Grupa I:
Zapowiadaliśmy na mecz Jokera i AZS UAM dwa scenariusze, sprawdził się ten pierwszy. Podopieczni Rolanda Dembończyka wyciągnęli wnioski z dwóch poprzednich słabszych meczy i wygrali zasłużenie z poznaniakami. W trzeciej partii dali nawet pograć uzdolnionym pilskim kadetom. Goście z kolei zagrali ze Śmietaną na libero, co świadczy, ze trener Damian Lisiecki wciąż ma problem z optymalnym ustawieniem drużyny.
Gdy pilanie piastowali fotel lidera, na parkiet wyszli gracze trenera Gogola. Morze gościło tym razem w Zielonej Górze, gdzie w zeszłym roku ulegli w stosunku 0:3. Niestety dla przyjezdnych historia się powtórzyła, choć z tą różnicą, że w zeszłym sezonie to gospodarze mieli walczyć o awans a goście o środek tabeli, więc na pewno ten rezultat zaskoczył nie tylko szczecińskiego szkoleniowca. Ten mecz kończył serię sześciu wyjazdów Bałtyku, który w końcu będzie mógł zagrać we własnej hali. Gospodarze na pewno są zadowoleni, bo dopisali do swojego konta kolejne trzy oczka, które w dalszych grach mogą okazać się przydatne do skończenia sezonu na miejscach piątym lub szóstym.
W lubuskim mieliśmy jeszcze jeden pojedynek, tym razem derbowy. W tym sezonie te pojedynki sąsiadów zza miedzy kończą się wynikiem 1:3. Ku zaskoczeniu ponownie na tablicy mieliśmy taki rezultat. Znów trzy oczka zgarnęli sulechowianie, którzy w tym roku są najlepszą ekipą w tym województwie. Orion w dodatku wskoczył na vice lidera, co świadczy, że cele na ten sezon są realizowane zgodnie z planem. Na pewno niepocieszeni są gospodarze, bo to nie pierwsza ich porażka w Sulęcinie, a punktów wciąż mało na koncie. Zawodnik miejscowej Olimpii Gaca doczekał się w końcu kartki, która chodziła za nim już od kilku meczów.
We Wrześni potykali się tegoroczny z zeszłorocznym beniaminkiem. Sytuacja oby zespołów w analogicznych okresach była ta sama, każdy z nich był na ostatnim miejscu. MKS zdobywając pierwsze punkty z Orionem opuścił pozycję outsidera. Niestety w tym sezonie ta sztuka nie udała się Krispolowi. Mimo iż goście z Trzcianki zagrali najsłabszy mecz w tej rundzie, to i tak zgarnęli całą pulę. Podopieczni Jarosława Grępka zaczęli jednak spotkanie wysokim zwycięstwem w pierwszej partii do trzynastu, co rzadko zdarza się nawet w drugiej lidze. Dwie kolejne odsłony padły łupem nierówno grających gości. Decydującym dla losów meczu był czwarty set, w którym Krispol prowadził 23:19. Przy tym wyniku nawet trener MDK Piotr Winkler już dawał odpocząć graczom z wyjściowej szóstki, szykując się do tie breaka. Niestety dla gospodarzy, ich podopieczni nie zdobyli już ani jednego oczka. Tak więc we Wrześni szukają psychologa dla zawodników. Trzcianka, która grała już z Malinowskim i Kramerem, straciła w tym spotkaniu Dominika Srogę, który nabawił się urazu stopy.
W ważnym dla dołu tabeli spotkaniu, Victoria podejmowała Cuprum. Gospodarze jednak nie lubią tracić punktów u siebie i zasłużenie zwyciężyli bez straty seta. Siatkarze trenera Ignaczaka wskoczyli na siódmą pozycję ze stratą trzech oczek do szóstej lokaty. Goście pozostali nadal na przedostatnim.
Grupa II:
Dotychczasowy lider podejmował u siebie słabą drużynę z Częstochowy. Potwierdziły to pierwsze dwie partie zdecydowanie wygrane przez Czarnych. Gdy kibice już oczekiwali na ostatni trzeci set, miejscowi stracili patent na przyjezdnych. Delic wygrał zasłużenie i do zdobycia choć jednego dużego oczka zabrakło im niewiele. W czwartym secie jednak ulegli Rząśni na przewagę. Blomberg i koledzy umocnili się na pierwszym miejscu. Częstochowianie pokazali lwi pazur, co świadczy, że na kolejnych wyjazdach będą szukać punktów, potrzebnych do walki o środek tabeli.
Opolanie po sensacyjnej wygranej w Działoszynie tym razem zaskoczyli in minus. Nie sprostali oni przed własną publicznością rezerwom Skry, które po przespaniu pierwszej partii, w trzech pozostałych nie dała szans rywalom, wręcz deklasując miejscowych. Trener Rektor będzie musiał bardziej przyłożyć się do pracy z zespołem, by forma jego podopiecznych nie była jak wahadełko. Bełchatowianie tym czasem wskoczyli na czwartą lokatę.
W pojedynku dwóch ostatnich drużyn nastąpił podział punktów. Młodzi adepci siatkówki ze Spały wygrali spotkanie dopiero w tie breaku, choć jeden punkt dla Górnika i tak może okazać się sukcesem, bo nadal są czerwoną latarnią tej grupy i na gwałt szukają punktów.
Ciekawie było w Ozorkowie, gdzie Bzura podejmowała Rośka. Świetna dyspozycja w zagrywce gości i skuteczne ataki pozwoliły na wywiezienie trzech punktów z gorącego terenu. Przecież oba zespoły jeszcze po piątej kolejce dzielił tylko punkt. Dziś różnica wynosi już cztery oczka. Była to pierwsza porażka Bzury przed własną publicznością.
Zgodnie z siatkarską maksymą, kto nie wygrywa 3:0, przegrywa 2:3. Sudety które wystąpiły już z rekonwalescentem Patrykiem Spychałą po zaciętych dwóch setach miały pierwszy punkt meczowy. Niestety w trzech kolejnych odsłonach podopieczni Zdzisława Olejnika okazali się dużo lepsi od miejscowych. MVP meczu został zawodnik Warty, Przemysław Antosiak. Czy mamy powrót do pięciosetowych pojedynków Kamiennej Góry okaże się w następnej kolejce. Warta mimo wygranej traci dystans do lidera a Sudety jeśli nadal myślą nad pierwszą czwórką muszą koniecznie wygrywać u siebie za trzy punkty.
Grupa III:
Dotychczasowy lider musiał się mocno napocić by sprostać w stolicy w pojedynku z Armatem. Mecz stał na wysokim poziomie, jak przystało na drużyny z górnej półki. Podopiecznym Piotra Szulca udało się utrzymać nerwy na wodzy i zainkasować trzy zwycięstwa w czterech setach co umocniło ich na prowadzeniu. Na pochwałę zasługują również goście, którzy tak jak obiecali, przyjechali tu powalczyć, a do szczęścia zabrakło niewiele.
Tuz za ich plecami biły się goniące ekipy z Augustowa i Siedlec. Tu również emocji było co niemiara. Ślepsk po dobrym meczu ograł 3:1 Ósemkę i wypchnął gości w pierwszej czwórki. Było to drugie z rzędu zwycięstwo miejscowych po tym jak trener Adam Aleksandrowicz skupił się tylko i wyłącznie na szkoleniu drużyny. Choć na pewno gdy grał nie osłabiał drużyny.
Potknięcie siedlczan szybko wykorzystali siatkarze Ostrołęki, którzy u siebie ograli stołeczną Legię. Dało im to awans o oczko wyżej. Goście natomiast niebezpiecznie oddalili się od szóstej lokaty, dającej spokojne utrzymanie.
Coraz słabiej radzą sobie garwolinianie, którzy po wymęczonej wygranej z Czarnymi, tym razem niespodziewanie ulegli akademikom z Olsztyna. Ewentualna wygrana mogła przecież im dać awans na szóste miejsce. Niestety tą lokatę zajmuje teraz AZS, mając bezpieczną przewagę nad kolejną w tabeli Legią.
Udało nam się trafić podział punktów w meczu najsłabszych drużyn tej grupy. No bo przecież to były pomorskie derby. Szczęśliwym dla Stoczniowca okazał się tie break, który dał im awans na dziewiątą lokatę. Czarni, mimo ugranych w tym sezonie ośmiu setów, mają najmniej dużych punktów, choć pozwala to na umiarkowany optymizm, bo może w końcu uda się wygrywać więcej niż jeden set na mecz.
Grupa IV:
W tej grupie mieliśmy same wygrane do tak zwanego jaja. Lider z Radomia szybko i bez problemów uporał się u ostatniej w tabeli Resovii, zdecydowanie kontrolując przebieg gry. Rzeszowianie jednak mimo planowej straty punktów w tym meczu, bo nikt na nich nie stawiał przed nim, stracili dystans do kolejnych drużyn. By opuścić ostatnie miejsce podopieczni Jerzego Wietechy muszą teraz wygrać minimum dwa kolejne spotkania z rzędu by wskoczyć o jedno oczko wyżej.
Ramię w ramię z Czarnymi idą Farciarze. Jednakże ich łatwa wygrana w Raciborzu trochę zaskoczyła. Przecież Rafako jest drużyną ze środka tabeli w dodatku grająca przed własną publicznością. Niestety drużyna z Kielc okazała się za mocna i nadal ustępuje w tabeli radomianom tylko bilansem setów. Gospodarzom nie udało się za to przeskoczyć pauzujących w tej kolejce rybniczan.
W pogoni za pierwszą dwójką są Karpaty, które także łatwo ograły u siebie Politechnikę Krakowską. Wydaje się, że Biegun, albo któryś inny z miejscowej ekipy będą na pewno bić się o pierwszą czwórkę w tej grupie. Niestety nadal brakuje czwartego zespołu, który włączył by się do tej rywalizacji. Na pewno przez kilka następnych kolejek nie będą to krakowianie.
No i w końcu się udało, mawiają po sobotnim meczu kibice w Ropczycach. Błękitni mieli problemy tylko w pierwszej odsłonie spotkania z Hejnałem, który rozstrzygnęli do 23. Dwie następne były już pod pełną kontrolą miejscowych. Zostało oddalone widmo spadku, zwłaszcza że środek tabeli jest w zasięgu gospodarzy. W odmiennie innych nastrojach wracali siatkarze do Kęt, bo ta porażka zepchnęła ich na przedostatnie miejsce, choć każdy punkt wywieziony byłby na wagę złota. Teraz Hejnał musi szukać punktów w kolejnych spotkaniach.