Zgodnie z przewidywaniami, środowy pojedynek Cerrad Czarnych i Lotosu Trefla dostarczył spodziewanych emocji. Zmierzyły się bowiem ze sobą dwie niepokonane wcześniej drużyny. Po zaciętym boju triumfowali gdańszczanie, choć trzeba przyznać, że oba zespoły mogły wcześniej zakończyć tę konfrontację.
[ad=rectangle]
Jednym z najlepszych zawodników gospodarzy był Wojciech Żaliński. Zdobył 12 punktów przy 58-procentowej skuteczności w ataku. Ze swojego występu nie był jednak do końca zadowolony. - Zarówno ja indywidualnie, jak i cały zespół mieliśmy momenty bardzo dobrej, ale i słabszej gry. Przebiegała ona "falami", była bardzo nierówna w wykonaniu obu drużyn - zwrócił uwagę.
Po trzech setach radomianie prowadzili 2:1 i wydawało się, że pójdą za "ciosem" i na swoją korzyść rozstrzygną również czwartą partię. Wtedy jednak w polu serwisowym pojawił się jeden z mistrzów świata. - Mateusz Mika "pokąsał" nas w tym momencie kilkoma bardzo trudnymi zagrywkami. Gdybyśmy przetrwali ustawienie z nim na zagrywce, to moglibyśmy wygrać 3:1. Rywale pokazali jednak charakter i "wyszarpali" nam to zwycięstwo - przyznał pochodzący ze Skarżyska-Kamiennej przyjmujący.
W dwóch pierwszych spotkaniach Czarni zgromadzili komplet punktów, nie oddając nawet seta zarówno Effectorowi Kielce, jak i MKS-owi Banimex Będzin. - Na ostatniej konferencji prasowej Daniel Pliński mówił o tym, że naszym celem było zdobycie sześciu punktów w tych dwóch meczach, bo znaliśmy terminarz i wiedzieliśmy, że spokojnie jesteśmy to w stanie osiągnąć - przypomniał Żaliński. On i koledzy to założenie zrealizowali.
Nie ukrywali jednak rozczarowania po ostatniej akcji środowego starcia. - To jest nasza hala i nie możemy się cieszyć z przegranej. Oczywiście szanujemy ten punkt, bo równie dobrze mogliśmy przegrać za trzy - zaznaczył 26-latek. - Nie wykorzystaliśmy kilku swoich szans i w ogólnym rozrachunku straciliśmy dwa punkty, a nie zdobyliśmy jeden - dodał po chwili.
W latach 2012-2014 Żaliński reprezentował barwy drużyny z Trójmiasta. Doskonale znał więc ostatniego rywala. Co sądzi na temat zespołu zbudowanego przez Andreę Anastasiego? - Nie ma co ukrywać, że obecna drużyna z Gdańska jest dużo mocniejsza od tej, w której ja grałem, ale na przestrzeni całego sezonu nie wydaje mi się, aby włączyła się do walki o medale - odpowiedział przyjmujący. - Będzie poza tą "wielką czwórką", wraz z kilkoma zespołami, w tym mam nadzieję z nami, będzie walczyć o piąte-szóste miejsce - stwierdził.
Rozgrywki PlusLigi nabierają tempa. Przez niemal cały październik i listopad zwiększy się intensywność kolejek, rozgrywane będą systemem środa - sobota. Czy już na początku sezonu podopieczni Roberta Prygla wytrzymają tak dużą dawkę? - Myślę, że mecz w odstępie trzech dni to nie jest nadludzki wysiłek. Nie przesadzajmy - górnicy tyrają po osiem godzin kilometr pod ziemią. Mecz to jest dla nas przyjemność, trenujemy po to, żeby grać. O to w tym sporcie przecież chodzi - zakończył Żaliński.