Świąteczne odśnieżanie wydarzeń roku: Skra i Resovia w turniejach finałowych europejskich pucharów

Sezon 2007/2008 był niezwykle udany dla polskich męskich zespołów. Skra Bełchatów i Resovia Rzeszów zagrały w finałach odpowiednio Ligi Mistrzów i Challenge Cup. Wkręt-met Domex AZS Częstochowa zapisał się złotymi zgłoskami w polskiej siatkówce, dzięki wygranej w Pucharze CEV z rosyjską Iskrą Odincowo. Warto jeszcze raz wrócić pamięcią do tamtych chwil, zwłaszcza, że w tym sezonie polskie zespoły spisują się w europejskich pucharach znacznie gorzej.

Tylko Panathinaikos lepszy od Skry

Już na początku stycznia zaczęły pojawiać się nieoficjalne informacje, że Skra Bełchatów może zostać organizatorem Fina Four Ligi Mistrzów. Najpoważniejszym rywalem polskiej drużyny był Panathinaikos Ateny, jednak na korzyść Polski przemawiało ogromne zainteresowanie siatkówką w naszym kraju, które zachwyciło CEV. Dodatkowo stosunkowo niedawno, bo w sezonie 2004/2005 Grecja gościła turniej finałowy LM, który rozegrany został w Atenach. 1 lutego z siedziby Europejskiej Federacji Siatkówki nadeszło oficjalne potwierdzenie: Polska otrzymała prawo organizacji Final Four Ligi Mistrzów. Automatycznie oznaczało to, że Skra nie grała już w kolejnych fazach Ligi Mistrzów, a do rywalizacji powróciła dopiero na turniej finałowy. Jeszcze przed ogłoszeniem decyzji bełchatowianie zapewnili sobie jednak awans do I rundy play off Ligi Mistrzów, zajmując drugą lokatę w grupie w fazie eliminacyjnej, gdzie za rywali mieli zespoły Panathinaikosu Ateny, Buducnostu Podgoricka Banka oraz NIS Vojvodiny Nowy Sad (Skra odniosła cztery zwycięstwa, przegrywając dwukrotnie z Panathinaikosem).

Ogromny sukces sportowy i organizacyjny

W ostatni weekend marca cztery najlepsze drużyny Ligi Mistrzów zjechały do Łodzi, by walczyć o zwycięstwo w tej edycji rozgrywek. Oprócz Skry Bełchatów w turnieju wystąpiły również rosyjski Dynamo Tattransgaz Kazań oraz włoskie Sisley Treviso i Copra Piacenza. Warto jeszcze wspomnieć, że drugim zespołem reprezentującym Polskę w Lidze Mistrzów 2007/2008 był Jastrzębski Węgiel, który jednak odpadł w I rundzie fazy play-off, a jego pogromcą okazało się właśnie Dynamo Kazań.

W półfinale to rosyjska drużyna była rywalem bełchatowskiej Skry, która po zaciętej, pięciosetowej walce, niestety musiała uznać wyższość rywala (Dynamo prowadziło już jednak w meczu 2:0, a mimo to Skra zdołała odrobić straty i doprowadzić do tie-breaka). - Mało ludzi wierzyło, że uda się nam wygrać. Próbowaliśmy, ale nie udało się - mówił po spotkaniu smutny Krzysztof Stelmach, kapitan Skry. - Jestem dumny, że chłopaki pokazali serce i ducha walki i włożyli w ten mecz wszystko co najlepsze - komplementował swoich podopiecznych Daniel Castellani, pomimo porażki zadowolony z gry swojego zespołu. Jak się później okazało, pogromca Skry okazał się zwycięzcą Ligi Mistrzów, w finale imprezy pokonując 3:2 Copra Piacenzę.

Foto: Trzecie miejsce Skry w Lidze Mistrzów to największy sukces polskiej siatkówki klubowej w ostatnich latach

Bełchatowianie w meczu o 3. miejsce spotkali się z Sisleyem Treviso i po kolejnym pięciosetowym dreszczowcu okazali się lepsi od utytułowanych Włochów. Tym razem role się jednak odwróciły, to Skra prowadziła w spotkaniu już 2:0, jednak Sisley zdołał wyrównać stan rywalizacji. Na szczęście dla nas, w piątym secie polski zespół odzyskał swój rytm gry i zwyciężył 15:13. Brązowy medal Ligi Mistrzów był ogromnym sukcesem polskiego zespołu, tym cenniejszym, że odniesionym przed własną publicznością. - To zwycięstwo to sukces wszystkich - sponsorów, zarządu, zawodników i kibiców. To święto dla nas. Wykonaliśmy wszystko co sobie założyliśmy. Byliśmy twardzi do końca. Przeciwnik nas nie złamał - cieszył się po meczu Krzysztof Stelmach, już w zupełnie innym nastroju niż dzień wcześniej.

Pomijając aspekt sportowy, turniej w Łodzi okazał się również wielkim sukcesem od strony organizacyjnej. Chciałbym podziękować polskim kibicom, którzy byli nieprawdopodobni - mówił kapitan Dynama Siergiej Tietiuchin. - Atmosfera w hali była nieziemska - dodawał szkoleniowiec rosyjskiego zespołu Wiktor Sidielnikow. - Polscy kibice są niesamowici. Takiego szaleństwa na trybunach już dawno nie widziałem. Jako zawodnik występujący w lidze włoskiej mogę tylko pozazdrościć wam takich fanów. Oni naprawdę kochają siatkówkę - podkreślał najlepszy rozgrywający Final Four - zawodnik Copra Piacenza Marco Meoni. Dwudniowa impreza w Łodzi kosztowała 1,5 mln zł, ale były to z pewnością dobrze wydane pieniądze.

Wielka Iskra na kolanach

Chociaż w Pucharze CEV żadna z polskich drużyn nie dotarła do fazy finałowej i tu mieliśmy swoje chwile radości, a to za sprawą pojedynków Wkręt-metu Domex AZS Częstochowa z rosyjską Iskrą Odincowo w 1/18 finałów. Na wyjeździe częstochowianie gładko przegrali z rywalem 0:3 (w setach do 14, 17, i 19) i aby marzyć o awansie do dalszej fazy, musieli zwyciężyć u siebie, a później dodatkowo wygrać złotego seta. Uczciwie trzeba przyznać, że po pogromie w Rosji chyba tylko najwięksi optymiści mogli liczyć na korzystne dla AZS rozstrzygnięcie dwumeczu. - Nam, jako drużynie, jak i poszczególnym zawodnikom dużo do Iskry jeszcze brakuje - przyznawał po pierwszym meczu Krzysztof Gierczyński.

Foto: Tylko najwięksi optymiści wierzyli, że Wkręt-met Domex AZS Częstochowa wyeliminuje Iskrę Odincowo w Pucharze CEV

Tydzień później jednak, kiedy do Częstochowy przyjechali Giba, Abramow i spółka zdarzył się jednak prawdziwy siatkarski cud. - Chłopcy zagrali dzisiaj jak natchnieni - chwalił swoich podopiecznych Radosław Panas. - Zagraliśmy mecz życia z gwiazdami światowego formatu - wtórował mu Wojciech Gradowski. Wspaniała wygrana 3:1, a później zwycięstwo w złotym secie 15:13 dały akademikom awans do najlepszej ósemki zespołów Pucharu CEV. Tam wygrali z rumuńskim Tomis Constanta i gdyby nie porażka z belgijskim Noliko Maselik w złotym secie 17:19, akademicy spod Jasnej Góry byliby kolejną męską drużyną siatkarską w finałach europejskiego pucharu. Nie zmienia to jednak faktu, że zwycięstwo z Iskrą zapisało się złotymi zgłoskami w historii polskiej siatkówki a postawa częstochowskiej drużyny pozostaje wzorem dla innych zespołów.

Kolejne Final Four w Polsce

W Challenge Cup Polskę reprezentowała Asseco Resovia Rzeszów. Rzeszowianie pokonując słabe drużyny z Łotwy i Słowenii łatwo awansowali do 1/8 finałów, gdzie trafili na mistrza Bułgarii i zdobywcę Pucharu Bułgarii - Lukoil Neftohimik Burgas. Pomimo porażki 2:3 na wyjeździe, rzeszowianie wygrali u siebie 3:1, a później 15:13 w złotym secie i zapewnili sobie awans do kolejnej fazy. W ¼ finału znalazł się również Mlekpol AZS Olsztyn, jednak został wyeliminowany przez Pallavolo Modena. Rzeszowianie natomiast po raz kolejny zapewnili swoim kibicom niezły dreszczowiec, dwumecz z Ortec Rotterdam Nesselande rozstrzygając na swoją korzyść również dopiero po złotym secie i awansując tym samym do Final Four Challenge Cup.

Po awansie Resovii do Final Four rzeszowscy działacze postanowili zgłosić kandydaturę Rzeszowa do organizacji turnieju finałowego. Szanse na organizację finałów były stosunkowo małe, ponieważ już wcześniej organizację Final Four Ligi Mistrzów otrzymała Skra Bełchatów. Pomimo tego prezes Mirosław Przedpełski nie tracił nadziei.- Wszyscy doskonale wiedzą jak udane imprezy robi się w Polsce, w jakiej atmosferze rozgrywane są międzynarodowe spotkania - argumentował. Optymizm prezesa potwierdził się, a z końcem lutego nadeszło potwierdzenie o przyznanie Polsce organizacji turnieju finałowego. - Potraktowaliśmy to jako przede wszystkim ukłon w stronę naszych kibiców, którzy byli zawsze z nami m.in. w Rydze i Rotterdamie. Dobrą grą postaramy się spłacić dług wdzięczności - mówił trener Resovii Andrzej Kowal.

Wielkanoc pod siatką

22 i 23 marca, w wielkanocny weekend, do Rzeszowa zjechały gwiazdy światowej siatkówki z Brazylijczykami Andre Heller i Andre Nascimento czy też Amerykaninem Kevinem Hansenem na czele. W półfinale rywalem Resovii był faworyt całej imprezy Pallavolo Modena. Rzeszowski zespół miał już rywala "na widelcu”, prowadził w meczu 2:0, jednak nie potrafił utrzymać koncentracji i w rezultacie przegrał 2:3. - W nasze szeregi niepotrzebnie wdarła się euforia - przyznawał po spotkaniu środkowy Resovii Michał Kaczmarek.

Foto: Zdziesiątkowana kontuzjami Resovia zajęła w Final Four Challenge Cup czwartą lokatę

W spotkaniu o 3. miejsce zdziesiątkowanym kontuzjami resoviakom nie starczyło już sił, przegrali z francuskim Stade Poitevin Poitiers 0:3 i ostatecznie zajęli w finałach 4. lokatę. - W dwóch środkowych i dwóch skrzydłowych nie da się wygrać meczu - podsumował kapitan Resovii Paweł Papke. Pomimo tego był to ogromny sukces rzeszowskiego zespołu, zwłaszcza biorąc po uwagę występy Resovii w Challenge Cup w tym sezonie. Posiadający znacznie mocniejszy skład rzeszowianie odpadli już w II rundzie, przegrywając rywalizację z białoruskim Metallurgiem Żłobin. Podobnie jak turniej finałowy w Łodzi, również rzeszowska impreza była komplementowana za wspaniała organizację i atmosferę na trybunach, a polskich kibiców po raz kolejny okrzyknięto najlepszymi na świecie.

Komentarze (0)