Ola Piskorska: Jak pan ocenia dotychczasowe występy polskiej reprezentacji w Pucharze Świata? Są spore szanse na awans.
Paweł Papke:
Oceniam jak najbardziej pozytywnie. Same zwycięstwa i to ze stratą tylko jednego punktu, to bardzo dobry wynik. Zwłaszcza wygrana z reprezentacją Rosji za trzy punkty była bardzo ważną. Trener Alekno zaskoczył wszystkich wracając do swojego ustawienia sprzed kilku lat, z Muserskim na ataku i Michajłowem na przyjęciu. Tak wygrał finał olimpijski, wszyscy to pamiętamy. To na pewno zaskoczyło również naszych zawodników, ale znakomicie opanowali sytuację. Oczywiście poziom gry naszej drużyny się waha, ale to normalne na tak długim turnieju i przy licznych zmianach. Stephane Antiga i Philippe Blain starają się rotować składem, nie trzymają się kurczowo jednej szóstki. Zmiany w składzie powodują minimalne obniżenie poziomu gry, co czasem rywale potrafią wykorzystać, ale zgubiliśmy zaledwie kilka setów. Może czasem niepotrzebnie, ale one nie wpłynęły na wynik, który po ośmiu meczach jest bardzo dobry.
Mecz z Wenezuelą to było właśnie to obniżenie poziomu z powodu zmian czy może zmęczenie?
- Sztab szkoleniowy chciał dać szansę na pogranie tym, którzy mniej występowali i oni sobie nie do końca radzili. Nie udźwignęli tego meczu i musiał częściowo wrócić pierwszy skład na boisko. Nie da się ukryć, że mecz z Wenezuelą nie był pod kontrolą i raczej ratowaliśmy się z opresji. Najważniejsze, że ostatecznie się udało i nie straciliśmy nic więcej niż seta. Oczywiście, jako mistrzowie świata jesteśmy faworytami takich spotkań, ale czasem wystarczy chwila nieuwagi i to się mści.
Jak się gra jedenaście meczów, to chyba muszą przyjść te chwile nieuwagi czy brak koncentracji? Nie da się zagrać perfekcyjnie całego turnieju.
- Tak samo jak na mistrzostwach świata, nasi zawodnicy bardzo dobrze zaczęli, ale potem przyszedł kryzys. Rok temu mecze w środkowej fazie w Łodzi były bardzo trudne dla naszej reprezentacji, często z walką o zwycięstwo do samego końca piątego seta. Szło jak po grudzie i tamte zwycięstwa były wymęczone. To samo widzę teraz w Japonii. Może nasi siatkarze podświadomie oszczędzali siły na końcówkę? Rozmawiam z nimi codziennie i oni wszyscy mają świadomość, że jeszcze nie są nawet w połowie drogi. Decydujące mecze są przed nimi. Są cztery wyrównane zespoły i z dwoma z nich Polacy dopiero będą grali. Wszystko się może wydarzyć.
Jeden z tych dwóch zespołów to reprezentacja USA, z którą nie udało się za kadencji Antigi wygrać ani razu w meczu o coś. Taka myśl nie podetnie skrzydeł naszym siatkarzom?
- Wierzę w to, że ta myśl będzie miała wpływ na naszych zawodników, ale pozytywny. Ten mecz będzie na pewno kluczowy dla jednej z drużyn, bo ta, która wygra, na 90 procent ma awans na igrzyska w kieszeni, co na pewno bardzo zmotywuje obie strony. To spotkanie będzie po dwóch dniach przerwy, więc zawodnicy powinni zagrać na większej świeżości, i po Polakach, i po Amerykanach było już ostatnio widać zmęczenie turniejem. Zwłaszcza ciekawy będzie pojedynek Bartka Kurka z Mattem Andersonem, obaj to gwiazdy, przyjmujący przesunięci na atak i świetnie sobie radzący na nowej pozycji. Ukształtowani na przyjęciu mają doskonałe wyszkolenie techniczne i pomagają zespołowi w różnych elementach, nie tylko w ataku. Obaj są jednymi z najlepszych siatkarzy na świecie obecnie. Ale najważniejsze, że wygrali Polacy, może być nawet w tie breaku i 32:30.
PZPS postarał się zapewnić zawodnikom reprezentacji najlepsze możliwe warunki, włącznie z lotami klasą business i obozem przygotowawczo-aklimatyzacyjnym w Osace. Czy w związku z tym oczekujecie od siatkarzy wywalczenia tego awansu, presja jest trochę większa niż wcześniej?
- Podobne warunki przygotowań mieli już rok temu przed mistrzostwami świata, takie same zapewniamy również reprezentacjom kobiet i młodzieżowym. Wprowadziliśmy od tego roku pewne standardy, bo chcemy, że sztaby szkoleniowe i sami siatkarze i siatkarki koncentrowali się wyłącznie na trenowaniu i graniu. Jeżeli ktoś zgłasza jakieś zapotrzebowanie, to siadamy i staramy się znaleźć rozwiązania. Rzeczywiście nasi seniorzy polecieli do Japonii w znakomitych warunkach i spędzili tam dziewięć dni przed rozpoczęciem turnieju, co kosztowało sporo. Na szczęście możemy liczyć na wsparcie naszych stałych sponsorów, którzy rozumieją, że wynik sportowy jest pochodną wielu elementów, także takich jak komfort podczas podróży i czas na aklimatyzację. Staramy się zapewnić optymalne warunki, ale nasze oczekiwania wobec seniorskiej reprezentacji są zawsze takie same - są mistrzami świata i mają zdobywać medale w każdej imprezie, w jakiej biorą udział. Byłoby nawet nietaktem wobec tych zawodników oczekiwać czegoś innego, ich stać na najlepsze wyniki. Mamy wspaniały potencjał ludzki w tym momencie i przecież nie będziemy mówić, że interesuje nas pierwsza czwórka na mistrzostwach Europy.
Co do mistrzostw Europy, to czy spodziewa się pan, że pojedzie na nie ten sam skład, który obecnie walczy o Puchar Świata w Japonii czy bardziej rezerwowy? Ci siatkarze będą bardzo zmęczeni, a mistrzostwa kontynentu nie są dla nas priorytetowe w tym sezonie.
- To jak najbardziej jest priorytetowy turniej dla Polskiego Związku Piłki Siatkowej i dla Ministerstwa Sportu. Wynik na ME wyznacza miedzy innymi progi dofinansowania z ministerstwa. To jest jedna z dwóch głównych imprez w tym roku. Oczywiście decyzje personalne podejmą Stephane Antiga z Philippem Blainem, ale trudno mi sobie wyobrazić, żebyśmy pojechali do Bułgarii w składzie innym niż najlepszy z możliwych, złożony z zawodników w optymalnej formie. Drobne zmiany mogą się zdarzyć, ale na pewno nie będziemy odpuszczać tej imprezy i wysyłać tam mocno odmłodzonego składu, bo naszym celem jest medal.
Tylko mistrzostwa Europy są na innym kontynencie i zaledwie kilkanaście dni po zakończeniu Pucharu Świata, jest niemożliwym zbudować dwa szczyty formy na te imprezy u tych samych siatkarzy. Jest prawdopodobne, że ci obecnie grający w Japonii nie będą w optymalnej formie w październiku.
- Owszem, ten dystans czasowy pomiędzy imprezami jest krótki. Nasi główni rywale na mistrzostwach Europy, czyli Rosja i Włochy, są w tej samej trudnej sytuacji, wszyscy muszą sobie z tym jakoś poradzić. Ale nasi wracają z Pucharu Świata business klasą czyli podróż nie powinna być bardzo męcząca, a potem będą mieli kilkanaście dni na regenerację i aklimatyzację. Zatrudniamy wybitnych specjalistów od przygotowania fizycznego, którzy na pewno zrobią wszystko, żeby zawodnicy byli w dobrej formie na następną imprezę. To są fachowcy z najwyższej światowej półki i wierzę, że dadzą radę, że wykonają swoją pracę doskonale.
Czy trener Antiga rozmawiał z panem przed powołaniami na te mistrzostwa? Pojawienie się Pawła Zagumnego na liście wzbudziło sporą sensację.
- Mieliśmy wcześniej informację, że w trybie awaryjnym Paweł będzie do dyspozycji szkoleniowców. Puchar Świata to bardzo wyczerpujący turniej i zawsze jest ryzyko kontuzji czy innych problemów zdrowotnych. To jest sport i trzeba przewidywać wszystkie scenariusze. Przedyskutowaliśmy to i taka zapadła decyzja, a Paweł na nią przystał, mimo, że publicznie mówi trochę co innego. Wiem, że Stephane z nim rozmawiał i umówili się, że on jest opcją awaryjną.
Czy to znaczy, że on wraca do reprezentacji?
- Bardzo Pawła szanuję, miałem zresztą zaszczyt i przyjemność grać z nim parę lat. Mimo wieku to nadal jest jeden z czołowych rozgrywających świata. Wiadomo, że takiego turnieju jak Puchar Świata on nie byłby w stanie wytrzymać kondycyjnie, ale jestem przekonany, że na mniej wymagającej imprezie Paweł w każdej roli byłby ogromnym wsparciem dla zespołu. I mam nadzieję, że będzie brany pod uwagę na igrzyska olimpijskie, jeżeli awansujemy, i że on sam będzie chciał pojechać, bo tego medalu jeszcze nikt z naszych chłopaków nie ma. Czekamy na niego w Polsce już kilkadziesiąt lat. Myślę, że i Paweł, i pozostali nieobecni w Japonii zastanowią się porządnie nad powrotem do kadry, jeżeli będzie szansa na udział w igrzyskach i na medal. To byłoby piękne zakończenie kariery dla nich. Ja na pewno będę z nimi o tym nie raz jeszcze rozmawiał.
Ze wszystkimi, który zrezygnowali po mistrzostwach świata?
- Oczywiście najpierw Stephane musi wskazać tych zawodników, którymi będzie zainteresowany. I dopiero potem będziemy z nimi wszystkimi rozmawiać. Ale nie rozpędzajmy się, najpierw musimy wygrać awans na igrzyska. Choć prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie, żeby w Rio zabrakło mistrzów świata.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)