Michał Kaczmarczyk, WP SportoweFakty: Pewnie byłyście zaskoczone, kiedy MKS Dąbrowa Górnicza wygrał drugiego seta 25:22 i wyrównał wynik spotkania z wami. Zarówno postawą rywala, jak i własną niemocą w elementach, które dobrze funkcjonowały.
Helene Rousseaux, belgijska przyjmująca Developresu SkyRes Rzeszów: Nie straciłyśmy wtedy zimnej głowy, ale z pewnością to nas poddenerwowało i wpłynęło na nasze zachowanie w dalszej części meczu. Nasz trener też dobrze wykonał swoją pracę, "budząc" nas w przerwie po drugim secie... Niezależnie od respektu wobec rywala trzeba zawsze pokazywać swoją najlepszą grę, a tego nam wtedy zabrało.
[b]
24 punkty, aż 68 procent skuteczności - to naprawdę niezły występy. Kończyła pani kolejne akcje z takim uśmiechem, jakby to było najłatwiejsze zajęcie w życiu.[/b]
Taka już po prostu jestem, przechodzę przez życie radośnie i z uśmiechem na twarzy. Na boisku też nie mam w tym problemu! A co do spotkania w Dąbrowie, chyba już rozgrywałam lepsze mecze w tym sezonie. Może moja skuteczność w ataku wyglądała całkiem nieźle, ale mam na koncie kilka takich błędów, których zwykle nie popełniam i chyba mogłam zdziałać nieco więcej w bloku i zagrywce.
ZOBACZ WIDEO: Sławomir Majak: Częściej byliśmy ludźmi niż piłkarzami
Na początku rozgrywek Developres stracił punkty z BKS-em, przegrał niespodziewanie z KSZO, ale chwilę potem nastąpiła przemiana i zdobyłyście komplet punktów już trzeci raz z rzędu.
Tamta porażka w Ostrowcu okazała się bardzo pomocna, bo po niej zaczęłyśmy grać zdecydowanie lepiej niż wcześniej i teraz stać nas na dużo większą koncentrację. Nauczyłyśmy się na swoim przykładzie, że należy dawać sto procent swoich możliwości, bo nie ma na naszej drodze słabych drużyn i wszyscy chcą z nami walczyć.
Walczycie o jak najlepszy wynik w Polsce, a poza tym debiutujecie w Lidze Mistrzyń i po losowaniu grup już wiemy, że nie jesteście na stracone pozycji.
Oczywiście nie celujemy w wygraną w Lidze Mistrzyń, ale faktycznie trochę nam się poszczęściło w losowaniu i zamierzamy wykorzystać tę okazję do pokazania całej Europie, na co nas stać. Walka o zwycięstwo w każdym meczu i sprawdzanie swojej form z dobrymi zespołami z kontynentu na pewno nas wzmocni i pomoże nam w rywalizacji w polskiej lidze.
Wróciła pani do polskiej ligi po latach spędzonych we Włoszech i Turcji. Jaki jest to powrót? Punkty zdobywa się łatwiej niż za czasów gry w Łodzi i Muszynie?
Często mnie teraz o to pytają i muszę wyjaśnić tę kwestię raz, a porządnie. Grałam w różnych rozgrywkach i po tych wszystkich latach czuję się lepszą siatkarką na każdym poziomie, zwłaszcza mentalnym. Jestem bardziej pewna siebie i swoich zachowań. W Polsce gra teraz sporo młodych drużyn, ale one walczą o każdy punkt i to nie jest tak, że tutaj wygrywa się łatwiej niż w Turcji czy we Włoszech. Przede wszystkim musisz patrzeć nie na rywala, tylko na swoją dyspozycję i być pewnym, że stać cię na odpowiedni poziom koncentracji i agresji na boisku.
Zapewne sporą motywacją do zagrania po raz kolejny w Polsce był dla pani brat, który występuje w PlusLidze.
Kolejna rzecz, o którą mnie pyta tylu ludzi... Niedawno odwiedziłam go w Olsztynie! Mój brat jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu i zdecydowanie uwielbiam to, że żyjemy teraz w tym samym kraju i mam szansę oglądać jego mecze nie tylko w telewizji, ale i na żywo. Dzięki temu czuję, że jest całkiem blisko mnie i dystans, który nas dzieli, nie jest tak straszny. Gdyby tylko Olsztyn był trochę bliżej Rzeszowa!
Pewnie słyszała pani, co spotkało Tomasa w meczu Indykpolu AZS Olsztyn w Radomiu?
Nie, co się tam stało?
Zespół z Olsztyna stracił punkt po tym, jak Tomas dotknął siatki włosami.
Nie wiedziałam tego, pierwszy raz o tym słyszę! Ale to całkiem zabawne, chyba do niego za chwilę zadzwonię i trochę sobie pożartuję na ten temat. Tomas ma świetne włosy, warte zdecydowanie więcej niż ten jeden punkt!