Georgi Bratojew zawiódł w meczu 1. kolejki PlusLigi z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Bułgar zaliczył jeden z najgorszych indywidualnie występów w tym sezonie. O jego losie w zespole nie zdecydowało jednak tylko jedno starcie. Rozgrywający nie zachwycał już w okresie przygotowawczym i sparingach beniaminka przed startem rozgrywek.
Sprawa miała także drugie dno. Faktem jest, iż nie odnalazł się w drużynie. W dodatku po spotkaniu z kędzierzynianami nie zgadzał się z oceną swojego występu. To spowodowało, że jego relacje z klubem stały się napięte.
Ekipa z Pomorza Zachodniego nie zamierzała dłużej tolerować zachowania 29-latka i postanowiła, że rozwiąże z nim kontrakt. - Idziemy w takim kierunku, aby zrobić to za porozumieniem stron - mówił na początku października prezes klubu, Paweł Adamczak. To się jednak nie udało. Zawodnik nie zgodził się z argumentacją klubu.
Jaka była reakcja władz Espadonu? - Kontrakt został rozwiązany przez klub z winy zawodnika. Taki też wniosek skierowaliśmy do Sądu Polubownego przy PLPS. W tym kierunku działa też mecenas, który nas reprezentuje w całej sprawie. O argumentach, które leżą po naszej stronie przed rozstrzygnięciem sprawy nie chcę mówić - deklaruje sternik szczecińskiego klubu.
Zawodnik nie poszedł szczecinianom na rękę. Z drugiej strony, trudno mu się dziwić. Zapewne liczy on, iż Sąd Polubowny przychyli się do jego argumentacji, co wiązałoby się dla niego z korzyścią finansową. - On od samego początku nie zgadzał się ze sprawami, które dla nas były oczywiste. Byłyby one oczywiste również dla każdego, który oceniałby to na naszym miejscu, jeśli chodzi o kwestie zaangażowania, atmosfery i poziomu sportowego oraz tego, do czego zawodnik zobligował się w kontrakcie - twierdzi Paweł Adamczak.
ZOBACZ WIDEO "PZPS dopuścił się grzechu zaniechania w sprawie Leona" (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}