żalu ani złości. Już udowodniła swoją wartość dla kraju. Sylla w czasach młodości lubiła odpowiadać kolegom śmiejących się z jej skóry: - Idź na plażę, opalaj się tam tydzień i zobaczymy, jaka będzie między nami różnica!
Po sukcesie włoskiej kadry kadetek w mistrzostwach świata z 2016 roku premier Matteo Renzi nazwał Egonu oraz jej koleżanki "pięknymi twarzami nowych Włoch". Nowych, czyli także multikulturowych i wolnych od rasizmu. Do tego jednak wciąż daleka droga, bo klimat polityczny w Italii zdecydowanie nie sprzyja spokojnej dyskusji o roli imigrantów w tym kraju. Kiedy rodziła się Miriam Sylla, liczba uchodźców przybyłych do Włoch wynosiła nieco ponad 22 tysiące, dwa lata temu było to aż 181 tysięcy osób, a wszystkich przybyszów z zagranicy jest w tym kraju ponad 5 milionów.
Obecny włoski rząd, którego wicepremier Matteo Salvini konsekwentnie odmawia przyjmowania statków z uratowanymi na morzu migrantami, ściera się od tygodni z Unią Europejską także w kwestii integracji uchodźców. - Na pewno skakał z radości, już to widzę... - ironizowała Sylla, gdy zapytano ją o gratulacje dla drużyny od Salviniego po wygranym półfinale z Chinami. Nie było ich, także po finale.
Nowe zjawisko
Dlatego coraz częściej w komentarze po mistrzostwach siatkarek angażują się także eksperci i dziennikarze, których niekoniecznie interesuje ta dyscyplina. Zwracają oni uwagę nie na ataki Egonu ani rozegrania Malinov, a na pozasportową szansę, jaką daje sukces młodej drużyny Mazzantiego. Szansę na to, by Włosi byli dumni z każdego swojego obywatela, niezależnie od jego koloru skóry lub pochodzenia.
- Bardzo bym sobie życzył, żeby tak się stało, bo te dziewczyny są tego warte. Imigrantów we Włoszech jest coraz więcej, a przykład włoskiej reprezentacji pokazuje, że tych ludzi można zintegrować, mało tego, mogą oni godnie reprezentować swoją nową ojczyznę. Pewnie Egonu czy Sylla nie zdają sobie jeszcze z tego sprawy, ale już teraz stają się one twarzami integracji i nowego zjawiska o skali wykraczającej poza sport - mówił mąż Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty.
Dwa miesiące przed sukcesem siatkarek Włochy żyły sprawą młodej dyskobolki Daisy Osakue, córki Nigeryjczyków, która padła ofiarą wygłupów młodych ludzi w rodzinnym Moncarieli. 22-latka dostała jajkiem w lewe oko, co zagroziło jej występowi w lekkoatletycznych ME, a zdarzenie wywołało krajową dyskusję, także we włoskim parlamencie, na temat podsycania niechęci do obcych. Na cenzurowanym była też sama sportsmenka, która z początku mówiła o akcie rasizmu i pomyleniu jej z prostytutką, ale potem musiała wycofywać się z tych słów i tłumaczyć się z kryminalnej przeszłości ojca.
To pokazuje, że we Włoszech kolor skóry zawsze można stać się punktem zapalnym sporu, niezależnie od wyników czy uśmiechów Egonu. Zresztą podobnej sytuacji doświadczyła Sylla, złapana w zeszłym roku na dopingu. Zanim przyjmująca została uniewinniona (okazało się, że wykryty u niej clenbuterol pochodził z mięsa, jakie zawodniczka zjadła w Chinach podczas finałów World Grand Prix), naczytała się i nasłuchała o uczciwości Murzynów. Na pełne odkupienie win musiała czekać do finału w Yokohamie.
Kilka lat temu Valentina Diouf regularnie pojawiała się w Afryce, także w rodzimym Senegalu, na siatkarskich kampach, ale nie ograniczała się tylko do promocji sportu. Była reprezentantka Włoch spotykała się w Busto Arsizio z rodakami, wysłuchiwała ich trudnych historii życia i emigracji za chlebem. Być może jej śladem podąży także Egonu, silnie związana ze swoją afrykańską rodziną. I będzie przełamywać bariery mocniejsze od najwyższego i najszczelniejszego bloku rywala.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 92. Fabian Drzyzga: Kurkowi kamień spadł z serca. Smak złota MŚ jest nie do opisania [1/5]