Przez pierwsze dwa sety meczu z PGE Skrą Bełchatów drużyna z Radomia spisywała się kapitalnie. Kamil Droszyński miał dobre przyjęcie, w związku z czym rozgrywał z łatwością, a w trudnych sytuacjach kierował piłkę do świetnie dysponowanego Michała Filipa. - Nam wychodziło wszystko. Czasami wychodziliśmy z naprawdę trudnych sytuacji obronną ręką, udawało nam się zdobywać punkty, a Skrze nie szło - przyznał 20-latek.
Po dziesięciominutowej przerwie inicjatywę przejęli wicemistrzowie Polski, zaś Cerrad Czarni Radom spuścili z tonu. - Później to wszystko się zmieniło. Oczywiście walczyliśmy i ponownie próbowaliśmy odwrócić losy tego meczu na naszą korzyść, ale się nie udało. Mam nadzieję, że w rewanżu będzie tak samo dobry mecz i też powalczymy oraz zwyciężymy - kontynuował Droszyński.
W ważnych momentach sprawy w swoje ręce wziął Mariusz Wlazły, mało widoczny i niezbyt skuteczny w początkowych dwóch partiach. - Mariusz jest świetnym zawodnikiem, to jeden z topowych atakujących na świecie. Po tym poznaje się takich graczy, że w trakcie meczu może nie być najlepiej, może grać na 35-40 procentach skuteczności, a w końcówce, kiedy drużyna tego potrzebuje, potrafi zrobić 2-3 asy serwisowe i swoją zagrywką narządzić wiele szkód - podkreślił rozgrywający Wojskowych.
Po zakończeniu zawodów z ust siatkarzy Czarnych wielokrotnie wypowiadane było słowo "niedosyt". W podobnych kategoriach spotkanie siódmej kolejki PlusLigi rozpatrywał Droszyński. - Przed meczem myśleliśmy, że jeden punkt to będzie naprawdę duża rzecz dla nas. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę to, co ja i reszta chłopaków czuliśmy w szatni po dwóch pierwszych setach, to na pewno chcieliśmy zgarnąć pełną pulę, aby trzy punkty zostały w Radomiu. Podział punktów jest w ostatecznym rozrachunku sprawiedliwym wynikiem. Niedosyt jednak jest - nie ukrywał.
ZOBACZ WIDEO Szukasz sportowych emocji? Włącz WP Pilot
[color=#000000]
[/color]
Ponownie, jak w poprzednich sezonach, Skra miała olbrzymie problemy w Hali MOSiR-u w Radomiu. - Ciężko mi powiedzieć, jak było we wcześniejszych latach, ale trener Prygiel wspominał, że atut tej hali albo klątwa tego złotego sufitu (śmiech) powodowały, że Skrze zawsze trudno się tutaj grało. Mam nadzieję, że jednak nie przez te czynniki, a przez poziom naszej gry było tak wyrównane widowisko - zakończył Droszyński.