WP SportoweFakty: Jakie to uczucie być pierwszym półfinalistą tak silnie obsadzonego turnieju kwalifikacyjnego?
Vital Heynen: Przyjemne, ale nieistotne i chwilowe. Bo jedyne, co się tutaj liczy, to być w pierwszej trójce na zakończenie tego turnieju. A wejście do półfinału to tylko krok na drodze. Chcę być pierwszym, który awansuje do trójki i to mam zamiar uczynić w sobotę o 16.30, w czasie pierwszego półfinału. A najpóźniej w niedzielę.
Pana drużyna prezentuje się znacznie lepiej niż podczas niedawnych mistrzostw Europy. Co im pomogło?
- Myślę, że to jest przede wszystkim kwestia celu. Może to zabrzmi głupio, ale gdzie mistrzostwom Europy do igrzysk olimpijskich. Tamta impreza nie była dla nas nadrzędnym ani bardzo ważnym celem i to się czuło. Było to widać w naszej grze. W listopadzie objechałem wszystkich moich podopiecznych w ich klubach i ani jeden nie zająknął się nawet na temat mistrzostw kontynentu, jedyny temat naszych rozmów to były igrzyska, igrzyska i jeszcze raz igrzyska. I teraz jest zupełnie inaczej, każdy z osobna i wszyscy razem jesteśmy niezwykle zmotywowani. A koncentracja i dążenie do celu to jest coś, co powoduje, że zaczynamy grać dobrze. Nie super, bo my nie mamy potencjału na super zespół i nigdy nim nie będziemy. Ale przy silnej motywacji gramy dobrze. I przy okazji sprzyja nam szczęście, to też się przydaje.
Szczęście sprzyjało wam też w ułożeniu meczów, chyba było najlepsze możliwe dla Niemców?
- Tak się składa, że gospodarzom zwykle drabinka dobrze się układa. A reszta to tak zwana serpentyna i to, że gospodarz musi grać pierwszego dnia. CEV podejmował decyzje według ustalonych reguł. Ale faktycznie, nie mogę narzekać na ułożenie meczów grupowych, było korzystne dla nas, zaczynaliśmy od najsłabszego rywala. W pełni wykorzystaliśmy ten mały dar od losu i dzięki temu nie zagramy w meczu z Polską z nożem na gardle.
Pana atakujący i najlepiej punktujący, Gyorgy Grozer, jest w znacznie lepszej formie niż podczas ME. To też jest zasługa koncentracji?
- Jesienią Grozer miał ogromne problemy z klubem i był w trakcie przenosin do Korei, a to mocno wpłynęło na jego dyspozycję. Teraz wszystko jest już ułożone i to od razu widać po jego grze. Poza tym jest tu jego rodzina i dzieci, a on jest bardzo z nimi związany. No i tu w Berlinie czuje się jak w domu. Zresztą my wszyscy tak się tu czujemy.
Właśnie o to chciałam zapytać. Czy pomaga wam to, że gracie w Berlinie, przed swoją publicznością?
- To nie tylko kwestia publiczności, to jest też kwestia bycia gospodarzem. Gospodarz zwykle czuje się najbardziej komfortowo, gra u siebie, wiele kwestii organizacyjnych jest do niego dostosowane. Myślę, że to też pomogło Polsce podczas mistrzostw świata. A tutaj my mamy tę małą przewagę nad innymi.
W tej samej berlińskiej hali cztery lata temu jako świeżo upieczony trener Niemców rozegrał pan bardzo dramatyczny mecz kwalifikacji olimpijskich. Z Kubą, zakończony 20:18 w tie breaku, który dał wam historyczny awans na igrzyska w Londynie. To był pana pierwszy duży sukces na tym stanowisku.
- To prawda, ale przyznam się pani, że nie wspominam go prawie nigdy. To było bardzo dawno temu i od tamtego czasu wiele wspaniałych i dramatycznych spotkań zagraliśmy. Mam poczucie, że to było strasznie dawano temu. Teraz już tylko Rio mam w głowie. Ale mam nadzieję, że kolejny raz ta hala przyniesie nam szczęście, tak jak cztery lata temu.
Zanim dojdziemy do półfinałów, czeka pana jeszcze ostatni mecz grupowy z Polską. Ma pan zamiar wyjść podstawową szóstką czy też dać odpocząć swoim najwięcej grającym zawodnikom?
- Moi zawodnicy przyszli do mnie i powiedzieli, że chcą na ten mecz wyjść najmocniejszym składem i pokonać Polskę. Ja na to: wow, panowie, doskonale, ale my gramy półfinał tych kwalifikacji 20 godzin później. I teraz czeka mnie trudne zadanie poszukania jakiegoś kompromisu pomiędzy tym, czego chcą moi gracze, a czego chcę ja. I będę nad tym myślał długo, pewnie do ostatniej chwili. Ale cieszę się , że moi siatkarze są tak zaangażowani w ten turniej.
Francja prawie na pewno zakończy rozgrywki na pierwszym miejscu swojej grupy. Nie chce pan jej uniknąć w półfinale?
- Ale my się Francji w ogóle nie boimy! Może inne ekipy się ich boją, bo z nimi przegrywały, i to nieraz, ale nie my. I ja i moi zawodnicy mamy w pamięci pokonanie Francji w meczu o brązowy medal mistrzostw świata. Prawdę mówiąc, bardzo chętnie zagrałbym z nimi jeszcze raz o coś ważnego, może to być półfinał tego turnieju. I jestem pewien, że to oni nie chcą na nas trafić i się tego obawiają.
A jak ocenia pan dotychczasową postawę polskiej reprezentacji?
- Polska powinna zająć pierwsze miejsca z tak grającą drużyną, jest faworytem naszej grupy na pewno. Razem z Francją są najlepszymi zespołami tych kwalifikacji i powinny się spotkać w finale. Rosja miałaby problemy, gdyby nie plaga kontuzji w Bułgarii, to im ułatwiło sprawę. My na razie chyba trochę zaskoczyliśmy wszystkich, tak szybko i łatwo awansując do finałowej czwórki. A teraz będziemy chcieli wszystkich zaskoczyć po raz kolejny.
[b]W Berlinie rozmawiała Ola Piskorska
[color=black]
[/color][/b]
Niemcy szykują się na najazd Polaków na Berlin