Piotr Gruszka: Były rozmowy z niejednym trenerem, w jaki sposób można Kurkowi pomóc

WP SportoweFakty / Asia Błasiak / Na zdjęciu: Piotr Gruszka
WP SportoweFakty / Asia Błasiak / Na zdjęciu: Piotr Gruszka

- Zrobiła się wokół niego specjalna otoczka. Nawet, jakby miał zagrać na MŚ jeden bardzo dobry mecz, to warto poczekać - tak Piotr Gruszka skomentował wyjazd Bartosza Kurka na mistrzostwa świata.

Filip Korfanty, WP Sportowe Fakty: Usłyszałem niedawno, że problemem niektórych trenerów, nie tylko polskich, jest to, że nie potrafią przed władzami klubu wytłumaczyć, dlaczego dany zespół znajduje się w sytuacji kryzysowej oraz przekonać, w jaki konkretnie sposób z tego kryzysu wyjdzie. Pod koniec zeszłego roku prowadzony przez pana GKS Katowice na jedenaście spotkań wygrał jedno. Czy musiał pan przekonywać władze klubu, że potrafi drużynę z tego kryzysu wyprowadzić, czy raczej miał pan pełne zaufanie?

Piotr Gruszka, trener GKS-u Katowice i były reprezentant Polski: Bardzo często przy jakiejś liczbie porażek kibice lub dziennikarze chcą kogoś zwolnić, ale pojawia się zawsze pytanie, czy to pozwoli na rozwiązanie problemu. Kiedy pracuje się z zespołem przez 10 miesięcy, zdarzają się różne momenty, nie może być zawsze ładnie. Ja w tej sytuacji miałem i mam zaufanie włodarzy klubu i postawiliśmy na dialog. Porażki, jak w przypadku tamtej serii, przynoszą wiele pytań. Rozmawiamy o tym co się dzieje, jak chcemy tworzyć ten klub i w jakim kierunku iść. Przebiega to w normalnej atmosferze, pozbawionej paniki.

Ja nie czułem momentu, że jak przegram jakiś mecz to mnie nie będzie, chociaż wcale nie byłem zadowolony z wyników osiąganych w tamtym okresie. Liczba wygranych i przegranych zawsze jest najłatwiejsza do oceniania trenera, ale dochodzi też praca, którą się wykonuje na co dzień, różne rzeczy dziejące się w zespole lub lidze, jak np. kontuzje, kalendarz i inne aspekty. Pytanie, jak się do tego podchodzi, bo jeżeli ma się gorące głowy, to można i po trzech meczach kogoś zwolnić, ale czy to na pewno zawsze rozwiąże problem...

W pierwszym sezonie pański zespół zajął dziesiąte miejsce w lidze, w kolejnym jedenaste. Czy ruchami transferowymi zespół udało się wzmocnić i w związku z tym jakie są cele na ten sezon?

Każdy trener i każdy zespół potrzebują zmian. Oprócz sportowej jakości ważny jest też charakter drużyny. Mamy sześciu nowych zawodników i wydaje nam się, że zmiany które dokonaliśmy są na pewno na plus. Pracujemy razem już miesiąc i widać, że ta grupa bardzo fajnie się wspiera i jest bardzo zmotywowana do pracy, chociaż dopiero dołączą do nas zawodnicy zagraniczni. Zbudowaliśmy zespół wyższy i zwiększyliśmy rywalizację. Na pewno celem jest poprawa wyniku osiągniętego w poprzednim sezonie. Liga się wzmocniła więc trudno zakładać co będzie, o założeniu jakiegoś konkretnego wyniku zaczniemy myśleć gdy już zaczniemy rywalizować.

Na kilka dni zgrupowanie GKS-u Katowice opuścił Marcin Komenda, wyraził pan zgodę, aby dołączył do zgrupowania reprezentacji Polski. Czy były jakieś wątpliwości i jak bardzo spada komfort treningów z tylko jednym rozgrywającym?

Zadzwonił do mnie Vital Heynen z pytaniem, czy puściłbym Marcina na kilka dni do Krakowa, żeby pomóc zespołowi w czasie nieobecności Fabiana Drzyzgi. Porozmawiałem z Marcinem, przedstawiłem mu swoją wersję tego, jak ja to widzę i pojechał do Krakowa. To jedna z płaszczyzn współpracy trenerów reprezentacji i klubów, a reprezentacja jest ważna, zwłaszcza Polski. Nie trzeba mnie do tego przekonywać i powinno się dążyć do osiągnięcia kompromisu. Ja się cieszę, że on tam był, mógł pomóc, miał okazję potrenować i kolejny raz poczuć atmosferę. A te kilka dni jego nieobecności nie zrobiło dużej różnicy w kształcie naszych przygotowań, zaś Marcinowi ten wyjazd dużo da.

W drużynie GKS-u Katowice zmienił się statystyk, do zespołu dołączył Grzegorz Krystkiewicz. Jakie są kryteria wyboru osoby do takiej roli?

Nie wszyscy czytają dobrze siatkówkę i nie wszyscy dobrze znają program do robienia analiz. Zrobiliśmy wywiad wśród trenerów z którymi Grzegorz pracował i uważam, że jego jakość oraz chęci do działania są odpowiednie i cieszę się bardzo, że zgodził się na angaż u nas i już widzę, że jego praca da nam dużo korzyści.

Czwartkowy sparing z Asseco Resovią był oficjalny i otwarty dla publiczności, dzień wcześniej oba zespoły wspólnie trenowały bez udziału kibiców. Jaką różnicę robi obecność widzów na trybunach?

Jesteśmy na początku przygotowań, wszyscy ciężko trenują, żeby zbudować wytrzymałość przed sezonem. Obecność ludzi powoduje podwyższenie emocji, kibice potęgują adrenalinę, a organizm nie jest na to bez przerwy gotowy. Byliśmy na zgrupowaniu w Kielnarowej, a monotonia codziennej pracy na pewno nie jest łatwa, więc z obopólnej inicjatywy, mojej i Andrzeja Kowala, udało się doprowadzić najpierw do tego wspólnego treningu, a dzień później do rozegrania meczu. Cieszę się, że taka możliwość się pojawiła, to też element współpracy trenerów, zwłaszcza polskich, bo powinniśmy się wspierać.

Chociaż w pana francuskim klubie w sezonie 2003/2004 się rozminęliście, to zna pan trenera Marcelo Fronckowiaka, który został trenerem Cuprum Lubin, to dobry wybór?

Tak, nie pracowaliśmy razem, ale poznaliśmy się później przez wspólnych znajomych i nawiązaliśmy kontakt, a w zeszłym roku spotkaliśmy się przy okazji meczu reprezentacji i chociaż będzie kolejnym zagranicznym trenerem w PlusLidze, to jest on bardzo dużym wzmocnieniem lubińskiego zespołu.

ZOBACZ WIDEO Dawid Konarski: Zagrywką możemy robić jeszcze więcej krzywdy

Pamięta pan, w jaki dzień rozpoczęły się mistrzostwa świata w 2014 roku?

Nie pamiętam w jaki dzień, ale pamiętam, że oficjalnie zakończyłem wtedy przygodę z reprezentacją Polski.

Rozmawiamy 30 sierpnia, w czwartą rocznicę tamtego wydarzenia. Jak pan je wspomina?

Raczej nie wspominam, ale na pewno pamiętam i będę pamiętał, bo nie każdy miał możliwość pożegnać się przy takiej liczbie ludzi i przy okazji rozpoczęcia mistrzostw świata na Stadionie Narodowym. Mam wydrukowane olbrzymie zdjęcie z tego wydarzenia, były łzy wzruszenia i na pewno tego nie zapomnę. Cała moja przygoda z siatkówką już od wieku juniora była związana z reprezentacją. Dla każdego ta przygoda kiedyś się kończy i to było dla mnie bardzo miłe, że mogłem w taki sposób i tak dużej grupie ludzi podziękować za wsparcie, które miałem przez te ponad 20 lat.

Na następnej stronie przeczytasz o oczekiwaniach na MŚ, stawianiu na Bartosza Kurka, zmianach formuły rozgrywania MŚ, aferze w reprezentacji Bułgarii oraz o wyborze Vitala Heynena na selekcjonera.
[nextpage]Niebawem rozpoczną się kolejne mistrzostwa świata. Jakie powinny być uczciwe oczekiwania kibiców wobec występu naszej reprezentacji?

Myślę, że szóstka byłaby fajnym i realnym wynikiem, ale ja bym się nie skupiał na konkretnym miejscu, bo ten zespół stać również, aby wywalczyć medal. Sposób i pomysł trenera Heynena na tą reprezentację, czyli to, że każdy miał szansę gry, sprawił, że na pewno naszym dużym atutem jest to, że jako jeden z niewielu zespołów mamy wyrównaną czternastkę zawodników. Jeżeli zaczniemy dobrze i wyjdziemy bez porażki z pierwszej grupy, to ten zespół na pewno stać na zajście bardzo daleko.

Wiele wskazuje, że na turniej pojedzie trójka atakujących, a wśród nich Bartosz Kurek, o którego formę martwi się wiele osób. Czy on zdąży przygotować się na turniej?

Faktycznie, zrobiła się wokół niego specjalna otoczka. Na pewno Bartek z wielkim zaangażowaniem podchodzi do treningów i trenuje dobrze. Miały miejsce rozmowy z niejednym trenerem o tym, w jaki sposób można mu pomóc i trzeba czekać. Jego potencjał jest olbrzymi i przy odpowiednim wykorzystaniu jest bardzo przydatnym zawodnikiem. Zagrał bardzo dobry mecz w Lille podczas Ligi Narodów i takiego go chcemy oglądać. Nawet jeśli miałby zagrać jeden taki ważny mecz na mistrzostwach świata, to warto poczekać.

Pan kilkakrotnie grał i na przyjęciu i na ataku, na ile dla niego może być utrudnieniem kilkakrotna zmiana pozycji na boisku?

Gdyby trzymano się w jego przypadku jednej pozycji, to mógł rozwijać się inaczej i może na tym więcej zyskać. Ze mną nie było tak samo, ja zaczynałem w czasach, gdy gra na tych pozycjach wyglądała jeszcze trochę inaczej. Moje przyjęcie może nie było naturalne, ale na tyle skuteczne, że radziłem sobie z atakiem po swoim przyjęciu. Pozycja na boisku zwykle zależy od potrzeb zespołu. Jeżeli będzie w optymalnej formie, to nie powinno to być problemem.

Od kilku edycji zmieniają się zasady rozgrywania mistrzostw świata, chociażby w 2010 roku było o tym głośno podczas turnieju we Włoszech, ale również teraz, tym razem zmieniono system rozgrywek już po losowaniu. Między innymi Jakub Malke skomentował to na Twitterze, że takie sytuacje czynią siatkówkę sportem amatorskim.

Niestety tak. Jeżeli popatrzymy na piłkę nożną, to zasady są czyste i klarowne. Te wszystkie zmiany czymś są spowodowane. Paradoksalnie śmieszne jest to o tyle, że mistrzostwa znów są we Włoszech. Byłem na tamtym turnieju w 2010 roku i chociażby Brazylijczycy z korzyścią dla siebie „pokazali co sądzą o takim systemie” chociaż oczywiście mówili o tym inaczej, ale ich atakujący grał na rozegraniu... Ktoś chce zmianą systemu spróbować pomóc w osiągnięciu sukcesu danego kraju. Ja wierzę w to, że zawodowstwo i jakość sportowa zwycięży, a nie kontrola systemu rozgrywania turnieju.

Pan kiedyś o sobie powiedział, że bywa wybuchowy i nerwowy, a na przykład Marcin Komenda wspomniał, że wie pan kiedy krzyknąć. Czy ostra kłótnia Plamena Konstantinowa i Władisława Iwanowa podczas niedawnego sparingu z Belgią była przesadą, czy w pewnych sytuacjach jest to do zaakceptowania? Iwanow opuścił zgrupowanie, tłumacząc się między innymi tym, że nie może być obojętny na obrażanie jego matki przy obecnych w hali kibicach.

Nie chcę komentować tego, co zrobił Konstantinow, bo na pewno nie wierzę w to, że wspomniana sytuacja była początkiem. Nie wierzę, że taka dyskusja pojawiła się tylko w wyniku jakichś dwóch błędów libero, dlatego nie mówię tu o sytuacji Bułgarii, ale dla mnie wzajemny szacunek jest potrzebny. Są sytuacje, w których ja podnoszę głos lub powiem coś głośniej, ale jest to raczej na zasadach przyjętych w gronie facetów.

Ja przede wszystkim chcę być dla moich zawodników prawdziwy. Znamy się i podczas rozmów wiem, na kogo mogę krzyknąć bardziej, a na kogo nie. Każdy ma jakiś swój sposób, staram się z nimi rozmawiać indywidualnie i wtedy wiemy, że rozmawiamy jak faceci, a nie jak dzieci, ale na pewno z wzajemnym szacunkiem. Myślę, że nigdy za daleko się nie posunąłem i mam nadzieję, że mi się to nie przydarzy.

Przy wyborze selekcjonera reprezentacji Polski ostateczny wybór był pomiędzy panem, Vitalem Heynenem i Andrzejem Kowalem. Co mogło przesądzić o wybraniu Belga?

Jeden z aspektów, który na pewno mógł decydować to doświadczenie trenera Heynena, który pracował z wieloma klubami i reprezentacjami. Ja różne argumenty słyszałem, czy to odnośnie tych ostatnich wyborów, czy wcześniej wyboru De Giorgiego dlatego nawet się na tym nie skupiałem. Jest trener Heynen, któremu trzeba kibicować, bo na wynikach powinno nam wszystkim zależeć. To jest nasza reprezentacja, nasz kraj, a osiągane wyniki wpływają również na to co dzieje się z ligą. Ja na pewno nadal chcę się rozwijać i inwestować w swój rozwój, zobaczymy co to przyniesie.

Czy pan dzisiaj odczuwa, że obecność w sztabie trenera De Giorgiego w sezonie, który będzie kojarzył się z porażkami reprezentacji, może być jakimś ciężarem w dalszej karierze?

Ja się tym nie martwię w ogóle, jeżeli ktoś tak uzna, to pewnie tak. Teraz skupiam się na codziennej pracy, którą wykonuję z zespołem ludzi, którzy poświęcają swoje zdrowie, czas i rodzinę, żeby ze mną pracować. Zawsze łatwo przykleić komuś jakąś łatkę i jeżeli ktoś w ten sposób podchodzi, to jest jego problem, ja nie mogę się na tym skupiać. Tak czy inaczej, byłem w sztabie Ferdinando De Giorgiego, przegraliśmy imprezę, ale nie poszedłem i nie powiedziałem, że to wyłącznie wina Fefe, bo to by była bzdura. Porażka była całości drużyny, która była przez te miesiące. Porażki każdy odbiera po swojemu, ja na pewno od tej sytuacji nie uciekam.

Komentarze (0)