Niedzielna konfrontacja miała podwójne znaczenie dla obu zespołów. Przed 21. kolejką PlusLigi częstochowianie mieli na koncie 13 punktów, zaś będzinianie 11 "oczek". Zwycięstwo Zagłębiaków oznaczało, że wyprzedzą oni rywali, opuszczając ostatnie miejsce w tabeli po bardzo długim czasie. Natomiast wygrana dawała AZS-owi awans na dwunastą pozycję.
Przed pierwszym gwizdkiem zarówno MKS Będzin, jak i AZS Częstochowa nie spełniały ligowego przepisu, który mówi o tym, że każdy zespół PlusLigi musi zwyciężyć co najmniej pięć razy w sezonie. Po meczu wiadomo, że nadal żadna z ekip nie spełniła wymogu, ale do realizacji celu zbliżyli się gospodarze, mający na koncie cztery triumfy.
Początek wskazywał, że będzie to naprawdę zacięte spotkanie. Jednak z biegiem czasu oba zespoły zaczęły popełniać błędy. Więcej było ich po stronie AZS-u Częstochowa, słabszy dzień miał lider drużyny Felipe Airton Bandero, ale w końcówkach mylili się także jego koledzy.
- Nie był to bardzo zły mecz w naszym wykonaniu. Będzinianie dysponują bardzo trudną zagrywką, co pokazali w tym spotkaniu. Natomiast my mieliśmy niską skuteczność w ataku z wysokiej piłki, a nasi rywale bardzo dobrze bronili - ocenił kapitan częstochowian, Rafael Redwitz.
Błędy AZS-u w decydujących akcjach sprawiły, że to siatkarze MKS-u Będzin mogli cieszyć się z wygranych setów. Jedynie w trzeciej partii częstochowianie wykorzystali przestój przeciwników.
- Rywale zagrali skuteczniej od nas. Jeśli chodzi o nasz zespół, to nie wykorzystaliśmy swoich szans, szczególnie na kontrach, dlatego też przegraliśmy te końcówki. Pracujemy dalej, takie jest piękno sportu - podkreślił trener Michał Bąkiewicz.
Po porażce z MKS-em jego zespół spadł na dno tabeli PlusLigi, czyli na czternaste miejsce. W najbliższej kolejce częstochowianie będą podejmować Łuczniczkę Bydgoszcz (11 marca, godzina 18:00).
Zobacz wideo: Leśnodorski o Cierzniaku: co cię nie zabiję, to cię wzmocni