Biało-Czerwone zanotowały kolejny nieudany mecz na mistrzostwach Europy. Przegrały 1:3 z ekipą gospodarzy, długo stanowiąc dla pozytywnie nakręconych przez miejscową publiczność Holenderek tylko tło. Mimo fatalnego początku meczu, Polki mogły pokusić się jednak w niedzielę o lepszy rezultat. - Najważniejsze, że odbiłyśmy się w tym trzecim secie i samym sobie pokazałyśmy, że tak naprawdę z Holenderkami da się grać i nawiązać wyrównaną walkę, a nawet wygrać. Tylko trzeba trzymać ten równy poziom, o którym mówiłam po meczu z Włoszkami - przyznała bardzo niepocieszona po porażce Katarzyna Skowrońska-Dolata.
Po przegranej na inaugurację z Włoszkami, w której można było jednak znaleźć pewne pozytyw w grze, podopieczne Jacka Nawrockiego nie były w stanie przez niespełna dobę ustabilizować swojej dyspozycji. - Długo analizowałam to, co się wydarzyło w sobotę. Zarzuty miałam głównie sama do siebie, że mogłam zagrać lepiej. W niedzielę powtarzały się jednak błędy i to nas zgubiło. Mam nadzieję, że teraz wygramy ze Słowenią i pojedziemy do Rotterdamu, a potem zwyciężymy w 1/8 turnieju i zagramy w ćwierćfinale - podkreśliła uniwersalna zawodniczka.
Ekipa Oranje, choć pokonała Polskę w takim samym stosunku setów, co reprezentacja Italii, potrafiła jeszcze bardziej zdominować Biało-Czerwone. Nasza kadra przeciwko Pomarańczowym ugrała zaledwie 69 punktów, czyli 9 mniej niż w sobotę. - Według mnie reprezentacja Holandii jest bardziej zbilansowana. Nie przekreślałabym jednak szans Włoszech w meczu z nią, bo wiem, że zawodniczki Bonitty potrafią grać fenomenalnie końcówki. Mamy do czynienia z dwoma bardzo równymi zespołami - na tę chwilę mocniejszymi od nas, bo zachowują zimną krew, a my popełniamy za dużo błędów - wyjaśniła doświadczona skrzydłowa.
W sobotę Polki bardzo dobrze rozpoczęły mecz z Włoszkami, ale później uszło z nich powietrze. Dzień później sytuacja się odwróciła i to właśnie dwie pierwsze partie Biało-Czerwone zagrały katastrofalnie, ulegając przeciwnikowi do 15 i 11. - W straszny sposób przegrałyśmy te dwa sety. To było wręcz deprymujące. Cieszę się jedynie z tego, że, mimo wszystko, potrafiłyśmy się podnieść. To, że nawiązałyśmy walkę to nie jest oczywiście powód, żeby po meczu być zadowolonym. Wciąż wygląda to słabo - zaznaczyła Skowrońska-Dolata.
Gdy wydawało się, że reprezentacja Polski będzie w stanie na dobre wrócić do gry i powalczyć o końcowe zwycięstwo z gospodarzem turnieju, skrzydła podcięła jej kontrowersyjna decyzja arbitra. - W czwartym secie system obowiązujący na tym turnieju na pewno nam nie pomógł, bo, mimo że było widać na telebimie i na wszystkich monitorach, że nie było dotknięcia siatki, sędziowie przyznali punkt dla rywalek. To był bardzo ważny moment tej partii. Nie powinno to tak wyglądać, mając do dyspozycji taki system. Miał on być po to, żeby było sprawiedliwie. Nie chcę w ten sposób odwracać uwagi od naszej porażki, ale według mnie to wstyd, że miała miejsce taka sytuacja - wyjaśniła najlepsza tego dnia Polka na parkiecie.
Zdobywczyni 20 punktów przeciwko Holandii w trakcie niedzielnego meczu przesunięta została z przyjęcia na atak. Wróciła więc na swoją nominalną pozycję, z czym długo nie potrafiły poradzić sobie rywalki. Dla 32-letniej siatkarki miejsce, które ma zająć w ustawieniu zespołu, to jednak sprawa drugorzędna. - Nie chcę spekulować i mówić, co mogłoby być dla nas lepsze, bo jestem na takim etapie, że gdziekolwiek trener by mnie na boisku nie postawił, muszę dać z siebie wszystko - stwierdziła sama zainteresowana.
Marcin Olczyk z Apeldoorn
Karol Kłos: zespoły z Europy mają znacznie trudniej
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)