Reprezentacja Polski kobiet B spokojnie przygotowywała się do ostatniego dwumeczu fazy grupowej Ligi Europejskiej kobiet w Zawierciu, wierząc w sukces w konfrontacji z reprezentacją Węgier. Plany Biało-Czerwonych zupełnie rozminęły się z rzeczywistością, która okazała się dla polskich siatkarek bolesna: sobotnie rywalki niemal zmiotły gospodynie z parkietu i potrzebowały do tego zaledwie 80 minut. Pierwsza okazja na zapewnienie sobie miejsca w czołowej czwórce turnieju została zaprzepaszczona. - Właściwie... nic nie zagrałyśmy. To był kolejny mecz, w którym rywalowi wpadały proste plasy, a nasze mocne ataki były bronione. Problem jest w naszej postawie, a nie w atutach przeciwników - uznała po spotkaniu Monika Bociek.
[ad=rectangle]
Przyjmująca kadry B kończyła sobotni mecz z dorobkiem 2 punktów (33 proc. skuteczności, 1 blok) i z przyjęciem na poziomie zaledwie 17 procent odbioru pozytywnego. W postawie jej drużyny uderzała przede wszystkim ogromna niepewność we własnych poczynaniach i bezradność wobec popisowych akcji przeciwnika. Do tego Polki po prostu "przesypiały" początki setów, pozwalając Węgierkom na budowanie kilkupunktowej przewagi. - Nie potrafimy od razu wejść w mecz, wygląda na to, że budzimy się dopiero po kilku przegranych akcjach. Dopiero kiedy poznajemy przeciwnika, możemy nawiązać z nim walkę, ale wtedy bywa na to za późno - przyznała siostra Grzegorza Boćka.
Podopiecznym Wiesława Popika nie zdarzyło się zagrać w tej edycji LE dwóch doskonałych spotkań z rzędu, ale przy tym nie notowały dwóch jednakowo słabych meczów. Być może sroga lekcja z soboty przyniesie owoce w kolejnym starciu z kadrą Węgier. - Nikt nie wie, jak będzie w kolejnym meczu. Postaramy się zagrać jak najlepiej i wygrać drugie spotkanie. Oby było lepiej niż dzisiaj - zapewniła zawodniczka klubu z Legionowa.