Dla siatkarzy Łuczniczki Bydgoszcz starcie z Cerrad Czarnymi Radom było drugim z serii pięciu kolejnych meczów rozgrywanych przed własną publicznością. W konfrontacji z Cuprum Lubin ten atut nie pomógł. Sympatycy gospodarzy liczyli na to, że przeciwko ekipie z Mazowsza miejscowi będą mieli więcej szczęścia.
Przebieg pierwszego seta bez wątpienia mógł usatysfakcjonować najbardziej wybrednych fanów siatkówki. Nie brakowało efektownych ataków, ofiarnych interwencji w obronie oraz skutecznej gry blokiem. Do poziomu widowiska dostosowali się także rozgrywający, Michał Kędzierski i Patryk Szczurek, przebieg seta urozmaicając kombinacyjnymi rozegraniami. W końcowym rozrachunku więcej powodów do zadowolenia mieli jednak gospodarze. Przyjezdni od stanu 11:12 zaczęli bowiem mylić się na potęgę. Ze środka seryjnie pudłowali David Smith i Emanuel Kohut, kłopoty ze sforsowaniem bloku mieli Wojciech Żaliński i Bartłomiej Bołądź. Podopieczni Piotra Makowskiego z każdą kolejną akcją nakręcali się coraz bardziej, pewnie wygrywając inauguracyjną odsłonę.
Początek drugiego seta, podobnie jak pierwszej partii, był bardzo wyrównany. Bydgoszczanie, którzy rozpoczęli nie najlepiej, szybko wrócili do gry za sprawą skutecznych bloków Mateusza Sacharewicza i atomowej zagrywki Bartosza Filipiaka. Radomianie, odczuwając presję ze strony przeciwnika, zaczęli popełniać kolejne błędy. Trener ekipy gości cierpliwie przyglądał się nieporadności swoich podopiecznych, nie wytrzymał dopiero, kiedy przewaga miejscowych wzrosła do trzech punktów (13:10). Uwagi Roberta Prygla w kierunku zawodników oraz wejście na plac gry Jakuba Ziobrowskiego ożywiły siatkarzy z Mazowsza, którzy w kluczowych momentach seta ustawiali szczelny blok, doprowadzając do meczowego remisu.
Podrażnieni gospodarze, po 10-minutowej przerwie z impetem powrócili do gry. Dobre zagrywki Bartosza Filipiaka i autowe ataki Wojciecha Żalińskiego pozwoliły bydgoszczanom wypracować niewielką przewagę (8:3). Szkoleniowiec gości nie mógł być zadowolony z postawy swoich podopiecznych, którzy razili nieporadnością. Po asie serwisowym Patryka Szczurka opiekun Cerrad Czarnych wykorzystał drugą przerwę na żądanie (11:3). To nie pomogło, podobnie jak kolejne zmiany. Radomianie byli całkowicie zagubieni, natomiast siatkarzom znad Brdy wychodziło praktycznie wszystko.
ZOBACZ WIDEO Karol Kłos wspiera "Szlachetną Paczkę" (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
Walczący o pozostanie w grze radomianie od początku czwartej partii przejęli inicjatywę. Dzięki znakomitej grze blokiem, przyjezdnym udało się ograniczyć ofensywne poczynania Bartosza Filipiaka. Trener Piotr Makowski w poszukiwaniu wsparcia dla swojego atakującego dokonał kilku zmian. Na placu boju pojawili się Kacper Bobrowski, Wojciech Jurkiewicz i Marcel Gromadowski. To jednak nie przyniosło oczekiwanych efektów. Po bydgoskiej stronie robił co mógł Igor Yudin, ale i jemu przydarzały się błędy, które kosztowały miejscowych stratę punktów. W tej sytuacji Łuczniczka była bez szans na odrobienie strat.
Tie-break to była wojna nerwów. Gra toczona na pełnym ryzyku bez wątpienia przypadła do gustu nielicznym kibicom, którzy ten wieczór postanowili spędzić w hali Łuczniczka. Niestety dla fanów miejscowej ekipy ostatnie słowo w tym meczu należało do przyjezdnych, którzy w kluczowych momentach lepiej wytrzymali ciśnienie i popełniali mniej błedów, dzięki czemu na koniec mogli cieszyć się ze zdobycia dwóch punktów.
[event_poll=71163]
Łuczniczka Bydgoszcz - Cerrad Czarni Radom 2:3 (25:18, 30:32, 25:14, 17:25, 11:15)
Łuczniczka: Rohnka, Szczurek, Filipiak, Sacharewicz, Yudin, Nowakowski, Czunkiewicz (libero) oraz Bobrowski, Sieńko, Jurkiewicz, Gromadowski.
Cerrad Czarni: Żaliński, Kędzierski, Bołądź, Smith, Fornal, Kohut, Watten (libero) oraz Ziobrowski, Wiese, Gonciarz, Ostrowski.
MVP: Wojciech Żaliński (Czarni).