Zaległe spotkanie 9. kolejki PlusLigi rozgrywane w katowickim Spodku było reklamowane jako "siatkarski mecz roku". Dopisali kibice, których było aż 4200, dopisał klub kibica z Kędzierzyna-Koźla, ZAKSA zaprezentowała się wybornie przed grudniowym maratonem gier. I zabrakło tylko dobrej postawy GKS-u Katowice, który w trzech setach zdobył ledwie 43 punkty.
- Nasza gra momentami nie miała nic wspólnego z walką i trudno mówić cokolwiek o technice czy innych aspektach. Walczyliśmy ze sobą, a nie ZAKSĄ. Czy się przestraszyliśmy? Ciężko się nie zgodzić. Jeżeli robimy momentami tak dziecinne błędy i nie ruszamy do piłek, które spokojnie można podbić, to chyba musi to być kwestia paraliżu z powodu strachu, a nie presji. Graliśmy z mistrzem Polski i to powinna być dla nas wyjątkowa motywacja dodająca odwagi naszym zagraniom. Tymczasem graliśmy za "miękko", a taki rywal nie wybacza miękkiej gry - tłumaczył kapitan katowickiej ekipy, atakujący Dominik Witczak.
Swojej irytacji nie krył także środkowy Tomasz Kalembka: - Nie można grać z takim zespołem, popełniając tyle własnych błędów przy naprawdę prostych akcjach. Jeśli nie ma się żadnych argumentów w przyjęciu czy na zagrywce, to trudno oczekiwać czegokolwiek. ZAKSA zaczęła od świetnej zagrywki, a kiedy przeciwnik napiera w tym elemencie, to trzeba po prostu to przeczekać, przyjmować nawet wysoko i próbować odnaleźć się w ataku na wysokiej piłce. A nam brakowało zwyczajnie takiej mądrej, cierpliwej gry - ocenił gracz, który przeciwko ZAKSIE zdobył 4 punkty.
- Nie lubię tak mówić, ale gdybym patrzył na ten mecz jako kibic, pewnie bym uznał, że GKS przegrał spotkanie już w szatni - przyznał szczerze Witczak i dodał: - Trudno tutaj brać się za analizę taktyczną, skoro nasza gra wyglądała tak, a nie inaczej. Niemiło się zaskoczyliśmy, bo nie pamiętam drugiego tak słabego meczu w naszej historii gry w ekstraklasie. Mam nadzieję, że wyciągniemy wnioski, nie załamiemy się i zagramy kolejny mecz na dużych emocjach, a przede wszystkim z większą pewnością we własnych zagraniach - stwierdził były gracz kędzierzyńskiej ZAKSY.
ZOBACZ WIDEO: Polska sędzia: Byłam zszokowana, że ktoś może mnie tak bardzo wyzywać
Paraliżujący lęk katowiczan można było tłumaczyć także brakiem ogrania w Spodku, co mogło mieć sens o tyle, że poprzednie spotkanie siatkarskiej GieKSy w tym obiekcie również nie wypadło okazale (1:3 z Łuczniczką Bydgoszcz). - Nie ma w tym winy hali, bo to jest wyśmienity obiekt do grania w siatkówkę i czujemy się tu świetnie, choć nie trenujemy tutaj często. To nie była też kwestia strachu przed meczem, może dopiero potem, w trakcie spotkania wkradał się strach przed kolejnym błędem. Po prostu wstyd mi za to, co pokazaliśmy. Nie było osoby, która pokazałaby chociaż połowę tego, co potrafi - denerwował się Kalembka.
GKS-owi pozostaje odpowiednio przygotować się do meczu z Aluronem Virtu Warta Zawiercie (sobota 25 listopada, godz. 18:30) i czekać na decyzje PZPS-u, wybierającego nowego trenera kadry siatkarzy. W wąskim gronie kandydatów na to stanowisko jest przecież Piotr Gruszka. - Piotrek nabrał już trenerskiego doświadczenia i wśród polskich kandydatów na selekcjonera kadry z pewnością jest faworytem. Jeżeli dostanie swoją szansę w reprezentacji, to jestem przekonany, że będzie robił wszystko, by grała ona jak najlepiej, tak samo jak w Katowicach - uznał Dominik Witczak, pytany o nazwisko najlepszego możliwego selekcjonera Biało-Czerwonych.