Polacy nie byli faworytami turnieju w Lille. Do grupy trafili z ekipami, które w fazie interkontynentalnej zajęły drugie (USA) i trzecie (Rosja) miejsce. Sami natomiast rzutem na taśmę awansowali, wygrywając w ostatnim meczu rozgrywek.
We Francji nie udało im się jednak wygrać nic więcej poza jednym setem z Rosją, z USA było blisko, ale ostatecznie polegli 0:3. - Od samego początku wiedzieliśmy, że zespół USA jest najlepiej poukładaną drużyną w grze blok-obrona. Miało być ciężko i było. Przyjazd był w pewnym sensie dla nas nagrodą, ale też nie chcieliśmy przyjechać i przegrać dwóch meczów, ale powalczyć o wyjście z grupy. Pozostaje duży niedosyt - skomentował Damian Schulz.
Pierwszy set zakończył się dopiero po grze na przewagi. - Niestety, moim zdaniem zabrakło szczęścia, bo ostatnia piłka to była po taśmie. Gdybyśmy go wygrali, to wszystko mogłoby się potoczyć inaczej - dodał.
- Każdy z nas chce pojechać na MŚ 2018, więc każdą chwilę spędzoną na boisku trzeba było wykorzystać jak najlepiej. A to, co rodzi się w głowie trenera, jaka czternastka - my nie mamy pojęcia. W naszych rękach było to, żeby jak najlepiej się pokazać - przyznał Schulz.
Ostatnie tygodnie dla wszystkich, nawet jeśli część z zawodników nie pojedzie na MŚ 2018, była znakomitym doświadczeniem. - Na pewno było ciekawie, każdy pograł i miał tyle samo szans, żeby się zaprezentować. Do pewnego momentu przyniosło to fajny skutek, bo awansowaliśmy do Final Six, ale tu nie pokazaliśmy do końca tego, co potrafimy. Rosjanie i Amerykanie pokazali nam, gdzie mamy jeszcze braki - zakończył atakujący.
ZOBACZ WIDEO Kto zastąpi Adama Nawałkę? Jacek Gmoch: Siebie nie uwzględniam
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)