Ekipa z miasta włókniarzy wygrała premierową odsłonę niedzielnego starcia z wiceliderem Orlen Ligi, ale nie była w stanie pójść za ciosem i oddała pole bardziej doświadczonym i zaprawionym w trudnych bojach "Atomówkom". Rywalki były w stanie w końcówkach poszczególnych partii wnosić się na wyżyny swoich możliwości, mimo że wizyta w Łodzi była im całkowicie nie na rękę. Nie omieszkał wspomnieć o tym po spotkaniu Lorenzo Micelli, dla którego priorytetem jest środowe spotkanie Ligi Mistrzyń z Nordmeccanica Piacenza.
- Na początek chciałbym odnieść się do kalendarza. Rozumiem, że zespół gra w pucharach, ok. Ale jest terminarz. Nikt nie pytał się nas o zdanie, gdy w pierwszej rundzie jechaliśmy do Sopotu zaraz po meczu z Chemikiem. Graliśmy wtedy w poniedziałek u nas, a w środę w Trójmieście i wszystko było w porządku, wszyscy byli zadowoleni. W związku z tym nie szukałbym tutaj ze strony Atomu Trefla jakiegoś usprawiedliwienia. Wygrali. Chwała im za to. Serdecznie gratuluję rywalom tego zwycięstwa - odpowiedział szkoleniowcowi PGE Atomu Trefla Sopot po meczu Jacek Pasiński.
Trener gospodarzy z wyniku końcowego nie mógł być zadowolony, ale postawa jego podopiecznych na pewno wstydu klubowi nie przyniosła. Nie brakowało w niedzielę poświęcenia i walki do końca o każdą piłkę. Łodzianki potwierdziły, że potrafią być wymagającym rywalem dla najsilniejszych w stawce. - Chciałbym podziękować naszym dziewczynom za walkę i determinację, które rzeczywiście było w niedzielę widać na placu. Wielki szacun. Zabrakło nam troszkę szczęścia. Jesteśmy z tego powodu smutni, niemniej takie jest życie. Raz się wygrywa, raz się przegrywa - podsumował mecz opiekun Budowlanych.
O końcowym sukcesie przyjezdnych w Atlas Arenie zadecydowały chłodne głowy siatkarek z Sopotu. Łodzianki przez dłuższą część każdego seta nie ustępowały wyżej notowanym rywalkom, ale w decydujących momentach myliły się zbyt często. - Myślę, że dla kibiców, wizualnie, był to dobry mecz. Nam jednak w miarę dobra gra i walka nic nie przyniosły. Niestety. Zadecydowała, według mnie, końcówka drugiego seta, w której popełniłyśmy 2-3 błędy za dużo. Gdyby udało nam się udźwignąć ten drugi set i wygrać go, myślę, że obraz meczu i jego losy mogłyby być zupełnie inne. Tymczasem zostajemy z porażką i bez punktu - zaznaczyła kapitan gospodarzy Sylwia Pycia.