WP SportoweFakty: W piątek o 12 ruszyła pierwsza faza sprzedaży biletów na siatkarskie mistrzostwa Europy, które w 2017 roku odbędą się w Polsce. Zaczęliście od wejściówek na najatrakcyjniejsze spotkania - finał, mecz o 3. miejsce i półfinały.
Jacek Kasprzyk, prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej: Tak. Na początek oddaliśmy kibicom niemal 20 tysięcy biletów. W następnej kolejności do fanów trafi faza play-off i ćwierćfinały, potem faza grupowa, a na koniec ceremonia i mecz otwarcia, które same w sobie są wyjątkowym widowiskiem. W sumie około 170 tysięcy widzów będzie mogło zobaczyć Eurovolley Poland 2017 na żywo.
[b]
Pierwsza pula biletów cieszy się dużym zainteresowaniem. W ciągu pierwszych dwudziestu minut od uruchomienia sprzedaży zarezerwowano ponad 50 procent z nich. [/b]
- Bardzo mnie to cieszy. Wzięliśmy sobie do serca to, co usłyszeliśmy w tym roku od kibiców, a przecież właśnie dla nich chcemy organizować siatkarskie wydarzenia. Faktycznie, wysokie ceny na turniej finałowy Ligi Światowej 2016 były jednym z wielu powodów niskiej frekwencji. Teraz tak skonstruowaliśmy strukturę cen, by były adekwatne do możliwości różnych grup kibiców i by każdy mógł w czasie mistrzostw Europy zobaczyć zarówno mecze Biało-Czerwonych, jak i innych reprezentacji. 40 złotych za mecze Polaków i 30 za dwa mecze z udziałem innych drużyn to chyba dobra cena. Droższe bywają bilety do kina.
ZOBACZ WIDEO Jacek Kasprzyk: To jest fantastyczna grupa
W tym roku problemy z frekwencją były nie tylko w najważniejszych meczach Ligi Światowej, ale i w czasie fazy grupowej tych rozgrywek. Tańsze bilety na mistrzostwa Europy to znak, że wyciągnęliście wnioski?
- Po pierwsze - pamiętajmy, że na część spotkań Ligi Światowej nałożyło się piłkarskie Euro. Po drugie - to był sezon olimpijski, który jest bardzo specyficzny. W ciągu miesiąca musieliśmy zorganizować pięć dużych wydarzeń siatkarskich, co tydzień coś się działo - dwa turnieje World Grand Prix, Grand Slam - najwyższej kategorii turniej siatkówki plażowej, turniej grupowy i finałowy Ligi Światowej. Takiego natężenia wydarzeń kibice mogli po prostu nie wytrzymać finansowo.
To celowy zabieg, że pierwszą pulę biletów wprowadziliście do sprzedaży tuż przed świętami Bożego Narodzenia?
- Tak. To przemyślany ruch. Bilet na półfinał czy mecz o medal mistrzostw Europy to naprawdę znakomity prezent pod choinkę. Jesteśmy przekonani, że krakowska Tauron Arena zapełni się do ostatniego miejsca. i że w najważniejszym meczu turnieju zagra reprezentacja Polski.
Mistrzostw Europy w Polsce będą ostatnimi, w których weźmie udział 16 zespołów. W kolejnych zagrają już 24 reprezentacje. Czy pana zdaniem powiększenie turnieju to dobra decyzja CEV?
- Nowy format to na pewno duże wyzwanie dla organizatorów, bo przecież wszystkie te ekipy trzeba zakwaterować, wyżywić, zapewnić im warunki do treningów. Turniej wydłuży się z dziesięciu dni do niemal trzech tygodni, a co za tym idzie koszty wzrosną dwukrotnie. Uważam też, że gospodarzom trudniej będzie zapełnić hale. Wartość mistrzostw zostanie trochę rozbita. Jest jednak od pewnego czasu mocno rozważana wersja, by turniej odbywał się w kilku krajach, nawet czterech. Tą drogą poszła już koszykówka, a niebawem pójdzie piłka nożna. Taki wariant jest interesujący.
Już przy szesnastu drużynach różnica poziomów pomiędzy niektórymi ekipami jest potężna, a co dopiero, kiedy uczestników będzie dwudziestu czterech.
- Ale z drugiej strony każdy chciałby się na mistrzostwach Europy choć raz pokazać. W CEV zrzeszonych jest 55 federacji. Jeśli będą 24 miejsca, to może kraje bez siatkarskich tradycji, chociażby Anglia, w końcu zechcą promować u siebie siatkówkę na tyle, żeby mieć szansę gry na ME. Jeśli już na nie awansują, to pewnie po trzech meczach odpadną, ale w kraju pojawi się chęć do pracy. Przypomnę tylko, że ostatnie piłkarskie Euro też było w rozszerzonej formule i niektóre zespoły, jak choćby Islandia, a poniekąd i Polska, mocno zaskoczyły potentatów.
Kto poprowadzi Polskę na przyszłorocznych mistrzostwach?
- Na pewno trener mieszkający na stałe we Włoszech, bo to tyczy się wszystkich trzech kandydatów, którzy pozostali - Radostina Stojczewa, Ferdinando de Giorgiego i Mauro Berruto. Nowy szkoleniowiec nie będzie musiał na stałe przeprowadzać się do Polski, ale w jego kontrakcie pojawi się zapis, że poza zgrupowaniami reprezentacji będzie musiał przez co najmniej 10 dni być do dyspozycji federacji, sponsorów i mediów.
Będziecie naciskać, żeby następca Stephane'a Antigi uczył się języka polskiego?
- Każdy z trenerów zadeklarował, że będzie się uczył naszego języka i docelowo "po polsku" prowadził kadrę. Stojczew miałby najłatwiej, bo bułgarskiemu bliżej do polskiego niż włoskiemu. De Giorgi jest w Polsce drugi rok i wiele rozumie, dlatego trzeba uważać, co się przy nim mówi. W najmniejszym stopniu język polski zna Berruto. Niemniej jednak każdy z nich powiedział, że bardzo chciałby ogłaszać sukcesy naszej reprezentacji w języku polskim.
Rozumiem, że wymagania finansowe kandydatów was nie przerażają?
- Nie patrzymy na to w ten sposób. Najważniejsze jest dla nas dobro reprezentacji, a tej potrzebny jest dobry projekt, którym pokieruje siatkarski fachowiec z najwyższej półki. Mamy ten komfort, że niezależnie od tego, kogo z wymienionej trójki wybierzemy, nie będzie "skuchy".
Jaki cel postawicie przed nowym trenerem w mistrzostwach Europy?
- Walczymy o najwyższe cele. Dla nas brak medalu jest porażką. Ćwierćfinał, 5. miejsce na igrzyskach olimpijskich, dla wielu ekip byłoby dobrym wynikiem. Dla nas było niepowodzeniem. Chcemy grać o medale. Wiemy, że mamy zawodników, którym nie wypada medali nie zdobywać.
Kiedy poznamy nazwisko selekcjonera?
- We wtorek.
Czy jest możliwe, że w przyszłym tygodniu decyzja jednak nie zapadnie?
- Myślę, że nie.
Czy po wyborze nowego selekcjonera przyjdzie w końcu czas na doprowadzenie do końca sprawy Wilfredo Leona? Od dłuższego czasu w jego sprawie trwa pat.
- Dotychczas zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Czas jednak na kolejne kroki - na ostatnim posiedzeniu zarządu związku postanowiliśmy, że niebawem rozpoczniemy rozmowy w cztery oczy z przedstawicielami kubańskich władz sportowych. Dzięki wsparciu polskich służb dyplomatycznych mamy kontakt z kubańską ambasadą . I właśnie kanałami dyplomatycznymi zabiegamy o korzystny klimat na starcie rozmów z tamtejszą federacją siatkarską. Tak, bardzo staramy się o umożliwienie Leonowi gry w biało-czerwonych barwach. Dyplomacja wymaga jednak cierpliwości i w pewnych okolicznościach dyskrecji.
Jest szansa, że zdążycie załatwić tę sprawę przed mistrzostwami Europy?
- Nie. Na pewno nie. Bardzo byśmy chcieli, żeby jego występy dla Polski były możliwe w 2018 roku. Zdradzę, że zaraz po moim wyborze na prezesa związku spotkałem się z sekretarzem stanu w kancelarii prezydenta RP, panem Krzysztofem Szczerskim. Przekazaliśmy mu wszystkie dokumenty, niestety oficjalna wizyta polskiej delegacji na Kubie została odroczona. Tak się zdarza. Robimy wszystko, co jest możliwe w tej sprawie, ale nie jesteśmy w stanie zmusić Kubańczyków do podpisania koniecznych odpowiednich dokumentów. Musimy się więc spotkać i spróbować przekonać naszych partnerów z Kuby, że Wilfredo Leon, siatkarz wybitny, podjął ważne decyzje życiowe, i trzeba mu teraz pozwolić na rozwój zawodowy, i sportowy.
Rozmawiał Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty
Zapraszamy na transmisję meczu APP Krispol Września - MKS Ślepsk Suwałki na WP SportoweFakty. Początek transmisji w sobotę (17 grudnia) o godzinie 17.45.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)