Budowlani Łódź wygrali dwa pierwsze sety, ale potem oddali pole do manewru rzeszowiankom. - Zaczynało być niewesoło po tym, co zaprezentowałyśmy w trzecim i czwartym secie. Pierwsze dwie partie bardzo dobre w naszym wykonaniu. Potem też jakaś niepewność u nas. Developres zagrał odważnie zagrywką i w ataku. Nie potrafiłyśmy się im wtedy przeciwstawić. Udało nam się to w tie-breaku i odniosłyśmy zwycięstwo. Dobrze, że zagrała z nami Sanja Popović. Można powiedzieć, że to był jej pierwszy trening, bo nie miała okazji z nami trenować - powiedziała Magdalena Śliwa, kapitan łodzianek.
[ad=rectangle]
Rozgrywająca beniaminka żałuje niewykorzystanej szansy na lepszy wynik. - Szkoda, że późno weszłyśmy w ten mecz. Dwa pierwsze sety zupełnie nam nie wyszły, ale dobrze zagrałyśmy w dwóch kolejnych. Szkoda trochę piątego seta. Moim zdaniem, trochę był problem z sędzią, ale to już nieważne. W poniedziałek trener wszystko nam przedstawi i wtedy wyciągniemy wnioski - przyznała Karolina Filipowicz.
Z wygranej cieszył się Adam Grabowski, który po meczu miał do siebie pretensje. - Wygraliśmy i trzeba się cieszyć. Na pewno nie jesteśmy usatysfakcjonowani tym, że oddaliśmy dwa sety, a tym samym punkt. Muszę to wziąć na siebie i przyznać się do błędu. Ściągnąłem Magdalenę Śliwę i dałem wejść na boisko Emilii Kajzer. Ona nie do końca źle rozgrywała, ale złamałem swoją zasadę - jadącego samochodu się już nie naprawia, on ma dojechać do końca - stwierdził szkoleniowiec Budowlanych.
Trener Developresu dostrzegał za to w swoim zespole podobieństwa do meczu inauguracyjnego Orlen Ligi z Chemikiem Police. - Budowlani wygrali mecz, który dobrze zaczęli. My na początku nie mogliśmy się przeciwstawić w żadnym elemencie, ani w przyjęciu, ani w zagrywce. Brakowało nam punktu zaczepienia. Nie mogliśmy wyprowadzić żadnej składnej akcji. Nie graliśmy tego, co trenujemy codziennie i nie czuliśmy się pewnie. Nic nam nie wychodziło. Budowlani dyktowali warunki i grali twardo. Po drugim secie zaryzykowaliśmy. Zmieniliśmy taktykę ataku. Dziewczyny nie miały już nic do stracenia, cały czas sobie to powtarzaliśmy. Łódź nie grała już tak jak na początku. Zdarzały im się błędy i wykorzystaliśmy to. Większość z tych akcji była składna. Już to przypominało to, co gramy na treningu. To, co graliśmy z Chemikiem Police i w piątek z Budowlanymi, w porównaniu z treningami, to są dwa różne światy. Tie-break Łódź zagrała już na bardzo poprawnym poziomie. Rywalki wyszły na sportowej złości. Nie możemy odpuszczać w trakcie meczu. Troszkę mi się przypomina ubiegły tydzień. Wtedy po wygraniu seta z Policami, kolejnego oddajemy bez walki. Tutaj po ugraniu jednego punktu, trochę odpuściliśmy - powiedział Marcin Wojtowicz, szkoleniowiec rzeszowianek.