Pojedynek amerykańsko-argentyński był niezwykle interesujący w kontekście ewentualnej przepustki olimpijskiej dla reprezentacji Polski. W wypadku zwycięstwa Albicelestes, to właśnie podopieczni Stephane'a Antigi pojechaliby w przyszłym roku do Rio de Janeiro. Emocje dodatkowo podsycał fakt, że podczas pamiętnych mistrzostw świata z 2014 roku, Argentyńczycy pokonali Amerykanów i zapewnili Polakom awans do dalszej części turnieju. Wszyscy kibice zaciskali więc kciuki, aby historia powtórzyła się w Japonii.
Nie można było zapominać jednak, że to reprezentacja USA była faworytem tego starcia. Obydwie drużyny nieźle wprowadziły się w spotkanie, ale minimalnie lepsi w pierwszych akcjach byli podopieczni Johna Sperawa. Szybkie piłki do swoich skrzydłowych posyłał Micah Christenson. Ataki Amerykanów okazały się nie do zatrzymania przez reprezentantów Argentyny.
Wydawało się, że Albicelestes opanowali sytuację w końcówce, zbliżając się do przeciwników na zaledwie jedno "oczko". Tymczasem w decydujących momentach ponownie uwidoczniła się siła ofensywna amerykańskiego zespołu, który wypunktował rywali i zwyciężył 25:20.
Ekipa Julio Velasco nie miała zamiaru łatwo się poddawać. Argentyńczycy w drugim secie walczyli jak równy z równym, imponując potężnymi atakami. Najlepszy w tym elemencie był przyjmujący PGE Skry Bełchatów Facundo Conte. Wobec takiej gry rywali, amerykański zespół nie był w stanie wypracować sobie przewagi, by spokojnie kontrolować przebieg tej odsłony.
Kłopoty reprezentacji Argentyny rozpoczęły się po drugiej przerwie technicznej. Amerykanie wyraźnie wzmocnili zagrywkę, uniemożliwiając przeciwnikom wyprowadzenia skutecznej akcji. To właśnie dobra dyspozycja w polu serwisowym okazała się kluczem do zwycięstwa w tej partii (25:21).
Pomimo tego, iż w pierwszych akcjach trzeciego seta Albicelestes wypracowali sobie kilka "oczek" przewagi, dobre serwisy amerykańskich graczy szybko zniwelowały dystans. Tymczasem po początkowym zrywie, z każdą piłką gra reprezentacji USA wyglądała coraz słabiej. Zespół Johna Sperawa przeżywał wyraźny kryzys, co skrupulatnie wykorzystywali rywale. Wysokie prowadzenie pozwoliło Argentyńczykom spokojnie dograć partię do końca. Skuteczne uderzenie Pablo Crera przedłużyło rywalizację w tym meczu (17:25).
Podrażnieni porażką Amerykanie nie chcieli wypuścić swojej szansy z rąk. Wobec słabszej postawy dotychczasowego lidera - Matthew Andersona, odpowiedzialność na swoje barki musieli wziąć pozostali gracze z jego zespołu. W czwartym secie więcej błędów zaczęła ponownie popełniać argentyńska drużyna.
Pomyłki po stronie reprezentacji Argentyny sprawiły, że podopieczni Johna Sperawa mieli już sześć punktów przewagi na drugiej przerwie technicznej i pewnie zmierzali po zwycięstwo w całym Pucharze Świata siatkarzy oraz awans na igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro. Ostatecznie cel udało się osiągnąć po ataku ze środka Maxwella Holta (25:20)
Drugim z zespołów, który wywalczył kwalifikację olimpijską z japońskiego turnieju są Włosi, którzy w decydującym meczu pokonali reprezentację Polski.
USA - Argentyna 3:1 (25:20, 25:21, 17:25, 25:20)
USA: Christenson (6), Sander (11), Lee (7), Anderson (15), Russell (18), Holt (12), E. Shoji (libero) oraz Troy, K. Shoji.
Argentyna: De Cecco (2), Palacios (13), Crer (7), Conte (22), Zornetta (9), Sole (9), Garrocq (libero) oraz Closter (libero), Poglajen, Gauna (4), Ramos, Uriarte.
#dziejesiewsporcie: syn Simeone znów strzela
Na pytani Czytaj całość
Ależ mi żal chłopaków :(