W trakcie pierwszych dwóch setów liczna grupa kibiców z Bełchatowa, która stawiła się w Hali MOSiR w Radomiu, aby wspierać PGE Skrę w meczu z Cerradem Czarnymi, przecierała oczy ze zdumienia. Przyjezdni nie byli bowiem w stanie dotrzymać kroku rywalom. Gospodarze prowadzili 2:0 i byli blisko pokonania srebrnych medalistów PlusLigi w trzech setach. Dziesięciominutowa przerwa pomogła jednak gościom, wybijając ze świetnego rytmu Wojskowych.
- Czarni grają tutaj bardzo dobrze i wiedzieliśmy, że będą bardzo zmotywowani, aby zdobyć z nami jakieś punkty. Bardzo ważne było to, że nie daliśmy im się zdominować w trzecim secie i odwróciliśmy losy meczu - podkreślił Srećko Lisinac. - W pierwszych dwóch setach popsuliśmy jednak bardzo dużo zagrywek, źle przyjmowaliśmy, a nawet jeśli udało się dokładnie odebrać i mocno zaatakować, to Czarni te piłki bronili. Spisywali się świetnie w pierwszych dwóch setach, ale pokazaliśmy charakter w kluczowym momencie i nie pozwoliliśmy im wygrać. Zawsze lepsze dwa punkty niż żaden - zaznaczył Serb. Trudno się z jego słowami nie zgodzić - on i jego koledzy popełnili 23 błędy serwisowe, przyjmowali na poziomie 44 procent.
- W tej hali trudno się zagrywa, ale jest bardzo fajna atmosfera, ja lubię tutaj grać. Zawsze gospodarze walczą do końca. O ile pamiętam, to nigdy Skrze nie grało się tutaj łatwo - przypomniał środkowy. Chociażby w zeszłym sezonie jego drużyna wygrała na Mazowszu także 3:2.
W początkowych dwóch partiach w kilku sytuacjach goście jedynie przyglądali się temu, jak piłka wpada w ich boisko po świetnych atakach Michała Filipa, najlepszego punktującego zawodów, zdobywcy 24 "oczek". - Przyjechaliśmy tutaj, żeby wygrać. To było naszym celem, więc gdy przegrywaliśmy już 0:2, nie mieliśmy nic do stracenia - nie ukrywał Lisinac.
ZOBACZ WIDEO: Niezwykłe podróże Marcina Lewandowskiego. "W moim łóżku wylądowała głowa koguta"
- Musieliśmy postawić na agresywną zagrywkę, i mimo iż w pierwszych dwóch setach sporo popsuliśmy, to przy serwisie Mariusza Wlazłego zbudowaliśmy przewagę, posłał dwa asy, była piłka przechodząca, to był decydujący moment, kiedy uwierzyliśmy w siebie i złapaliśmy wiatr w żagle. Zdaliśmy sobie sprawę, że możemy wygrać, pomimo świetnej postawy Czarnych - 25-latek nawiązał do sytuacji, gdy po serii kapitana Skry w polu zagrywki jego zespół "odskoczył" na trzy punkty w trzeciej odsłonie (18:21) .
Mimo iż Mariusz Wlazły otrzymał statuetkę MVP spotkania, to najlepszym punktującym bełchatowskiej drużyny był właśnie Lisinac, autor 18 "oczek". - Co mam powiedzieć? Dostałem wiele świetnych piłek od "Gregora" [Grzegorza Łomacza-przyp. P.D.], muszę mu podziękować, coś kupić (śmiech). Najważniejsze jest to, że wygraliśmy, a kto ile punktów zdobył, mniej się liczy. Istotne, że wróciliśmy z dalekiej podróży - zakończył Serb.