Siatkarze z Katowic mieli coś do udowodnienia. W rozgrywkach PlusLigi jeszcze nie wygrali z MKS-em Będzin. Nie ma chyba drugiej drużyny, z którą GKS-owi gra się aż tak niekomfortowo. Górnoślązacy byli jednak zdeterminowani, by przerwać złą passę. - Zrobimy wszystko, by trzy punkty zostały w domu - deklarował przed meczem rozgrywający zespołu ze Śląska, Maciej Fijałek.
Łatwiej jednak coś powiedzieć, niż wykonać. Gospodarze szybko się o tym przekonali zaliczając słaby początek meczu. Zawodnicy z Będzina rozpoczęli spotkanie od serii dobrych zagrywek i zapewnili sobie przewagę. Katowiczanie wybudzili się jednak z marazmu (6:8).
W środkowej fazie seta gra przez dłuższy czas toczyła się punkt za punkt. MKS utrzymał przewagę, którą po ataku Marcina Walińskiego i fantastycznym bloku Artura Ratajczaka powiększył do trzech punktów. Zespół z Będzina miał szanse, by przejąć całkowitą kontrolę nad spotkaniem, ale przy prowadzeniu będzinianie popełnili kilka błędów własnych. Łukasz Kozub pomylił się przy rozegraniu, a Rafael Araujo w ataku i w efekcie GKS prowadził (13:12).
W kolejnych minutach szala zwycięstwa przechylała się raz na stronę gospodarzy, raz gości. Na szczęście dla katowiczan w końcówce z dobrej strony pokazał się Gonzalo Quiroga. Siatkarz, który wcześniej mylił się i w ofensywie i w ataku, w ważnym momencie zaserwował asa. Ślązacy postawili też dwa udane bloki i wygrali partię (25:21).
ZOBACZ WIDEO: Polka zachwyciła miliony internautów. Dziś jest bohaterką filmu "Out of Frame"
Katowiczanom udało się przełożyć dobrą z pierwszej odsłony na początek drugiej partii. Gospodarze przeważali, bo MKS miał problem na pozycji atakującego. Dopiero kiedy Kozub częściej zaczął stawiać na Walińskiego i Zlatana Jordanowa, wynik zaczął być korzystniejszy dla Zagłębiaków (6:9).
Po fantastycznych serwisach Marcina Komendy GKS-owi udało się doprowadzić do remisu (12:12). Dalej gra była wyrównana. Żadna z drużyn nie potrafiła wypracować sobie przewagi aż do końca seta. Przy stanie (23:23) Kohut precyzyjnie zaatakował ze środka. W kolejnej akcji Waliński zagrał w aut i katowiczanie cieszyli się z prowadzenia (2:0).
Poirytowani przegraną zawodnicy z Zagłębia rozpoczęli trzecią partię z animuszem. To jednak na niewiele się zdało, bo przez błędy w obronie Ślązacy szybko odrobili straty (5:5). Z kolei za sprawą Komendy wyszli na prowadzenie. Po raz kolejny rozgrywający zdobył asa (10:8).
Po tym wydarzenia tempo spotkania znacznie zwolniło. O sobie dało też znać zmęczenie. Po stronie MKS-u coraz bardziej był widoczny brak atakującego. Zarówno Araujo, jaki Faryna grali znacznie poniżej oczekiwań. Ich nieprecyzyjne zagrania odbiły się na wyniku (16:14).
Będzinianie starali się odbudować swoją grę stawiając na ataki ze środka wspomagane atakami ze skrzydła. Taka taktyka pozwoliła Zagłębiakom zniwelować przewagę GKS-u. Dodatkowo na korzyść gości działała długa przerwa, która była spowodowana mozolną weryfikacją jednej z akcji. Sędziowie przez dłuższy czas nie potrafili podjąć decyzji, by w końcu, wbrew oczekiwaniom kibiców uznać, że Komenda przełożył ręce na stronę przeciwnika przy rozegraniu (23:23). Mimo niekorzystnego rozwiązania katowiczanie nie chcieli oddać wygranej. Oba zespoły walczyły na tyle zacięcie, że o zwycięstwie decydowała gra na przewagi, w której lepsi okazali się zawodnicy z stolicy Śląska.
GKS Katowice - MKS Będzin 3:0 (25:21, 25:23, 26:24)
GKS: Komenda, Witczak, Kapelus, Quiroga, Kohut, Pietraszko, Mariański (libero) oraz Butryn, Stelmach, Kalembka
MKS: Waliński, Kozub, Ratajczak, Peszko, Jordanow, Araujo, Potera (libero)
oraz Faryna, Seif, Grzechnik
MVP: Bartosz Mariański