Koniec pewnej epoki w polskiej siatkówce. Na upadek AZS-u Częstochowa pracowano latami

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / AZS Częstochowa
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / AZS Częstochowa

Klub po trzydziestu latach opuścił siatkarską ekstraklasę. To, co dekadę temu wydawało się niemożliwe, stało się faktem. W Częstochowie od czterech sezonów systematycznie pracowano na upadek zasłużonego klubu.

W tym artykule dowiesz się o:

Siatkówka chlubą Częstochowy

Częstochowa to miasto znane na całym świecie z jasnogórskiego klasztoru, do którego rokrocznie pielgrzymują miliony wiernych z całego świata. W Polsce znane było również dzięki siatkówce. AZS Częstochowa, wspierany przez lata wieloma tytularnymi sponsorami, przez ponad dwie dekady był w ścisłej czołówce siatkarskiej ekstraklasy. Akademicki klub w swojej historii zdobył sześć mistrzostw kraju, do czego dorzucił sześć srebrnym krążków i cztery brązowe. Łącznie daje to 16 medali - więcej wywalczyły tylko Legia Warszawa (28), AZS Olsztyn (22) i AZS AWF Warszawa (19).

Przez lata do miasta świętej wieży ściągano młode talenty, które pod czujnym okiem trenerów nabywały szlifów w ekstraklasie, a następnie stanowiły o sile reprezentacji Polski. Jednym z nich był Piotr Gruszka. - Nie chcę oceniać tego, co się dzieje w Częstochowie. Na pewno jako kibic mam w sercu AZS. To tutaj stawiałem pierwsze kroki w dorosłej siatkówce. Chciałbym, by do Częstochowy wróciła wielka siatkówka. Teraz pozostaje mi tylko czekać, gdy nastąpią takie czasy - mówił po wygranym przez jego GKS Katowice meczu w pustej hali w Częstochowie.

Kibicom zostały tylko wspomnienia

Fani w Częstochowie wciąż wspominają zażartą walkę o mistrzostwa Polski z Mostostalem Kędzierzyn-Koźle. "Święta wojna" sprawiała, że trybuny starych hal obu drużyn wypełniały się po brzegi, a chętnych było znacznie więcej niż miejsc. Poziom tych spotkań również był wysoki, wszak reprezentacja Polski w zdecydowanej większości była wówczas złożona z graczy Mostostalu i AZS-u. Rywalizacja tych ekip przypadła na lata 1997-2003. Pięć razy po złoto sięgali kędzierzynianie, dwukrotnie lepsi byli częstochowianie.

ZOBACZ WIDEO Wielka radość w Trei, Cucine Lube po raz czwarty w historii siatkarskim mistrzem Włoch

AZS wychował wielu świetnych siatkarzy. Zaznaczmy, że pięciu mistrzów świata z 2014 roku ma za sobą grę w Częstochowie. To właśnie w zespole ze Świętego Miasta Piotr Nowakowski, Fabian Drzyzga, Krzysztof Ignaczak, Paweł Zatorski i Michał Winiarski stawiali pierwsze kroki w elicie. Z kolei w srebrnym zespole z 2006 rok grało sześciu siatkarzy związanych z AZS-em. Byli to Piotr Gruszka, Łukasz Żygadło, Grzegorz Szymański, Piotr Gacek, Michał Winiarski oraz Michał Bąkiewicz. Zdjęcia większości z nich wiszą w Hali Sportowej Częstochowa, na ścianie pełnej klubowych trofeów - prawdziwym miejscu wspomnień.

Puchar Challenge początkiem końca

Trudno to sobie wyobrazić, ale AZS Częstochowa przez 23 lata z powodzeniem reprezentował Polskę w europejskich pucharach. Choć Akademicy nigdy nie zakwalifikowali się do Final Four Ligi Mistrzów, to mecze z Coprą Piacenza wspominane są przez wielu. Skazywany na pożarcie AZS poradził sobie z wielkim włoskim klubem i wyeliminował go z dalszej rywalizacji. Na Diatec Trentino częstochowianom nie starczyło umiejętności, ale awans do ćwierćfinału to duży wyczyn.

Niewątpliwie największym sukcesem AZS-u na arenie międzynarodowej jest zdobycie Pucharu Challenge w sezonie 2011/2012. Co prawda jest to najmniej prestiżowy europejski puchar, a częstochowianie w pokonanym polu pozostawili AJ Fonte Bastardo, Unicaję Almeria, Rennes Volley 35, Prefaxis Menen oraz AZS Politechnikę Warszawską. Puchar Challenge jednak dumnie zdobi gablotę z trofeami AZS-u. Jednocześnie był to ostatni sezon Akademików w Europie i początek końca zasłużonego klubu, który przez 23 lata rozegrał 136 meczów w pucharach.

Szczególna atmosfera Hali Polonia

Hala Polonia przez ponad dwie dekady była domem AZS-u Częstochowa. Każdy bał się tam grać, a wszystko przez kibiców, którzy tworzyli niepowtarzalną atmosferę. W czasach największych sukcesów trudno było zdobyć bilet na mecz, kolejki ciągnęły się po kilkaset metrów. Oficjalnie w Hali Polonia mieściło się niespełna 3 000 widzów, ale były mecze, gdzie fanów było niemal dwukrotnie więcej. Biorąc pod uwagę frekwencję na ostatnich meczach tego sezonu, brzmi to jak dobry żart lub opowiadanie fantasy.

- Marzyłem, by grać w Hali Polonia, czuć ten dreszczyk emocji - mówił po jednym z meczów przeciwko częstochowskiemu zespołowi Paweł Woicki. Od sezonu 2012/2013 AZS swoje mecze rozgrywa w Hali Sportowej Częstochowa, położonej na uboczu miasta tuż obok ogromnych terenów przemysłowych. O ile jeszcze w pierwszym sezonie fanów na trybuny przyciągała sama nowoczesna hala, o tyle w kolejnych frekwencja była coraz mniejsza. Z biegiem czasu z powodu konfliktu z władzami swój doping zawiesiła grupa najzagorzalszych fanów - Siatkarska Elita, co sprawiło, że w hali panowała zupełna cisza. - Trudno się gra w hali, gdzie słychać własne myśli - mówił były już trener ONICO Warszawa, Jakub Bednaruk. Zdarzyło się, że jeden kibic z Bydgoszczy był głośniejszy niż kilkuset widzów na trybunach.
[nextpage]Gwiazdy nie chcą błyszczeć w Częstochowie

W ostatnich latach w składzie częstochowskiego AZS-u trudno było szukać nie tylko reprezentantów Polski, ale i zawodnika grającego w kadrze innych krajów. Do Częstochowy ściągano anonimowych Białorusinów (Artur Udrys i Maksim Khilko) czy Ukraińców (Oleksandr Grebeniuk i Mykoła Moroz). Wyjątkiem był sezon 2015/2016, gdy pod Jasną Górę trafili Rafael Redwitz, Matej Patak i Felipe Airton Bandero. Z tym ostatnim AZS rozstał się w niezbyt przyjaznych stosunkach, a obie strony zarzucały sobie finansowe nieprawidłowości.

Z Częstochowy systematycznie odchodzili zawodnicy, którzy mieli ambicje osiągnąć coś w siatkówce. W dodatku do klubu nie garnęli się młodzi siatkarze z Exact Systems Norwida Częstochowa. Współpraca obu zespołów pozostawia wiele do życzenia. W minionym sezonie traktowały się niczym wrogowie, organizując domowe mecze w tych samych godzinach. To kolejny absurd. - Przez całe 30 lat występów AZS-u w PlusLidze, 27-28 lat grali tam ludzie, którzy utożsamiali się z tym klubem. Niestety ostatnie 2-3 sezony grają ci, którzy nie załapali się nigdzie indziej i tak to wygląda - powiedział podczas telewizyjnej transmisji z ostatniego barażowego meczu dziennikarz Polsatu Sport, Marek Magiera.

To jaką wartość dla byłych zawodników ma AZS świadczą medialne wypowiedzi. - Liczę na to, że dobre czasy niedługo wrócą, bo aż szkoda na to patrzeć. Dużo serca w przeszłości włożyłem w ten klub - powiedział po wizycie w Częstochowie Robert Prygiel, który w AZS-ie spędził dwa lata. Z kolei Bartosz Gawryszewski przed meczem w Częstochowie oglądał gabloty z trofeami, a także drużynowe zdjęcia, na których szukał siebie.

Bez pieniędzy nie ma grania

Sponsorzy, a raczej ich brak, to temat rzeka, który przez ostatnie sezony często pojawiał się w mediach. Dyrektor sportowy AZS-u, Ryszard Bosek, wielokrotnie powtarzał, że trudno jest pozyskać środki finansowe. Największym darczyńcą było miasto, które przez promocję poprzez sport zapewniało grubo ponad milion złotych. To, jak skuteczna była to reklama pomińmy milczeniem.

AZS w trakcie gry w elicie wspierało trzynastu tytularnych sponsorów, a w okresie świetności wielu było małych darczyńców. Na koszulkach częstochowskiego klubu trudno było znaleźć wolne miejsce. W kończącym się sezonie na koszulkach widniały głównie loga sponsorów całych rozgrywek. To też jedna z przyczyn upadku AZS-u. A brak pieniędzy nie odbijał się jedynie na jakości kontraktowanych zawodników. Częstochowianie zrezygnowali również z marketingu czy dobrze prosperującej telewizji internetowej.

Spadek przyjęto z... ulgą

Po spadku z PlusLigi kibice AZS-u, którzy w ramach protestu nie chodzili do hali, odetchnęli z ulgą. Od wielu miesięcy powtarzali oni, że jedynym sposobem, by przywrócić AZS-owi dawny blask, jest spadek z elity. Fani domagali się odejścia osób zarządzających klubem, a te na łamach mediów odpowiadały, że każdy może kupić AZS i prowadzić sześciokrotnych mistrzów Polski według swojego planu.

Winnym wskazano również obecnego trenera Michała Bąkiewicza. Faktem jest, że wyniki osiągane przez jego zespół były dalekie od oczekiwań. AZS pod wodzą byłego reprezentanta Polski wygrał 17 z 77 spotkań. Trudno ocenić, czy nowy impuls w postaci zatrudnienia innego szkoleniowca by pomógł najsłabszej od lat drużynie PlusLigi. W tym przypadku można tylko gdybać.

Odejść z honorem

Po ostatnim meczu z Aluron Virtu Wartą Zawiercie Ryszard Bosek ogłosił, że kończy współpracę z klubem. Spełniło się zatem marzenie kibiców, lecz AZS to obecnie zgliszcza pod każdym względem: począwszy od sfery sportowej, poprzez organizacyjną, a na wizerunkowej kończąc. Szerokim echem w Polsce odbił się wniosek AZS-u o przyznanie walkowerów za barażowe spotkania. Chciałoby się rzec - niczym Kmicic, który swoje winy odkupił pod Jasną Górą: kończ waść, wstydu oszczędź.

To smutny koniec 30-letniej historii. Przyszłość częstochowskiej drużyny nie jest znana, rozstrzygnie się w najbliższych tygodniach. Bez dotacji z miasta drużynie ze Świętego Miasta trudno będzie przetrwać. Nadzieją są kadeci, którzy w mistrzostwach Polski sięgnęli po złoty medal. O ile zostaną w Częstochowie.

Na naszych oczach upadła legenda polskiej siatkówki. "Nie my pierwsi i nie ostatni" - odpowiedział na Twitterze Ryszard Bosek na podobny wpis jednego z użytkowników tego serwisu. Kibiców w Częstochowie czeka wiele trudnych lat. Warto zadać pytanie, czy najtrudniejsze jest już za nimi.

Źródło artykułu: