Inauguracja Stoczni Szczecin po omacku. Ciemność, chaos i gwizdy

Newspix / Krzysztof Cichomski / W trakcie meczu Stocznia Szczecin - Trefl Gdańsk w hali Netto Arena zgasły światła
Newspix / Krzysztof Cichomski / W trakcie meczu Stocznia Szczecin - Trefl Gdańsk w hali Netto Arena zgasły światła

Pojedynek Stoczni Szczecin z Treflem Gdańsk trwał 10 minut i tyle samo akcji. Później zgasło światło i zaczęła się organizacyjna katastrofa.

W tym artykule dowiesz się o:

4 października 2017 roku Stocznia Szczecin zaczynała swój drugi sezon w PlusLidze w obecności 620 kibiców. Jak się później okazało frekwencja na jej meczu z Cuprum Lubin była najniższa w całej fazie zasadniczej rozgrywek. Minął nieco ponad rok i inaugurację rundy, w tym samym miejscu, chciało zobaczyć na żywo 5027 osób, czyli tyle ile jest w stanie zmieścić Netto Arena. Bilety zostały wyprzedane w niedzielę rano. Gdyby nie pojemność hali pewnie udałoby się pobić liczbę 5514 kibiców, która osiem dni wcześniej obejrzała mecz Pogoni Szczecin z Wisłą Płock w piłkarskiej Lotto Ekstraklasie. Godzinę przed spotkaniem przed drzwiami ustawiła się długa kolejka, trudno było znaleźć miejsce do zaparkowania samochodu. Premiera Stoczni była najmocniej wyczekiwana tej jesieni.

Mecz podopiecznych Michała Gogola z Treflem Gdańsk wystarczyło zareklamować informacjami, jacy siatkarze dołączyli latem do zespołu. Stocznia dokonała 11 wzmocnień, w tym kilku spektakularnych, dzięki którym ma ruszyć w górę tabeli. Dwa poprzednie sezony zakończyła na 12. miejscu i biła się o utrzymanie. Z Bartoszem Kurkiem, Matejem Kazijskim, Łukaszem Żygadłą w składzie myśli o medalach.

Inauguracja na medal nie była na pewno. Była niezwykła, ale ci, którzy mieli błyszczeć na boisku, usunęli się w cień. Dosłownie.

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 92. Fabian Drzyzga: Wilfredo Leon jest niesamowity! To najlepszy siatkarz świata

Sold out i blackout

Festiwal siatkówki w Szczecinie potrwał 10 minut i tyle samo akcji. Janusz Gałązka ładnie zaatakował ze środka, Matej Kazijski popisał się pojedynczym blokiem. Nim pojedynek się rozkręcił, zakończył się. O 15:02 w hali zgasły wszystkie światła poza awaryjnymi. Na godzinę zapadły egipskie ciemności. Było 5:5 w pierwszym secie.

- Mamy pierwszy remis w historii siatkówki - mówi Bartosz Kurek, któremu awaria oświetlenia zepsuła debiut w Stoczni.

Początkowo zaćmienie wyglądało na incydent. W miarę zabawny. Jeden z dziennikarzy radiowych przypuszczał, że jest on zaplanowaną częścią widowiska. Przerwa jednak przedłużała się w nieskończoność. Minęła pierwsza godzina, następnie druga, jeszcze trzecia, a gra nie była kontynuowana. Organizacyjna katastrofa stawała się faktem.

- Po godzinie można było uznać, że meczu nie będzie. Siatkarze byli rozluźnieni, nie było już bojowego nastawienia. Pojedynek po ewentualnym wznowieniu nie byłby na wysokim poziomie - mówi trener Gogol.

Mity i fakty

Według pierwszej wersji zdarzeń za wyłączenie oświetlenia odpowiadał system bezpieczeństwa, który został uruchomiony przez niedogaszonego w toalecie papierosa. Stworzona w pośpiechu historia nie była prawdziwa. Fakt, że zagrożenie pożarowe było, a do Netto Areny przyjechały zastępy straży, ale nie gasić niedopałka, a sprawdzić instalację elektryczną. Komunikatów nietrafionych, na przykład o zbliżającym się wznowieniu meczu, było kilka.

Najbardziej potrzebnymi osobami w hali przestali być siatkarze, a zostali elektrycy. Znalezienie fachowca było skomplikowanym zadaniem. Z czasem do naprawy przystąpiło dwunastu, ale jednego sektora oświetlenia nie udało się im uruchomić. O 17:55 mecz odwołano.

Nasuwało się jeszcze jedno pytanie, dlaczego nie zagrano przy świetle dziennym po odsłonięciu kotar i po uruchomieniu części świateł. To dlatego, że okna w Netto Arenie są po jednej stronie, a boisko musi być oświetlone równomiernie. Nie tylko w imię sportowej sprawiedliwości, ale też jakości transmisji telewizyjnej wariant odrzucono.

Dyrektor od cateringu

Jeden z najbardziej cenionych trenerów na świecie Radostin Stojczew został dyrektorem sportowym Stoczni. W niedzielę zamiast podziwiać stworzony przez siebie zespół zajął się zaopatrzeniem. Przynosił siatkarzom prowiant, kanapki i banany. Najbardziej zainteresowani losem tego meczu przeprowadzili jeszcze dwie rozgrzewki, ale głównie leżakowali na boisku i obserwowali zamieszanie. Najwięcej kilometrów zrobił pewnie Kazijski, który spacerował z jednego miejsca w drugie.

Siatkarze musieli być w hali cztery godziny po przerwaniu konfrontacji. Zapytani podkreślali, że podobne sytuacje już przeżyli, ale awarii na taką skalę nie. - Dla mnie to jest niezrozumiałe - mówi Łukasz Żygadło, kapitan Stoczni.

Decyzję, kiedy będzie drugi termin meczu podejmie najpewniej w tym tygodniu Polska Liga Siatkówki. Najbliższy pojedynek Stoczni w środę również w Netto Arenie. Do tego czasu awaria ma zostać usunięta.

Gwizdy z trybun

Najbardziej poszkodowani w całym zamieszaniu byli kibice. W hali były osoby spoza województwa zachodniopomorskiego, także kibice Trefla Gdańsk. Generalnie wyrozumiali, z czasem byli coraz mniej rozbawieni, a bardziej poirytowani. Na jeden z komunikatów zareagowali mieszanką gwizdów i buczenia. W ciągu trzech godzin halę opuściła większość osób. Najbardziej wytrwali poczekali do końca i niewielką rekompensatą dla nich było spotkanie z zawodnikami Stoczni. Wspólnych zdjęć nie odmawiał także Piotr Nowakowski, złoty medalista mistrzostw świata w barwach Trefla.

- Strasznie żal mi tych ludzi. Możemy tylko razem z zawodnikami przeprosić ich, choć wina nie jest po naszej stronie - mówi Gogol.

W opublikowanym przez klub ze Szczecina oświadczeniu można przeczytać, że bilety zakupione na niedzielny mecz będą ważne także w nowym terminie. Ci, którzy po przejściach zrezygnują z oglądania starcia o panowanie na Pomorzu, mogą zwrócić wejściówki. Szykowane dla rozczarowanych kibiców są "niespodzianki" rzeczowe. Koszt ponownego przyjazdu fanów Trefla pokryje Stocznia.

Operator hali ma wydać oświadczenie w poniedziałek.

Tego jeszcze nie grali

Netto Arena to największa hala sportowa w Szczecinie. Była gospodarzem między innymi meczów reprezentacji Polski w siatkówce i w futsalu. Na czołówki mediów już trafiała, więc w niedzielę nie można było mówić o debiucie. 20 stycznia 2015 roku z jej dziurawego dachu na boisko polała się woda deszczowa, przez co na kilka minut przerwany został pojedynek Chemika Police z Agelem Prościejów w Lidze Mistrzyń. W marcu tego samego roku zrobiło się mokro na parkiecie w czasie derbów województwa w piłce ręcznej kobiet. SPR Pogoń Szczecin grała z Energą AZS Koszalin.

W październiku 2015 roku Giuseppe Cuccarini, trener siatkarek Chemika, prosił dziennikarzy na konferencji prasowej o nagłośnienie faktu, że w hali jest zbyt zimno. Przez otwarte na oścież w nocy drzwi mistrzynie Polski przychodziły na rozruch w kurtkach. Włoch twierdził, że sytuacja powtarzała się. Już w 2018 roku mniej oficjalnie mówił o tym samym kłopocie Michał Gogol, szkoleniowiec Stoczni.

O wszystkich tematach informowały lokalne media. Awarii oświetlenia w czasie meczu jeszcze w Netto Arenie nie było. Wspomnieniami można natomiast cofnąć się do okresu zanim ją wybudowano. W 1986 roku siatkarski pojedynek Stali Stocznia Szczecin z Legią Warszawa dokończono pomimo identycznego problemu. Tym razem się nie udało.

Kąśliwa puenta udała się Pogoni Szczecin, która na spotkanie z Lechem Poznań zaprasza zdjęciem rozświetlonego reflektora. Jej lokalny konkurent w walce o zainteresowanie kibiców zaliczył totalny falstart.

Źródło artykułu: