Grzegorz Fijałek i Mariusz Prudel w przyszłym tygodniu rozpoczną rywalizacje w turnieju rangi Grand Slam. Po spotkaniach z niżej notowanymi rywalami w Pucharze Kontynentalnym i Jurmala Masters, będzie to pierwsza okazja dla najlepszego duetu znad Wisły do rywalizacji ze ścisłą, światową czołówką.
[ad=rectangle]
Szymon Łożyński: W Pucharze Kontynentalnym odnieśliście cztery przekonywujące zwycięstwa. Lepszego wejścia w sezon nie mogliście sobie wymarzyć?
Grzegorz Fijałek:
To były dla nas udane zawody i okazja do powrotu do gry po ponad półrocznej przerwie. Ponowne złapanie rytmu meczowego nigdy nie jest łatwe. Cieszy fakt, że łatwo wygraliśmy cztery spotkania, ale uczciwie należy przyznać, że nie mieliśmy po drugiej stronie siatki zbyt mocnych rywali.
Wasze nazwiska widniały na liście zgłoszeniowej do turnieju rangi Open w Lucernie. Dlaczego w ostatecznym rozrachunku zabrakło was na starcie zawodów w Szwajcarii?
- Rywalizacje w Litwie podczas Pucharu Kontynentalnego przypłaciłem zdrowiem. Graliśmy warunkach, które nie pozwalały na sportową rywalizacje, ale organizatorzy nic sobie z tego nie robili. Temperatura powietrza nie przekraczała siedmiu stopni i nawet podwójna odzież termiczna na niewiele się zdała. Już na finałowe spotkanie wyszedłem chory. Kiedy koledzy stawali na podium, ja leżałem w łóżku z gorączką. Aby zwalczyć chorobę musiałem przez dwa dni zażywać antybiotyki, co wykluczyło nasz udział w turnieju w Lucernie.
Jak wygląda sytuacja zdrowotna Mariusza Prudla, który w styczniu przechodził rehabilitację?
- Po złamaniu nie ma już śladu. Mariusz wypracował dobrą dyspozycję. Teraz ja muszę także wrócić na odpowiednie tory.
Z powodu urazu Mariusza Prudla nie graliście ze sobą w pierwszej części przygotowań. Taka sytuacja może rzutować na wasze zgranie zwłaszcza na inauguracje Grand Slam?
- Nie. Gramy już od wielu lat ze sobą i pod względem zgrania czujemy się bardzo pewnie. Oczywiście każda przerwa odbija się na naszej grze, ale jest to normalne i szybko potrafimy złapać rytm meczowy. Kiedy Mariusz przechodził rehabilitację, ja dużo trenowałem indywidualnie i wierzę, iż to zaprocentuje.
W ostatnim etapie przygotowań pracowaliście w Kalifornii. Nad czym skupialiście się najbardziej podczas pobytu za oceanem?
- Tak naprawdę to był nasz pierwszy wspólny obóz w tym sezonie. Skupiliśmy się na elementach meczowych. Trenowaliśmy ze sparingowymi partnerami z najwyższej półki, więc wyjazd można ocenić na plus.
Trenowaliście między innymi z amerykańską parą Sean Rosenthal / Philip Dalhausser. Czy podczas takich treningów pokazuje się pełnie umiejętności, czy jednak nie odkrywa się wszystkich kart przed rywalami?
- Ćwiczymy na maksimum możliwości. Jesteśmy na takim poziomie, że w trakcie pojedynku, po wyciągnięciu odpowiednich wniosków, potrafimy zmienić taktykę. Działa to w obie strony i na treningach można tym samym odkrywać karty.
W poprzednich latach polskie warunki do treningów mówiąc delikatnie pozostawiały wiele do życzenia. Czy coś w tej kwestii się zmieniło?
- W Polsce nadal nie mamy hali z prawdziwego zdarzenia. Na szczęście w łódzkim SMS-ie powstaje już taki obiekt i szczerze mówiąc nie mogę się go już doczekać. Coraz bardziej męczące staje się bowiem kilkumiesięczne trenowanie za granicą każdego roku.
Mistrzostwa świata zostaną rozegrane na przełomie czerwca i lipca w Holandii. Nie obawiacie się o warunki pogodowe? W Holandii silny i porywisty wiatr "lubi" spłatać figla siatkarzom plażowym.
- Tym razem problemu wietrznego nie będzie, gdyż mistrzostwa zostaną rozegrane w centrach czterech miast, a nie na plaży w Hadze. Można jedynie obawiać się deszczowej aury. Taką mamy jednak prace i na wszystkie ewentualności jesteśmy gotowi.
W ubiegłym roku w Hadze odnieśliście triumf w turnieju rangi Grand Slam. Świadomość, że jest to dla was szczęśliwe miejsce będzie miała dla was znaczenie w czerwcowej rywalizacji?
- Ta wiktoria nie da nam kolejnych zwycięstw podczas mistrzostw świata. Tym samym w czerwcu i lipcu, jak na każdych zawodach, ciężko musimy sobie zapracować na punkty. Lubimy grać w Holandii i wierzę, że i w tym roku pokażemy się tam z dobrej strony.
Polskie zawody rangi Grand Slam przeniesiono ze Starych Jabłonek do Olsztyna. Pana zdaniem w stolicy województwa warmińsko-mazurskiego uda się także zorganizować turniej na takim samym poziomie jak w poprzednich latach?
- Na rozwinięcie się takiego scenariusza jest szansa, ale raczej nie będzie w Olsztynie takiego klimatu jak w Starych Jabłonkach. Nic i nikt nie przebije atmosfery jaka tam panowała. Szkoda, że turniej przeniesiono, ale wierzę iż w Olsztynie organizatorzy także staną na wysokości zadania. Poprzeczka jest jednak zawieszona bardzo wysoko. Nie obawiam się tylko o kibiców, którzy zawsze szczelnie wypełniają trybuny i wspaniale dopingują.
To będzie dla was ważny sezon, gdyż będą się w nim rozwiązywały kwestie awansu na Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro.
- Nie patrzymy na niego tylko w kontekście igrzysk olimpijskich. Do nich daleka droga, a żeby się zakwalifikować trzeba mieć przede wszystkim równy i stabilny sezon. Pozostaje nam zatem skupić się na każdym kolejnym turnieju i wówczas możemy osiągnąć zakładany cel.