Wybór z ciekawości, życie w nieświadomości. Droga Daniela McDonnella do PlusLigi

Materiały prasowe / sport.trefl.com / Na zdjęciu: Daniel McDonnell
Materiały prasowe / sport.trefl.com / Na zdjęciu: Daniel McDonnell

Siatkarskie losy nowego środkowego Lotosu Trefla Gdańsk układały się nietuzinkowo. Trafił do reprezentacji Stanów Zjednoczonych mimo tego, że zaczął grać bardzo późno i nie znał czołowej uczelni w kraju.

W tym artykule dowiesz się o:

Związek Daniela McDonnella z siatkówką rozpoczął się, kiedy runęło jego największe sportowe marzenia z dzieciństwa. Idąc do liceum, nie przeszedł pomyślnie rekrutacji do szkolnej drużyny baseballu. - Towarzyszyło mi wtedy oczywiście uczucie rozczarowania - podkreśla.

Odkrywanie nieznanego

Nie miał jednak czasu płakać nad rozlanym mlekiem. Musiał podjąć ważną decyzję. Mama postawiła ultimatum: albo inny sport, albo praca. - Od razu pomyślałem o nowej dyscyplinie. Jako licealista odwlekałem myśli o podjęciu stałej pracy tak długo, jak to możliwe - dodaje McDonnell.

Mieszkał wtedy w rodzinnym stanie - Arizonie, gdzie siatkówka cieszyła się znikomą popularnością. Paradoksalnie właśnie to zachęciło młodzieńca do spróbowania sił w tym sporcie.

- Jako nastolatek miałem kontakt z wieloma różnymi dyscyplinami. Zdecydowałem się natomiast dołączyć do drużyny siatkarskiej, ponieważ nigdy wcześniej nie miałem styczności z tym sportem - wyjaśnia.

ZOBACZ WIDEO Czesław Lang o kraksie: Nikomu nic się nie stało

Wyborem zaskoczył również rodziców, którzy, podobnie jak on, nie mieli dużego pojęcia na temat siatkówki. Cała rodzina uczyła się jej od początku. Ale nikt nie przejawiał niezadowolenia z wyboru McDonnella.

- Rodzice wspierali moją decyzję o kontynuowaniu przygody ze sportem. Widzieli, że jestem w to mocno zaangażowany i wykonuję ciężką pracę, by osiągnąć konkretne cele. A że szybko się uczą, oglądanie meczów z moim udziałem szybko przypadło im do gustu - opowiada Amerykanin.

Nieświadomy życiowej szansy

Niewielki staż z czasem okazał się dla niego przeszkodą. Kiedy rozpoczynał studia, jego usługami nie była zainteresowana żadna z uczelni z silnymi siatkarskimi tradycjami. - Brak doświadczenia był wtedy niewątpliwie moją największą słabością - nie ma wątpliwości McDonnell.

Siatkówki jednak nie porzucił. Nadal grał w nią jako student University of Arizona. Wytrwałość przyniosła spodziewane efekty. Podczas jednego z turniejów w Las Vegas wpadł w oko skautom UC Irvine, czołowej uniwersyteckiej drużyny w USA.

Kiedy dowiedzieli się o tym jego koledzy, nie kryli podziwu. Środkowy był z kolei totalnie zaskoczony ich reakcją. Nie rozumiał, czym się tak ekscytują. - Nigdy przedtem nie słyszałem o tej szkole. Dopiero potem przejrzałem w Internecie informacje na jej temat i zdałem sobie sprawę, że otwiera się przede mną wielka szansa - mówi.

Otoczenie zmienił w sierpniu 2009 roku. Przeprowadzka do Kalifornii wiązała się z porzuceniem marzeń o wyjeździe na rok studiów do Nowej Zelandii, który planował od ponad roku. - Porzucenie wszystkiego w Arizonie było trudną decyzją. Teraz nie mam natomiast wątpliwości, że przenosiny do UCI były przełomowym momentem w moim życiu - tłumaczy McDonnell.

Dzięki zmianie uczelni mocno się rozwinął. Nie tylko podniósł umiejętności w poszczególnych elementach, ale też poczynił progres w mentalnym podejściu do siatkówki. - Dużo uwagi poświęcaliśmy psychice. Opuszczałem UCI z większą świadomością jej wpływu na osiągane wyniki - przyznaje.

Pięć lat po zakończeniu studiów, już jako reprezentant Stanów Zjednoczonych, zasilił szeregi Lotosu Trefla Gdańsk. Nim trafił do Polski, reprezentował barwy brazylijskiego Funvicu Taubate oraz dwóch klubów francuskich: Tours VB i Chaumont VB 52. Z każdym z nich zdobył mistrzostwo Francji. Osiągnięcie podobnego sukcesu w PlusLidze 2017/2018 byłoby nie lada wyczynem.

Wiktor Gumiński 

Źródło artykułu: